Olimpia-Beskid nie wywalczyła ani jednego oczka choćby dlatego, że znów zawiodła ją skuteczność. - Sytuacji rzutowych miałyśmy mnóstwo, ale rzuty były często nieprzygotowane, wprost w bramkarkę lub nie leciały w światło bramki. To musiało przynieść taki efekt - komentowała trenerka sądeckiej drużyny.
Lucyna Zygmunt zwróciła też uwagę na inny mankament gry swojego zespołu. - Głównym problemem była obrona w strefie środka. Tutaj padło zdecydowanie za dużo łatwych bramek, dających wiatr w żagle przeciwniczkom.
KPR Kobierzyce prezentował podczas meczu ciekawy wariant gry na dwie kołowe, ale zdaniem trenerki nie było to zaskakujące. - Z takim sposobem gry spotkałyśmy się już nie raz, ćwiczyłyśmy to na treningach. Niestety ustalona taktyka nie była realizowana. Dziewczyny uznały, że można to obronić blokiem, który jednak nie funkcjonował. Bramkarki były umówione na obronę określonych stref. One robiły swoje, ale piłka wpadała w te strefy bramki, za które odpowiedzialne były zawodniczki ze środka obrony. Wydaje mi się, że nawet 80 procent bramek rywalek mogło paść w ten sposób - oceniła szkoleniowiec Olimpii.
Sądecka drużyna ma potencjał, ale zdarzają się jej wahania formy. Słabszy mecz zagrała np. Tamara Smbatian, a Karolina Płachta zmarnowała sytuację sam na sam w 56. minucie spotkania. Takie niuasne decydują o wyniku.
- Choć tym razem nie było takiego widocznego przestoju. Zespoły odskakiwały na maksymalnie 2,3 bramki i praktycznie to my częściej prowadziłyśmy. Końcówka potoczyła się już inaczej. Znów było dużo własnych błędów. Porażka jest dla nas bardzo bolesna. Musimy popracować mocno nad obroną. Możliwe, że zmienimy pozycję niektórych zawodniczek - zakończyła Lucyna Zygmunt.
ZOBACZ WIDEO Wspaniały gest trenera Vive Tauronu. Złoty medal na licytację
{"id":"","title":""}