Tomasz Kulka, Łukasz Orłowski, Kacper Szlęzak, Daniel Giza i Jakub Fidyt wystąpili w sosnowieckim Zagłębiu. Po drugiej stronie barykady stanął jedynie Patryk Rogaczewski. I chociaż przewaga liczebna było po stronie gospodarzy, to dwa punkty pojechały na Dolny Śląsk. Po meczu koledzy "skleili piątki" i namówili kompana ze Świdnicy, aby przedłużył na kilka dni swój pobyt w okolicach Sosnowca. Było co wspominać...
- Kiedyś zastanawialiśmy się, jak to będzie jak zagramy przeciwko sobie. No i stało się - opowiada Patryk Rogaczewski. "Szczypior" opuścił kolegów po zakończeniu edukacji w szkole sportowej w Chełmku i wrócił do rodzinnej Świdnicy. - Też miałem propozycję grania w Zagłębiu, ale wybrałem Świdnicę. Myślę, że to była dobra decyzja. Wróciłem do domu i rodziny. Jeszcze będę miał czas na jeżdżenie po Polsce - tłumaczy filigranowy lewoskrzydłowy, który w swojej karierze dwukrotnie był wybierany do najlepszej siódemki finałów Mistrzostw Polski (raz jako junior młodszy i raz jako junior).
Z drugiej strony Rogaczewski może trochę zazdrościć kolegom. Kulka, Szlęzak, a zwłaszcza Fidyt to kluczowe postaci w talii trenera Krzysztofa Adamuszka. Ten ostatni jest w tym sezonie drugim strzelcem swojej drużyny. Ma na koncie 39 bramek. Więcej ma tylko Patryk Strużyna. Tymczasem Patryk Rogaczewski w ŚKPR-ze Świdnica jest najczęściej zmiennikiem starszego brata Kamila. - Pewnie w Zagłębiu mógłbym grać więcej, ale cieszę się, że jestem na miejscu w Świdnicy i gram w drużynie razem z bratem. To mocny konkurent. Na razie jest ode mnie o klasę lepszy - szczerze przyznaje młody szczypiornista.
Trzeba jednak przyznać, że Patryk skromnie wypowiada się o swoich osiągnięciach. W meczu z KSSPR-em Końskie to jego gol rzucony na cztery sekundy przed końcem uratował punkt Szarym Wilkom. Z kolei w Sosnowcu w ostatnich dziesięciu minutach stanął na jedynce i tak skutecznie utrudniał rozgrywanie akcji rywali, że ŚKPR ze stanu 26:30 w 48. minucie wyciągnął wynik na 36:32 na swoją korzyść. W końcówce Patryk trzykrotnie wykańczał kontry swojej drużyny. - Koledzy przeżyli spory zawód, bo prowadzili i mogli z nami wygrać. Dobrze się jednak stało, że to my ostatecznie zdobyliśmy te dwa punkty. Zresztą rozmawiając między sobą przyznali, że byliśmy zespołem lepszym i bardziej doświadczonym - zdradza zawodnik ŚKPR-u.
Warto nadmienić, że Siódemka Chełmek od wielu lat regularnie meldowała się w finałach Mistrzostw Polski, najpierw młodzików, potem juniorów młodszych i wreszcie w dwóch ostatnich latach juniorów. Przez rok zespół złożony z młodych zawodników występował na parkietach II ligi. Obecnie o chełmeckim szczypiorniaku ciszej, ale zawodnicy którzy zbierali tam szlify z powodzeniem kontynuują grę w PGNiG Superlidze i I lidze.