Faworytem spotkania w Szczecinie była Sandra Spa Pogoń. Nikt się jednak nie spodziewał, że będzie to tak jednostronny mecz przeciwko Arce, która jeszcze nie tak dawno piastowała fotel lidera w grupie spadkowej. Wielkie zawody rozegrał Sebastian Zapora , który po 30 minutach miał już 75 procent skutecznych interwencji.
Tego należało się spodziewać. Stal Mielec bez trenera. Czytaj więcej!
Już sam początek był w wykonaniu Portowców bardzo obiecujący. Szczecinianie strasznie szybko chcieli wypracować sobie psychologiczną przewagę nad zespołem Dawida Nilssona. Zarówno Maciej Pieńczewski jak i później Sebastian Ram byli niemiłosiernie ostrzeliwani przez przeciwników. Rozpoczął Dmytro Horiha, a po jego zejściu jeszcze lepsze wrażenie sprawiał Paweł Krupa. Przerwa na żądanie trenera gości nic nie zmieniła. Aż trudno było zrozumieć, że jeszcze nie tak dawno przyjezdni ogrywali rywali, jak chcieli.
Na dowód tego, jak jednostronna była ta część meczu, wystarczy wspomnieć, że ostatnie trafienie przed przerwą Arka odnotowała w 17. minucie rywalizacji! Totalnie dziurawa obrona to był jej kolejny problem. Pogoń nic sobie z tego nie robiła. Zadawała kolejne ciosy, wręcz nokautujące. Ale miała też między słupkami kapitalnego Sebastiana Zaporę. Bramkarz czynił wręcz cuda. Jeszcze się w PGNiG Superlidze Mężczyzn nie zdarzyło, by po 30 minutach ktoś interweniował z 75 procentową skutecznością. A on tego dokonał.
ZOBACZ WIDEO Osiem tysięcy biegaczy pobiegło w szczytnym celu w Wings for Life w Poznaniu. Ścigał ich Adam Małysz
Zobacz również: PGE VIVE ma plan awaryjny, gdyby straciło tak ważnego zawodnika.
Jeśli ktoś przewidywał, że po zmianie stron goście trochę się pobudzą, był w dużym błędzie. Nawet takie stuprocentowe okazje, jak rzuty z siódmego metra, padały łupem wspomnianego wcześniej Zapory. W ataku zaś, mimo urazu kciuka, "szalał" Krupa. Arka walczyła już nie tylko z wynikiem, ale i sama ze sobą. Po szczypiornistach widać było zrezygnowanie. Determinowało to fatalne błędy, jak choćby wyrzut piłki w aut przy próbie prostego podania do swojego kolegi. Gospodarzy jeszcze bardziej to nakręcało. Co chwilę przejmowali piłkę w swojej strefie obronnej i ruszali do kontr.
Tuż przed ostatnim kwadransem trener Biały desygnował do gry całkiem nową "siódemkę". Co ciekawe, tempo meczu nie siadło. Nie było widać absolutnie żadnej różnicy. Patryk Miłek, nominalny środkowy, idealnie celował z lewego skrzydła. Bramkę za bramką dokładał Piotr Rybski, który tym razem miał tylko dwie szanse na rzut z karnego. Warto też dodać, że między 44. a 46. minutą goście zmuszeni byli walczyć z Pogonią w trzech w polu gry. Po takiej serii niepowodzeń nic im się nie udawało. Za to szczecinianie za cel obrali sobie dołożenie 40. bramki. Rybski popełnił błąd już po końcowej syrenie z siódmego metra i stanęło na 39:14.
PGNiG Superliga, 27. kolejka (grupa spadkowa):
Sandra Spa Pogoń Szczecin - Arka Gdynia 39:14 (17:5)
Sandra Spa Pogoń: Gawryś, Zapora - Wąsowski 3, Horiha 2, Krupa 10, Bosy 3, Biernacki 1, Jońca 1, Krysiak 3, Matuszak, Rybski 5 (1/2), Miłek 4, Zaremba 4, Fedeńczak 3.
Karne: 1/2.
Kary: 10 min. (Wąsowski, Bosy, Biernacki, Krysiak, Fedeńczak - 2 min.).
Arka: Ram, Pieńczewski - Ćwikliński 1, Całujek, Przysiek 1, Jasowicz, Kamyszek 3 (1/2), Czaja, Lisiewicz 2, Jamioł, Brukwicki 5 (1/1), Rychlewski 2 (1/2), Skwierawski, Wolski, Dworaczek, Wołowiec.
Karne: 3/5.
Kary: 14 min. (Jasowicz - 4 min., Ćwikliński, Całujek, Kamyszek, Czaja, Lisiewicz - 2 min.).
Sędziowie: Marciniak, Radziszewski (obaj z Wolsztyna).
Widzów: 250.
Brawo :)