Wydawałoby się, że w poważnych rozgrywkach takie sytuacje nie mają prawa mieć miejsca. A jednak. Ustalanie daty meczu Rhein Neckar Loewen i PGE VIVE momentami przypominało czeski film.
W sobotę ma się odbyć hit niemieckiej Bundesligi, w którym Lwy zmierzą się z THW Kiel. Prestiżowe spotkanie w najlepszym czasie antenowym będzie transmitowała państwowa stacja ARD.
Problem w tym, że dokładnie w ten sam weekend EHF zaplanował spotkania pierwszej rundy TOP16 Ligi Mistrzów. Termin znany był od dwóch lat i Europejska Federacja Piłki Ręcznej nie przyjmowała od Rhein-Neckar Loewen żadnych tłumaczeń. Niemcy chcieli przyjechać do Kielc w środę, ale na to, całkiem zresztą słusznie, nie zgadzali mistrzowie Polski. Lwy odrzuciły propozycję zamiany gospodarzy i zapowiedziały, że do stolicy województwa świętokrzyskiego wyślą swoje rezerwy, które na co dzień walczą w trzeciej lidze.
To jednak nie koniec historii - okazało się bowiem, że kilku najlepszych zawodników z drugiego zespołu zmaga się z kontuzjami i drużyna zostanie uzupełniona o juniorów. Bądźmy szczerzy - działania klubu i DKB, czyli Niemieckiego Związku Piłki Ręcznej, który w ogromnej mierze jest winny całej sytuacji, przypominają po prostu kabaret.
Kielczanie przed pojedynkiem starają się jednak odciąć od całego zamieszania i zgodnie podkreślają, że dopóki nie wybiegną na parkiet, przygotowują się do starcia z pierwszym zespołem Lwów i jego największymi gwiazdami.
- Odkąd poznaliśmy rywala, szykujemy się do walki z pierwszą drużyną Rhein Neckar Loewen. Analizujemy grę podstawowych zawodników - Andiego Schmida, Rafaela Baeny i spółki. Nie spekulujemy, kto przyjedzie, po prostu przygotowujemy się do tego spotkania najlepiej, jak to możliwe. Wyjdziemy na parkiet, by walczyć o zwycięstwo - twierdzi Mariusz Jurkiewicz.
W niemal identycznym tonie wypowiada się skrzydłowy żółto-biało-niebieskich, Blaż Janc: - Dla mnie to jest obojętne z kim się zmierzymy. Przygotowujemy się do tego, że będziemy grać z pierwszym zespołem. Musimy się skoncentrować na naszej grze i myśleć tylko o sobie. Co ma być, to będzie - mówi Słoweniec i dodaje: - Jeśli przyjedzie drugi zespół, to musimy po prostu wygrać ten mecz jak największą liczbą bramek.
Taką filozofię zaszczepił w zawodnikach trener Tałant Dujszebajew: - Nie chcemy patrzeć na to, co zrobią rywale. My musimy być przygotowani na pierwszy zespół i mieć w głowach, że liczy się tylko walka, walka i jeszcze raz walka. Czeka nas bardzo ciężkie sześćdziesiąt minut w domu, a później jeszcze trudniejszy rewanż w Mannheim - podkreśla trener. Szkoleniowiec twierdzi, że taktyka jego ekipy nie jest uzależniona od tego, przeciwko komu przyjdzie jej grać. - W naszej grze nic się nie zmieni. Najważniejszy jest mecz i zwycięstwo. Jesteśmy PGE VIVE i chcemy pokazać, że stać nas nas walkę o najwyższe cele. Nie ma znaczenia, czy gramy przeciwko Rhein-Neckar Loewen, FC Barcelonie czy zupełnie innemu zespołowi. Mamy przygotowany plan A i B.
Mowy o deprecjonowaniu niedoświadczonych rywali nie ma. Kielczanie zdają sobie sprawę z wagi pojedynku i chcą zapewnić sobie spokój przed drugim starciem. - To jest 1/8 Ligi Mistrzów, rewanż gramy na wyjeździe, więc na pewno nie będzie żadnego lekceważenia ani rozmyślania o kolejnej rundzie. Na ten moment liczy się tylko sobotni mecz - podkreśla Jurkiewicz.
Jaką różnicą bramek powinni zwyciężyć mistrzowie Polski, by móc ze spokojem przygotowywać się do meczu w Mannheim? - Gdy prześledzimy różne dwumecze w piłce ręcznej, to zobaczymy, że nie ma bezpiecznych zaliczek, dlatego my nie będziemy o tym myśleć. Wyjdziemy walczyć o zwycięstwo, a później, o ile będzie nam to dane, będziemy się starali powiększać przewagę o kolejne bramki - mówi rozgrywający.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Patryk Małecki zatrzymał Chrobrego Głogów. Nie przeszkodził mu cios w twarz