Konfrontacja z gdańskim pierwszoligowcem była dla legionowian najpoważniejszym z dotychczasowych sparingowych starć. Podopieczni Jarosława Cieślikowskiego i Smolarczyka na tle Wybrzeża zaprezentowali się nieźle, choć w końcowym rozrachunku zapisali na swoim koncie ledwie o jedną bramkę więcej.
- Początek meczu toczył się bezsprzecznie pod nasze dyktando, bo po piętnastu minutach prowadziliśmy różnicą siedmiu bramek. Później rywale zaczęli nas gonić, a po przerwie zaczęła się regularna wojna. Gra była agresywna i z jednej, i z drugiej strony - relacjonuje Smolarczyk w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Trenerzy legionowskiej ekipy starali się dać szansę występu wszystkim zawodnikom, którzy znaleźli się w kadrze na mielecki turniej. - W miarę rotowaliśmy składem. Praktycznie przez cały mecz prowadziliśmy. Tylko raz, na samym początku, był remis. Momentami nasza gra wyglądała nieźle, moim zdaniem w drugiej połowie straciliśmy jednak za dużo bramek - wyjaśnia asystent Cieślikowskiego.
W meczu z Wybrzeżem pierwsze skrzypce grali ci, którzy do Legionowa przenieśli się latem. - Nowi zawodnicy wyglądają jak dobrze i jeśli chodzi o transfery, to nie mamy czego żałować - cieszy się nasz rozmówca.
Za spotkanie z gdańszczanami na szczególne wyróżnienia zasłużyli dobrze radzący sobie w drugiej linii Witalij Titov i Mateusz Wiak, bramkostrzelny Radosław Dzieniszewski oraz broniący w pierwszej połowie z 50-procentową skutecznością Sebastian Zapora.
Ojciec załatwił mu fuchę u kolegi,kiedyś Smolarczyk jak grał w Kielcach to ledwo się łapał do składu gdyby nie Tata to by zakończył karierę!!!!