Sebastian Pelc i Jakub Pretzlaf, bo o nich mowa wywodzą się z Rzeszowa (okręg podkarpacki). Arbitrzy ci, ze względu na pewien "podział geograficzny", sędziują spotkania m.in. takim drużynom jak: NMC Powen Zabrze, KSS Kielce, KPR Ruch Chorzów czy SPR Lublin. W kilku meczach zebrali oni nad wyraz pozytywne opinie. - Mogę potwierdzić, że tak jest. Były takie sytuacje, akurat z tą parą, że nawet jeśli były jakieś tam niejasne sytuacje to po prostu wystarczyło, że sędzia podszedł i spokojnie powiedział i było załatwione. Te słabsze pary, które uważają, że są nieomylni na parkiecie, że to oni rządzą, nie dadzą nawet porozmawiać, tylko od razu dają żółtą kartkę i myślą, że to wszystko załatwia. Często jest tak, że dostaje się żółtą kartkę za to, że sędzia popełnił błąd - potwierdził wcześniejsze głosy trener superligowej drużyny z Kielc Paweł Tetelewski.
- O ile się nie mylę to sędziowali u nas dwa mecze i za każdym razem nie było do nich zastrzeżeń. Z czego może wynikać tak pozytywny obraz pracy tych dwóch panów? - To są młodzi sędziowie, normalni, przystępni ludzie. Tacy, którzy wiedzą o co w tej piłce ręcznej chodzi. Oni zdaje się, że też grali w piłkę ręczną, z tego co pamiętam. Widać, że czują tą grę i wiedzą, że nieraz trener też potrafi się zdenerwować w ferworze walki i jest to normalne. Wystarczy podejść, porozmawiać, uspokoić i oni to potrafią - kontynuował pochwały w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener KSS-u.
Co ciekawe nie jest to jedyny pozytywny głos w tej sprawie. Dobre, a wręcz bardzo dobre zdanie ma o nich również trenujący na co dzień zabrzańską siódemkę Cezary Winkler. - Chcąc być szczerym i obiektywnym muszę powiedzieć, że bardzo pozytywnie oceniam pracę tych dwóch sędziów. Gwizdali mi już w tym sezonie czy w tej rundzie też jeden taki mecz i też nie miałem do nich żadnych zastrzeżeń. Oczywiście, że jakieś tam błędy zawsze się zdarzają, trudno bowiem się nie pomylić. To jest wręcz niemożliwe, ale liczy się jakby linia prowadzenia zawodów, całokształt tego, jak ci panowie przez te 60 minut potrafią poprowadzić mecz. Z całości prowadzenia spotkania nie mogę powiedzieć absolutnie złego słowa o tej parze.
Pozytywne sygnały doszły również do uszu samego przewodniczącego Kolegium Sędziów Związku Piłki Ręcznej w Polsce Mirosława Bauma. - Tak rzeczywiście - potwierdził w pierwszych słowach działacz. - Ja po każdej kolejce ligowej mam sprawozdania delegatów, oceny delegatów poszczególnych meczów. Jeśli zdarzają się gorsze noty i jeśli mam jakieś wątpliwości to w każdej chwili mogę zadzwonić do delegata i porozmawiać na temat jakichś wpadek. Na szczęście w tym sezonie rzadko tak było. Delegat też sam do mnie dzwoni i mówi jak było i później wyciąga się z tego wnioski na przyszłość - dodał Baum.
Młody wiek, świetna znajomość handballu od podszewki, umiejętność rozwiązywania problemów w sytuacjach tego wymagających to tylko kilka powodów, dla których można sądzić, że panowie ci stoją u progu sędziowskiej kariery. Żałować można jedynie tego, że przez pewien umowny podział terytorialny tacy ludzie prowadzą zawody najczęściej tym samym ekipom. - Na ogół w regularnym sezonie staramy się wysyłać sędziów na bliższe odległości. Nie wysyła się arbitrów powiedzmy z Rzeszowa do Szczecina czy odwrotnie. Regularny sezon to jest jedna sprawa, a mecze play-off to już inne zasady. Tam nie ma takiego podziału. Tu już nie ma większego znaczenia dla tych zespołów przy ćwierćfinałach, półfinałach czy już w walce o miejsca medalowe. Wtedy nie decyduje to, czy to jest 100 km w lewo czy w prawo - zaznaczył Baum.
Istnieje jeszcze jeden problem: "utajnione" noty arbitrów przez delegatów zawodów. Swego czasu było tak, że takie oceny wpisywało się w protokole pomeczowym po spotkaniu. Obecnie do takich sytuacji już nie dochodzi. Szkoda, bo chyba odbiera się w ten sposób pewien bodziec do pracy nad sobą. - Generalnie nota nie jest najistotniejsza - dość przewrotnie stwierdził przewodniczący polskich sędziów. - Jeśli mam jakieś wątpliwości, bo mam sygnały, czasami prasowe lub jakieś inne to po prostu mam możliwość, z uwagi na to, że kluby pierwszej ligi i ekstraklasy mają obowiązek rejestracji wideo zawodów, weryfikacji ich pracy Jak nie od razu to po kilku dniach przychodzą do mnie te płyty i proszę kolegów z odpowiedniego działu i taki mecz się później ogląda - powiedział na koniec.
Miejmy nadzieję, że ci arbitrzy zrobią międzynarodową karierę, bo najpewniej na to zasługują. Pokazali to już swoją postawą i oby nie spoczęli na laurach. Znane powiedzenie mówi się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, drugie zaś, że od czegoś trzeba zacząć. Może to będzie właśnie ten dobry początek?