Zawodnicy siódmej drużyny poprzedniego sezonu PGNiG Superligi starcie z beniaminkiem zaczynali z pozycji faworyta. Po meczu pełnym nerwów i błędów dwa punkty ostatecznie padły jednak łupem rywali.
[ad=rectangle]
Co zadecydowało o niepowodzeniu Chrobrego w konfrontacji z niżej notowanym przeciwnikiem? - W ostatnich tygodniach nie trenowaliśmy tak, jak tego byśmy chcieli. Drobne urazy i kontuzje sprawiły, że niektórzy na zajęciach stawiali się tylko dwa, trzy razy w tygodniu. Ponadto, o ile nie mogę mieć pretensji do obrony i Rafała Stachery, to słabo spisaliśmy się w ataku. Grając na naszym normalnym poziomie nie mielibyśmy takich problemów - wyjaśnia Przybylski.
Doświadczony szkoleniowiec docenia też rywali. - Gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a Śląsk nie pozwolił nam na zbyt wiele - podkreśla trener głogowian w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Jego podopiecznym do szczęścia zabrakło zarówno skuteczności, jak i odrobiny spokoju. Na kilkanaście sekund przed końcową syreną to głogowianie mieli bowiem piłkę, decydującą akcję zbyt szybko kończyć chciał jednak Adam Świątek. - Faktycznie, trochę się pospieszył. Mógł puścić grę dalej, mieliśmy jeszcze sporo czasu. Teraz po fakcie pozostaje jednak tylko gdybanie. To była końcówka i nerwów nie brakowało - wyjaśnia Przybylski.
Po nieudanym rzucie Chrobry mógł jeszcze odzyskać piłkę, Ivan Telepnew przy wznowieniu gry faulował bowiem Adama Babicza. Sędziowie uznali jednak, że o czas poprosił wcześniej trener rywali, Piotr Przybecki. - Oglądałem powtórki tej sytuacji. Moim zdaniem rywale nie zdążyli wziąć czasu, faul nastąpił wcześniej. Powinniśmy mieć jeszcze jedną, ostatnią akcję. Teraz już jednak tego nie zmienimy - kończy nasz rozmówca.