W meczu, w którym przedostatni zespół podejmuje outsidera rozgrywek muszą lecieć iskry. Nikt nie chciał przegrać, co niewątpliwie wpłynęło na boiskowe wydarzenia. - Ta porażka bardzo boli tym bardziej, że wiedzieliśmy, że możemy tutaj powalczyć - stwierdził tuż po końcowej syrenie Adam Lisiewicz.
- Graliśmy z Pogonią już dwa mecze, co prawda towarzyskie. Stąd też osobiście liczyłem na to, że wywieziemy stąd punkty. Wynik pokazuje co innego - dodał przygnębiony zawodnik Arki.
Gdynianie nieźle zaczęli. Prowadzili dość skromnie (2:0), ale nie pozwalali gospodarzom na wiele w swojej obronie. Większość piłek padała łupem Macieja Pieńczewskiego. - Pogoń męczyła się z nami, a my z nią - słusznie skwitował skrzydłowy.
- 9 bramek przez całą pierwszą połowę to nie dużo. W drugiej połowie, bodajże po 10 minutach straciliśmy już 6. To pokazało, że w drugą część weszliśmy zupełnie inaczej. Mieliśmy problemy z Pawłem Krupą i Arkiem Bosym. Z tego mamy wynik 20:19, który bardzo nas boli - kontynuował.
W pewnym momencie spotkanie wyrwało się gościom całkiem spod pewnej kontroli. Przegrywali bowiem 15:19 i wydawało się, że tylko jakiś cud może sprawić, że wrócą do gry o zwycięstwo. Jak się jednak później okazało, stanęli przed szansą na końcowy sukces. - Szkoda ostatniej akcji, bo mieliśmy przewagę liczebną na 30 sekund przed końcem meczu. Niestety, nie udało się oddać nawet rzutu - przyznał Lisiewicz.
Dobrą robotę wykonał w tamtym czasie także Marek Bartosik. - Znam Marka już kilka lat ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Wiem, że to bramkarz, który potrafi bronić. Jak da mu się wejść w mecz, to gra bardzo dobrze. Nie mogę mu powiedzieć, że chwała mu za to. Niemniej, chcemy pochwalić też naszych bramkarzy, którzy robili w bramce, co mogli. Nie mieli łatwych sytuacji. Aczkolwiek myślę, że tego meczu nie przegraliśmy obroną, a atakiem. 19 rzuconych bramek to zdecydowanie za mało - podsumował występ drużyny 30-latek, który od 2018 roku pomaga na ławce trenerskiej Dawidowi Nilssonowi.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Wielkie emocje w Piotrkowie Tryb. NMC Górnik wywiązał się z roli faworyta