Tałant Dujszebajew: Nie lubię gryźć się w język

Tałant Dujszebajew trzeci raz doprowadził PGE VIVE Kielce do Final Four Ligi Mistrzów. - Wykonaliśmy plan na ten rok, ale nie jedziemy tam na wycieczkę. Chcemy czegoś więcej - mówi. I apeluje: - Bądźmy dumni z tego, co zbudowaliśmy w Kielcach!

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Talant Dujszebajew Newspix / Norbert Barczyk / Na zdjęciu: Talant Dujszebajew
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Przed sezonem udział w Final Four był dla pana bardziej życzeniem czy celem?

Talant Dujszebajew, trener PGE VIVE Kielce: Dla nas Final Four co roku jest celem. Zawsze plan minimum to ćwierćfinał, a maksimum to właśnie Final Four. Tam już wszystko może się zdarzyć. Nie ma mowy o innym podejściu. Oczywiście, chcieliśmy w tym roku lepiej wypaść w grupie, zająć wyższe miejsce, by mieć łatwiejszą drogę do Kolonii, ale trzeba przypomnieć, że chyba żadnego spotkania w Lidze Mistrzów nie zagraliśmy w pełnym składzie! Zawsze mieliśmy dwie czy trzy kontuzje. Przez tę niską pozycję potem było trudniej, PSG było wielkim rywalem, ale udało się tu trafić i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi.

Z jakimi nadziejami jedziecie do Niemiec?

Przede wszystkim dla nas niesamowicie ważne jest samo to, że w ogóle jesteśmy w gronie ekip, które zagrają w Final Four. Ostatnie tygodnie były dla nas bardzo wymagające. Kiedy już awansujesz jednak do Final Four, dostajesz trochę pozytywnej energii. Trudno było za to pracować w marcu czy w kwietniu, kiedy po prostu musieliśmy wygrywać: czy to z Motorem Zaporoże w 1/8 Ligi Mistrzów, czy to w finałach pucharu i ligi. To było bardzo męczące psychicznie, ale teraz, kiedy wszystko jest już jak chcieliśmy, a plan wykonany, mamy w sobie luz i na spokojnie jedziemy na Final Four.

Pierwszym rywalem Telekom Veszprem. Czego się pan spodziewa?

Węgrzy mają bardzo szeroką kadrę, wszyscy są zdrowi i są w dobrej formie - to ich duża siła. Pokazali to ostatnio w meczach w lidze z Pickiem Szeged czy wcześniej w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Flensburgiem. Veszprem mocno zmieniło się od momentu, kiedy klub przejął David Davis: odbudowali formę, poprawili atmosferę w zespole i w klubie. Na początku sezonu wygrywali czasem nawet szczęśliwie, jedną czy dwiema bramkami, ale teraz to już zupełnie inny zespół, grający kompletnie inaczej: mają wysoką, agresywną obronę, bardzo dobrych bramkarzy i solidny atak pozycyjny. To ich główne atuty.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool - Tottenham. Kto wygra Ligę Mistrzów? Głosy ekspertek podzielone

Wszyscy mówią, że faworytem całego turnieju jest za to Barcelona. Zgadza się pan?

To prawda. Myślę, że Barcelona i PSG od początku byli faworytami do wygrania Ligi Mistrzów w tym sezonie. Barca jest w Final Four. Jak prześledzimy rozgrywki w grupie A, to Hiszpanie byli w niej liderem praktycznie cały czas i to z dość dużą przewagą. To naturalne, że są faworytami, ale myślę, że każdy zespół ma teraz równe szanse. Dwa spotkania w 24 godziny to duże obciążenie. Żeby wygrać Ligę Mistrzów, w Kolonii trzeba mieć po prostu dobry dzień. A nawet dwa.

Nieraz mówił pan, że nowy projekt VIVE ma być w pełni gotowy dopiero na 2021 rok. A tu sukces w postaci Final Four przyszedł znacznie wcześniej. Zespół wyprzedził pana oczekiwania?

Nie, wszystko jest dokładnie tak, jak miało być. Chodzi o to, że kiedy pracuje się i buduje się z głową, jest możliwość oczekiwania pewnego zakładanego sukcesu. Teraz też taki osiągnęliśmy, choć powtarzam: chcieliśmy być drudzy lub trzeci w grupie, co się nie udało. Ten zespół jeszcze się buduje i to prawda, dopiero w 2021 roku będzie to taka ekipa, jaką finalnie chcemy zobaczyć. Ale czy znów wygramy Ligę Mistrzów? Tego nikt nie nie wie. Jestem za to pewny, że będziemy mieć większe możliwości.

Odejście Luki Cindrica może pokrzyżować te plany?

Takie jest życie. Nie wszyscy się adaptują, dlatego mamy swój plan, do którego konsekwentnie dążymy. W tym roku Luka grał u nas, pomoże nam jeszcze w Final Four i bardzo cieszymy się z tego, ale jeśli w kolejnym sezonie nie chce tutaj grać, to niestety nie będzie. Wolę mieć zawodników, którzy oddadzą wszystko na parkiecie za klub, dlatego nie namawiałem go szczególnie, nie będę po nim płakał, nie będę go też krytykował, bo to jego wolny wybór, jaki ma każdy człowiek. Zapłacą za niego, odejdzie i będzie tam szczęśliwy. Zawsze powtarzam, że mój zespół jest od 1 lipca do 30 czerwca, a w przerwie między sezonami dużo może się zdarzyć. W trakcie budowy tego zespołu na 2021 sami też pewnie popełnimy jeszcze błędy z podpisaniem niektórych graczy, bo albo nie wszyscy spełnią oczekiwania, albo nie będą chcieli tu zostać.

