Wygrana Stali w Kwidzynie to sensacja. Przed meczem mieleckiemu klubowi nie dawano zbyt wielkich szans na zwycięstwo, głównie przez spore problemy kadrowe. "Czeczeńcy" jechali zresztą na północ kraju nie myśląc w ogóle o triumfie.
- Szczerze, to nikt z nas nie spodziewał się wygranej. Jechaliśmy powalczyć, na chodzonego nikt nie da ci nic za darmo. Wyszło zwycięstwo i trzeba się z tego cieszyć - dodaje Chodara.
To czwarta wygrana jego drużyny w sezonie, ale pierwsza odniesiona po tak niezwykłej końcówce. Piętnaście sekund przed końcem meczu MMTS doprowadził do remisu 25:25. Stal odpowiedziała natychmiast - Krzysztof Lipka podał do Chodary, a ten rzutem z połowy boiska trafił do pustej bramki.
- To był impuls. I tyle - mówi szczerze. - Nigdy czegoś takiego nie trenowaliśmy, ale gramy z Krzyśkiem już tak długo, że on doskonale wie, że ma szybko wznawiać grę i podawać do mnie na środek. A tutaj sytuacja była taka, że MMTS nie zdążył zmienić bramkarza i udało się to wykorzystać - wyjaśnia.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski w Borussii. Od Lewangłupskiego do Lewangolskiego
Chodara nie rzucał w ciemno - doskonale wiedział, że w bramce rywali nie ma golkipera, a wracający do obrony rywale spróbują zablokować rzut. - Dlatego rzucałem lobem. Płaski rzut nie wpadłby do bramki - mówi.
Niewiele brakowało, a z całej akcji nic by nie wyszło, bo podanie Lipki oprócz Chodary próbował też złapać środkowy rozgrywający Stali, Ołeksandr Kirilenko. Obaj zawodnicy o mało się nie wywrócili. - Po meczu Olek podszedł do mnie i mówi: "Dobrze, że to złapałeś, bo ja podałbym do boku i nie wiadomo co by z tego wyszło". Mieliśmy sporo szczęścia - kończy.