Reprezentacyjną koszulkę po raz pierwszy powąchał w 2013 roku, za kadencji Michaela Bieglera. Zagrał kilka epizodów, załapał się do szerokiej kadry na ME 2014 i to by było na tyle. W międzyczasie leczył poważny uraz barku, odszedł do MKS-u Kalisz, ale wciąż utrzymywał solidny ligowy poziom. Minęło pięć lat zanim selekcjoner ponownie go dostrzegł, choć Piotr Przybecki też rozważał nominację.
Patryk Rombel doskonale zna Macieja Pilitowskiego z czasów MMTS-u Kwidzyn i miał swoje powody, by zaprosić rozgrywającego na zgrupowanie. Nie brakowało głosów, że to powołanie na wyrost, po starej kwidzyńskiej znajomości. W końcu środkowy Energi MKS-u Kalisz niespecjalnie wyróżniał się w Superlidze, niedawno spisał się bardzo przeciętnie w Piotrkowie Trybunalskim. Pech chciał, że mecz pokazywano akurat w telewizji.
ZOBACZ: Mecz błędów Polaków
Rombel odstawił wcześniej znacznie młodszych, Jakuba Morynia i Bartosza Kowalczyka. Okazało się, że trafił z wyborem. Selekcjoner wprawdzie forsował pomysł z Michał Daszek w roli środkowego (i jak zapowiada - nadal będzie to robił), ale Pilitowski potrzebował 20 minut, by zrobić lepsze wrażenie.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: kontrolowana wygrana Gwardii nad Górnikiem
Odważnie wchodził w obronię, rzucał efektowne bramki (w sumie trzy), ściągał na siebie uwagę, rozciągał grę do skrzydeł, spróbował uruchomić kołowych (z różnym skutkiem). Niemcy nie radzili sobie z Pilitowskim i utrudnili mu życie dopiero wysuniętą obroną. Występ jak najbardziej na plus, a był to jego pierwszy mecz o reprezentacyjną stawkę.
- To zawsze duże przeżycie. Emocje, mnóstwo kibiców, hymn. Nogi i ręce trzęsły się, ale postarałem się pomóc zespołowi - przyznał.
Daszek i Pilitowski mogą być podstawową parą środkowych do końca eliminacji. - Nadal będziemy ich próbować, nikogo nie skreślę po jednym meczu. Mamy swój plan i będziemy budować kadrę wokół niego - podkreślił Rombel.