Trzy lata i trzy dni temu świat piłki ręcznej stanął na głowie. Na kwadrans przed końcem finałowego spotkania Ligi Mistrzów Telekom Veszprem wygrywało już 28:19 nad PGE VIVE Kielce. Mimo ogromnej straty, kielczanie po historycznej pogoni doprowadzili jednak do remisu, następnie do karnych, w których Julen Aguinagalde zapewnił mistrzom Polski złoto Ligi Mistrzów.
Pokonani Węgrzy nie mogli uwierzyć, że medal, który niemal wieszano im już na szyi, wypuścili w ostatniej chwili z rąk. W gronie pokonanych trener Xavier Sabate - wówczas szkoleniowiec Veszprem, dziś Orlenu Wisły Płock.
- Mam na to wytłumaczenie. Takie rzeczy się zdarzały, zdarzają i będą się zdarzać. Weźmy przykład piłkarskiej Barcelony i Liverpoolu, który odrobił w rewanżu cztery bramki, albo dwumecz VIVE z PSG, gdzie pierwszy mecz jedna drużyna wygrywa dziesięcioma bramkami, a rewanż druga. A przecież swoją przewagę w Kielcach VIVE zbudowało w ostatnich 15 minutach - przekonuje hiszpański szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO Witold Bańka o sprawie Caster Semenyi. "Nigdy nie złapano jej na dopingu. Ona się po prostu taka urodziła"
Żadna trauma
- Dziś 2016 rok to już dla mnie historia - kontynuuje Sabate. I dodaje: - Oczywiście, smutna historia. Dla mnie, dla zawodników i dla całego klubu Veszprem. Myślę, że zasłużyliśmy wtedy na wygraną, nie wiem, czy byliśmy lepsi, ale wszystko układało się po naszej myśli. A jednak kielczanie zdołali nas dojść i potem pokonać w karnych. Mecze trwają nie 39 minut, nie 40, nie 45 czy 50.
Takie porażki muszą zostawać w głowie. Czy da się to wyrzucić z pamięci? - Nie, to coś, czego nie da się zapomnieć. Ale jedną rzeczą jest pamięć, a drugą zadręczanie się tym. To był bardzo bolesny moment dla mnie, trudno było to przełknąć od razu po spotkaniu, ale trzeba było wyciągnąć z tego lekcję. To nie jest dla mnie trauma, ani nic w tym rodzaju. Nie wracam ciągle do tego meczu, gdy tylko widzę VIVE - tłumaczy trener Nafciarzy.
Niespełnione marzenie
Trzy lata temu Węgrzy byli o krok od spełnienia największego marzenia klubu, czyli wygranej w Lidze Mistrzów. Veszprem zdominowało węgierską ligę, krajowy puchar, dwa razy wygrało też Puchar EHF. W Lidze Mistrzów zaś wciąż zdobyli "tylko" srebro. Trzykrotnie: w 2002 roku, 2015 i 2016.
- Mam nadzieję, że Veszprem wyciągnęło wnioski z tamtego spotkania, tak jak ja. Bo Węgrzy teraz mają kolejną szansę na wygranie Ligi Mistrzów. Oczywiście, kiedy pracuję w Polsce, to życzę tutejszym klubom jak najlepiej, ale na Węgrzech spędziłem pięć lat, byłem też selekcjonerem tamtejszej kadry, mam tam wielu przyjaciół, z którymi do dziś utrzymuję kontakt, więc moje serce jest dla nich odrobinę bardziej czerwone - przyznaje Sabate, który w sobotę kciuki będzie trzymał odrobinę mocniej za rywali PGE VIVE.
Powód jest prosty: - Chciałbym bardzo, żeby Veszpem wygrało kiedyś Ligę Mistrzów. To wielki klub, który na to naprawdę zasługuje. Do tego w Kolonii z piłką ręczną pożegna się Laszlo Nagy, legenda klubu. Wygrana byłaby pięknym końcem jego kariery - rozmyśla Hiszpan.
Hiszpańska dominacja
Co ciekawe, wszyscy czterej szkoleniowcy tegorocznych półfinalistów w Kolonii to Hiszpanie, rodacy Sabate: PGE VIVE prowadzi Talant Dujszebajew (przeczytaj wywiad z trenerem kielczan tutaj), posiadający hiszpański paszport, Veszprem do upragnionego tytułu poprowadzić chce David Davis, w FC Barca Lassa wciąż pracuje Xavier Pascual, a Vardarem Skopje opiekuje się Roberto Garcia Parrondo. Skąd taka dominacja?
- Nie chce mówić, że jesteśmy lepsi lub gorsi, po prostu trochę inni. Chcemy wyciągać z każdego zawodnika to, co najlepsze, by czynił zespół silniejszym. Każdy musi coś wnosić. Piłka ręczna to sport drużynowy, który tworzą indywidualności - mówi Sabate.
I tłumaczy: - Sport przeszedł przez rewolucje, jak wszystkie aspekty życia. Myślę, że hiszpańscy zawodnicy nie są tak dobrzy fizycznie, jak choćby Niemcy, więc musieliśmy znaleźć inne rozwiązanie, żeby z nimi rywalizować. Zwróciliśmy większą uwagę na taktykę, motywację, dodaliśmy większą uwagę do szczegółów i czerpiąc jednocześnie z niemieckich standardów, stworzyliśmy miks. Kiedy mam w drużynie zawodników ze świetnymi warunkami fizycznymi, wykorzystuję ich atuty. Nasza filozofia opiera się na wyciągnięciu z każdego zawodnika tego, co w nim najlepsze. Koniec końców nie sądzę jednak, żeby narodowość trenera była kluczowa. Jeśli tylko chce i umie pomóc drużynie, to się w ogóle nie liczy. Świetni trenerzy są z całego świata.
Ostatnie dwa dni twojego życia
Kto przechytrzy swoich rodaków? - Nie wiem. Wszystko jest możliwe. Nie zawsze wygrywa faworyt, co pokazały poprzednie edycje - słusznie zauważa były szkoleniowiec Veszprem.
Hiszpan zna jednak smak udziału w wielkim turnieju w Kolonii. - Wszystkie drużyny, które dotarły do Final Four będą super-zmotywowane. Kiedy już się tam znajdziesz, chcesz wygrać wszystko. Nie ma innej opcji. Grasz tak, jakby były to dwa ostatnie mecze twojego życia, wszyscy dają z siebie maksa.
W pierwszym sobotnim półfinale (o godz. 15.15) zmierzą się PGE VIVE i Telekom Veszprem, o 18. na parkiet wybiegnie Barcelona i Vardar. W niedzielę mecze o medale. - Fantastycznie będzie zobaczyć te cztery spotkania, już nie mogę się doczekać - kończy.
Vive , trzymam kciuki.
Ale jak wrócą rozgrywki SL, będę na was psioczył, nic się nie zmieni :-)