[b]
WP SportoweFakty: Nigdy nie był pan skuteczniejszy. 76 bramek w Lidze Mistrzów to pana rekordowy wynik całej karierze, a to jeszcze nie koniec rozgrywek. Życiowa forma?[/b]
Julen Aguinagalde: Naprawdę? Nawet nie zwróciłbym uwagi na tę statystykę. To prawda, ostatnio gra mi się bardzo dobrze - przede wszystkim jestem zdrowy i dobrze czuję się fizycznie. Cieszę się grą i mam nadzieję, że to widać. Najważniejsze jest jednak to, co mogę dać zespołowi. Na tym się skupiam i na tym najbardziej mi zależy.
W każdym meczu prezentuje pan równą, wysoką skuteczność. To efekt odpoczynku w wakacje?
- Tak, to było bardzo ważne. Zawodnicy, którzy pojechali na igrzyska do Brazylii wrócili bardzo zmęczeni. To reguła w roku poolimpijskim. Ja miałem okazję zostać w klubie i spokojnie potrenować. Naprawdę dobrze przygotowałem się do sezonu.
ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Pokazaliśmy wielkość
Koledzy ślą do pana mnóstwo piłek. Można powiedzieć, że przez długi czas bardziej to pan grał dla zespołu, a teraz to zespół gra więcej dla pana?
- Moje szanse to zasługa całej drużyny, oni wypracowują poszczególne akcje, rzutami z dystansu rozluźniają obronę, a ja im w tym pomagam i przy okazji dostaję trochę podań. To działa na zasadzie pewnego mechanizmu - żeby gra się kleiła, wszystkie elementy muszą współgrać. Nasza gra się nie zmieniła, a to kto danego dnia jest bardziej widoczny zależy tylko od dyspozycji i taktyki w danym meczu.
To pana najlepszy sezon - sportowo, fizycznie i psychicznie - odkąd gra pan w Vive? Liczby i gra na to wskazują.
- Najlepszy był ostatni, bo wygraliśmy wszystkie puchary! To one są najważniejsze. Moja dyspozycja jest na drugim miejscu.
Po pierwszej połowie rywalizacji z Montpellier przegrywacie jednak pięcioma bramkami. Co się stało we Francji?
- Pamiętajmy, że Montpellier to naprawdę bardzo dobry zespół. Na wyjeździe zagraliśmy solidne 40 minut, całą pierwszą połowę, a na początku drugiej mieliśmy chyba nawet cztery bramki przewagi. Końcówka była jednak w naszym wykonaniu bardzo zła i dlatego w niedzielę musimy gonić. Jestem jednak pewien, że razem z kibicami możemy tego dokonać.
Sześć bramek rzucił wam młody, 20-letni Ludovic Fabregas. To przyszły najlepszy kołowy świata?
- Ma wszystko, by to osiągnąć. Jego silą jest młodość, przebojowość, ogromy talent. Papiery na grę ma doskonałe.
Po zakończeniu sezonu w Kielcach zacznie się tworzyć mała hiszpańska kolonia. Najpierw dołączy Alex Dujszebajew, rok później Angel Perez, jest trener z hiszpańskim paszportem. Wreszcie będzie okazja pomówić w swoim języku.
- Oczywiście to cieszy, ale hiszpański urzędowym jeżykiem w Vive z pewnością nie będzie. Wszyscy mają nauczyć się polskiego. Taka jest zasada, że nowi zawodnicy poprzez szybką naukę języka mają łatwiej i szybciej zaadoptować się do zespołu. To dobre rozwiązanie.
A teraz nie brakuje panu rodaków w Vive?
- Nie sądzę. W klubie odnalazłem wielu kolegów i przyjaciół. Oczywiście, cieszę się, że przyjdą rodacy, ale na takiej samej zasadzie jak z każdego innego transferu - najważniejsze, że dołączają dobrzy zawodnicy. Alexa nie trzeba nikomu przedstawiać, Angel zaś to bardzo skuteczny skrzydłowy, tylko że przyjdzie dopiero za dwa lata.
Po rzuconym zwycięskim karnym w finale Ligi Mistrzów rok temu bardzo mocno przytulał pan szczęśliwą piłkę. Zachował pan ją do dzisiaj?
- Oczywiście! Mam ją w domu. Przez długi czas była na półce, ale robiłem porządki i teraz jest w którejś reklamówce. To piękny kawałek historii, ale jednak historii. Fajnie powspominać dawne czasy, ale mamy teraz przed sobą kolejne spotkania, kolejne cele. Musimy być bardzo skoncentrowani, by i w tym roku móc cieszyć się z sukcesów i pisać nową historię.
Rozmawiał Maciej Szarek