KPR Legionowo wygrał w Gdyni, jednak nie wyglądało to od początku dobrze ze strony drużyny z Mazowsza. - Gdynia to bardzo ciężki teren. Na początku przegrywaliśmy różnicą pięciu bramek i trudno się gra w takiej sytuacji. Ponadto wielu chłopaków jest kontuzjowanych i w takich warunkach mamy utrudnione zadanie. Cieszy nas wygrana, a odnieśliśmy ją dzięki konsekwencji. Graliśmy do pewnej piłki, długo w ataku i nie popełnialiśmy głupich strat - ocenił Michał Grabowski, zawodnik KPR-u.
Trener Marcin Smolarczyk podkreślił co było najważniejsze w spotkaniu. - Był to zdecydowanie mecz walki. Były fragmenty, w których realizowaliśmy założenia, ale również często brakowało sił i od tego odchodziliśmy. Przez 60 minut gryźliśmy parkiet w obronie i w ataku i jak tak to wygląda, to łatwiej o korzystny rezultat - zauważył szkoleniowiec KPR-u.
- Przez cały mecz próbowaliśmy zwalniać tempo, bo mamy niewielu zawodników i gramy po 60 minut. Gdynianie otworzyli mecz w obronie 6-0, później defensywa była bardziej otwarta i to kosztuje siły. Jak duży zawodnik biega, to musi wydatkować więcej energii i może tego zabrakło Spójni na koniec - dodał.
W dużo gorszym nastroju był Marcin Markuszewski, trener Spójni Gdynia. - Na usta ciśnie się sporo niecenzuralnych słów. Mieliśmy fatalną obronę i tak w defensywie w tym sezonie nie zagraliśmy. Dużo lepiej spisywaliśmy się w defensywie nawet z drużynami z Płocka, Kwidzyna, czy Zabrza, nie umniejszając tu naszym przeciwnikom, którzy zagrali bardzo dobre spotkanie i byli skuteczni - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"
Porażka to jedno, Spójnia ma też problem kadrowy po środowym meczu. - Kontuzja Bogdana Oliferchuka wygląda na dość poważną. Robert Kamyszek oddychał rękawami, nie miał sił, ale szarpał do samego końca. Ciężko zebrać myśli po tak fatalnym spotkaniu z naszej strony - żałował Marcin Markuszewski.
Gdynianie liczyli na to, że wygrają u siebie z KPR-em Legionowo. - Dobrze zaczęliśmy I połowę i odskoczyliśmy przeciwnikowi. Zabrakło nam jednak zimnej głowy i dłuższego grania w ataku pozycyjnym. Za szybko oddawaliśmy rzuty i chcieliśmy skończyć akcje. Bramkarz KPR-u spisywał się dobrze i drużyna z Legionowa to wykorzystała, odskakując na dwie bramki. Dawaliśmy z siebie wszystko, ale nie zdążyliśmy ich dogonić - podsumował Kamil Pedryc.