Reprezentacja Polski w pierwszym swoim meczu na gdańskim turnieju przegrała z Białorusią 23:24. - Bardzo szkoda Moniki Kobylińskiej. To była kluczowa sprawa dla naszej obrony i ataku. Ona podkręciła nogę, a my nie mamy alternatyw spośród leworęcznych zawodniczek na prawym rozegraniu. W dużej mierze wpłynęło to na przebieg spotkania - powiedział trener Leszek Krowicki.
Obie drużyny pokazały w piątek dużą ambicję. - Walczyliśmy do końca. Bardzo mi się podobało to, że dziewczyny cały czas próbowały nawiązać walkę. Grały agresywnie, twardo i nie było momentu, w którym by odpuściły, mimo że nasze rywalki częściej były na prowadzeniu - zauważył szkoleniowiec. - Ogólnie nie docenia się reprezentacji Białorusi, ale trzon tej drużyny jest oparty na jednym klubie, w którym pracuje trener kadry. My byliśmy na zgrupowaniu przez kilka dni - dodał.
W polskim zespołem brakowało wyraźnych argumentów do zwycięstwa. - To wszystko musi się zrodzić z czasem. Graliśmy 6-7 zawodniczkami, które od dawna nie miały okazji występować w reprezentacji. Poddajemy próbom dziewczyny, które nie mają doświadczenia i jest to w tej chwili widoczne. Było kilka czystych sytuacji, które bardziej rutynowane zawodniczki by wykorzystały. Miało to też wpływ na błędy - przyznał Krowicki
W reprezentacji zadebiutowało w piątek kilka zawodniczek. - Zagrały trzy kompletne debiutantki, a trzy kolejne od kilku lat nie grały w kadrze, w której wcześniej miały krótki epizod. To też odgrywa bardzo dużą rolę. W tej chwili jednak za wcześnie na wnioski, czy cenzurki. Była walka i to jest w tym wszystkim najistotniejsze. Błędy są potrzebne po to, by się uczyć - zakończył Leszek Krowicki.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze