Biało-czerwoni piątkowej rywalizacji z niemieckim zespołem nie będą wspominali zbyt dobrze. Podopieczni Michaela Bieglera rywalizację zaczęli ospale, po wyrównanym kwadransie pozwalają rywalom na zbudowanie solidnej zaliczki, która do przerwy wynosiła cztery trafienia (17:13). Po zmianie stron nasi zawodnicy rzucili się w pogoń, ale Niemcy spokojnie trzymali rękę na pulsie.
[ad=rectangle]
- My w pierwszej połowie staliśmy w obronie, graliśmy bardzo indywidualnie. To co dotychczas było naszą mocną stroną, czyli obrona i bramka, kompletnie tym razem nie zafunkcjonowało i Niemcy wyszli na czterobramkowe prowadzenie. Tak naprawdę w drugiej połowie nie udało się nam już tego odrobić - podsumowywał po końcowym gwizdku Sławomir Szmal.
Kapitan reprezentacji Polski w piątkowym spotkaniu spisał się zdecydowanie poniżej oczekiwań, jego brak interwencji w dużej mierze uzależniony był jednak od fatalnej gry biało-czerwonych w obronie.
W drugiej połowie miejsce Szmala między słupkami zajął Piotr Wyszomirski i szybko zanotował kilka skutecznych interwencji. Niekiedy jednak mimo udanych parad "Wysza" sędziowie dyktowali rzut karny dla rywali, co wywoływało spore protesty w polskim obozie.
- Były takie momenty, że dochodziliśmy rywali w drugiej połowie i w sytuacjach 50 na 50 sędziowie odgwizdywali rzut karny gdy Piotrek bronił piłkę. Pytaniem jest czy były wówczas faule czy nie - dodał "Kasa".
Polacy przegrali z Niemcami 26:29 i po pierwszej serii gier zajmują przedostatnie miejsce w grupie D. Kolejnym przeciwnikiem naszych graczy będzie Argentyna. Mecz w niedzielę.
Z Ad-Dauhy dla SportoweFakty.pl,
Maciej Wojs