Najciekawszym transferem do klubu jest bez wątpienia dość anonimowy Doruk Pechlivan. Co stoi za jego transferem?

Znam tego chłopaka już od dłuższego czasu, ciągle go obserwowaliśmy. Wypatrzyliśmy Doruka już na mistrzostwach młodzieżowych, potem w reprezentacji Turcji. Rok temu wszyscy uśmiechali się, jak mówiliśmy, że podpisujemy Arka Morytę, Artsioma Karaleka czy Władka Kulesza. Ale tacy młodzi zawodnicy są potrzebni, bo są głodni sukcesu, a nikt od razu nie będzie Karabaticem czy Hansenem. I teraz pokazują swoją jakość. Ze względu na nasze możliwości, musimy szukać talentów, ściągać je wcześnie i robimy to.

Jak działacie?

Obserwujemy wielu młodych chłopaków. Nie mamy siatki skautów jak kluby w piłce nożnej, ale ja i prezes mamy wiele znajomości, kontaktów z menedżerami. Sami też śledzimy rynek. Nie mamy środków, żeby kupować samych najlepszych w formie i mieć same gwiazdy. Musimy uważnie patrzeć, czekać na okazje i jestem bardzo zadowolony, jak działa zarząd z prezesem Servaasem na czele. Obserwujemy graczy we Francji, w Danii, Skandynawii, z Półwyspu Iberyjskiego i kiedy widzimy, że dany zawodnik jest już na naszym poziomie, siadamy do rozmów.

Zwykle się udaje?

Nie chcę nikogo obrazić, ale pamiętajmy, że jesteśmy klubem z Polski i jeśli zawodnik ma wybór gdzie mieszkać, większość wybierze jednak Niemcy czy Francję. My konkurujemy tym, że dajemy zawodnikom możliwość rozwoju, gry z najlepszymi w super zespole w Lidze Mistrzów.

Pamiętajmy też, że dysponujemy dopiero 14-stym czy 15-stym budżetem w Europie, więc nie możemy sobie pozwolić na płacenie miliona czy półtora za zawodnika, jak robią to Barca czy PSG. Gdybyśmy mieli 12 milionów euro do dyspozycji, podpisywalibyśmy samych najlepszych, to proste. Ale my budujemy konsekwentnie i powinniśmy być naprawdę dumni, że nie mając takich pieniędzy jesteśmy wśród najlepszych; pokonujemy PSG z trzy i pół raza większym budżetem.

Na przyszły sezon w składzie zostaje już tylko jedna niewiadoma, czyli lewe rozegranie. Wie pan już czy zostanie Marko Mamić, przyjdzie Tomasz Gębala, a może ktoś zupełnie inny?

Wszyscy mnie o to pytają: czy zostanie Marko, czy przyjdzie Gębala, czy ktoś inny? Za chwilę gramy Final Four, pogadamy o tym innym razem.

To wróćmy do Kolonii. Wszyscy czterej trenerzy półfinalistów Ligi Mistrzów to Hiszpanie, sześć z ośmiu ekip w ćwierćfinale także miało szkoleniowców z Hiszpanii. Skąd taka dominacja na trenerskim rynku?

W końcówce lat 80. i na początku 90. mieliśmy w Hiszpanii bardzo dobrą szkołę: świetnych nauczycieli, którzy wcześniej czerpali od zagranicznych trenerów, bardzo mocną ligę, do której przyjeżdżali najlepsi zawodnicy na świecie i to zrobiło efekt. Hiszpanie przeanalizowali to i wykorzystali, by stworzyć swoją wizję piłki ręcznej. To trzeba podziękować tamtym trenerom, bo to oni zbudowali "hiszpańską szkołę", którą znamy dziś, a my obecnie jesteśmy tylko przedłużeniem ich pracy oraz myśli i rozwijamy ją.

I tak, dziś Hiszpanie faktycznie są na topie, ale jest powód. Kiedyś, gdy liga hiszpańska była silna, wszyscy przyjeżdżali do nas, najlepsi trenerzy pracowali w kraju. A dziś trzeba wyjeżdżać, więc Hiszpanie prowadzą zagraniczne zespoły.

I dlatego wszyscy chcą grać po hiszpańsku. Czyli jak?

To jest więcej taktyki, a mniej siły, która oczywiście w pewnych momentach musi być, ale stawiamy bardziej na umiejętności techniczne i mądrość boiskową. Wcześniej w Europie dominowała niemiecka szkoła, a wszyscy wiemy, jak bardzo Niemcy są pracowici i zdyscyplinowani. W Hiszpanii do tej pory nie było takiego podejścia, mamy inną mentalność. Musieliśmy szukać innych rozwiązań.

Jedyną nacją, która obecnie może się równać z Hiszpanami pod względem trenerskim, są Islandczycy. Dagur Sigurdsson, Alfred Gislason, Gudmundur Gudmundsson...

Jest jeszcze chociażby Aron Kristjansson. Islandczycy mają wielu fajnych trenerów. Oni preferują jednak inną grę, innymi systemami. To dobrze, bo wszystkie szkoły i pomysły na handball są dobre, jeżeli są dobrze wykonane. Nie ma gorszych i lepszych i nie chcę, żeby ludzie pomyśleli, że przez to, że teraz hiszpańscy trenerzy są w najlepszych klubach, to jesteśmy aroganccy. Piłka ręczna jest różnorodna i to jest super.

Na drugiej stronie Tałant Dujszebajew odkrywa kulisy swojej codziennej pracy: mówi o trudnym zadaniu motywowania zawodników i samego siebie, wywieraniu presji na sędziach, relacjach z dziennikarzami i emocjach, które wywołują spotkania. 

Czy PGE VIVE Kielce pokona Telekom Veszprem w półfinale Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×