Andrzej Gulbicki przed wizytą w Polsce. "Chcemy napsuć Azotom trochę krwi"

Materiały prasowe / handballesch.lu / Na zdjęciu: trener Andrzej Gulbicki (na pierwszym planie)
Materiały prasowe / handballesch.lu / Na zdjęciu: trener Andrzej Gulbicki (na pierwszym planie)

Azoty Puławy trafiły w II rundzie eliminacyjnej Pucharu EHF na Handball Esch. Trenerem ekipy z Luksemburga jest były zawodnik Wisły Płock, Andrzej Gulbicki. - Chcemy napsuć rywalom krwi - mówi.

Daniel Kordulski, WP SportoweFakty: Proszę najpierw pokrótce przedstawić naszym Czytelnikom swoją sportową historię. Ci, trochę bardziej zainteresowani dyscypliną wiedzą, że jest pan byłym zawodnikiem Nafciarzy. Na pewno jedni i drudzy chcieliby wiedzieć coś więcej.

Andrzej Gulbicki, trener Handball Esch: Grałem w Wiśle Płock, kiedy zaczęła zdobywać pierwsze tytuły. W 1991 roku wywalczyliśmy brązowe medale. Ja nie zdążyłem zdobyć złota, bo w tym samym roku wyjechałem do Szwajcarii, gdzie grałem przez rok. Później, jakoś przypadkowo znalazłem się w Luksemburgu, gdzie grałem aż do 2000 roku. Jako, że będąc jeszcze Polsce, studiowałem w na AWF-ie w Gdańsku, to w Niemczech dokończyłem swoje wykształcenie, zdobywając uprawnienia trenerskie na pierwsza ligę. W ten sposób już prawie dwadzieścia lat jestem trenerem drużyn z najwyższej klasy rozgrywkowej w Luksemburgu, z trzyletnią przerwą na 2. Bundesligę.

Właśnie w Niemczech miał pan pod swoim okiem kilku naszych rodaków.

Faktycznie paru Polaków się tam przewinęło. Był Bartek Janiszewski, Aleksander Kokoszka. W moich drużynach grało też kilku tych bardzo znanych, jak choćby obaj bracia Siódmiakowie czy Rafał Kuptel.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa świata w lekkoatletyce Doha 2019: Piotr Lisek: Teraz jestem mistrzowskim ojcem

Czytaj także:
Liga Mistrzów. Dobry mecz i wygrana Orlenu Wisły Płock -->
Łukasz Rogulski komplementuje Grupę Azoty Puławy -->

Kariery trenerskiej w Bundeslidze jednak pan nie zrobił.

Mogłem, bo pojawiało się kilka ciekawych propozycji, ale zrezygnowałem ze względu na rodzinę. Życie trenera w Bundeslidze, czy gdzieś indziej, na wysokim profesjonalnym poziomie nie jest wcale takie fajne, powiedziałbym nawet, że bardzo trudne. Najbliżsi na tym cierpią. Dlatego albo rodzina albo piłka, to niełatwy wybór.

W Luksemburgu rozumiem jakoś potrafi pan te dwie rzeczy jakoś ze sobą poukładać?

Nigdy nie zostawiłem swojej pracy zawodowej, którą wykonuję oprócz handballu. Bardzo mi na tym zależało. Praca trenerska nie była i nie jest moim jedynym źródłem utrzymania, a tylko dodatkiem, na przykład na wyjazd wakacyjny. Zresztą za takie pieniądze jakie tu są w piłce ręcznej, ciężko by się było utrzymać. To nie ten poziom co w Niemczech czy Polsce. Jestem więc na pół amatorem, można powiedzieć hobbystą.

Czy śledzi pan rozgrywki piłki ręcznej w Polsce?

Oczywiście, że śledzę i to dosyć bacznie. W końcu mam tam kilku znajomych, ex-zawodnicy są trenerami, także jestem na bieżąco.

Jak w takim razie zareagował pan na wieść, że rywalem Esch będzie polska drużyna?

Tylko pozytywnie. Bardzo chętnie jeżdżę do Polski, a jako zawodnik bywałem oczywiście i w Puławach. Pamiętam, że obecny prezes klubu był wtedy czynnym trenerem, skądinąd bardzo dobrym.

Jak wyglądają kwestie przygotowania taktycznego do spotkań z Azotami, nie brakuje materiału do przeglądania?

Mam sporo materiału z Polski, w tym wszystkie mecze Azotów. Jest więc co analizować.

Można więc powiedzieć, że będzie pan miał ich dobrze rozpracowanych?

Absolutnie nie! Mówiłem to już naszym dziennikarzom z Luksemburga, że wylosowaliśmy bardzo silną drużynę, naszpikowaną świetnymi zawodnikami, reprezentantami Polski. Do tego jest tam bardzo dobry młody trener, to grupa profesjonalistów. Oni trenują dwa razy więcej niż my. Ja mam w składzie czterech profesjonalnych graczy, w ten sposób można to porównać. Nie wiem co musiałoby się stać, żebyśmy napsuli Azotom trochę zdrowia w tych meczach.

Broni przecież od razu nie złożycie.

Pewnie, że nie. Chcemy zagrać tak, żeby w rewanżu u siebie zapełnić halę kibicami. Chodzi o to, żeby się im postawić. Trochę mnie poddenerwowało, i powiedziałem to moim chłopakom, kiedy Azoty wylosowały rywala w tej rundzie pucharu. Wtedy bodajże właśnie w Sportowych Faktach padło określenie, że jesteśmy "kopciuszkiem piłki ręcznej z Luksemburga". To podrażniło nasz honor i powiedziałem, że musimy się tam pokazać (śmiech).

Przyznaje się, że to ja tak napisałem...

(Chwila ciszy). To dobrze, dobrze (nieco zmieszany).

Nie było to lekceważenie was z mojej strony, bardziej miałem na myśli, to że w europejskich pucharach Esch gra dosyć długo, ale z całym szacunkiem, jakichś większych sukcesów się nie doszukałem.

(Wyraźnie rozbawiony). Ja wiem co pan myślał, ale proszę koniecznie napisać, że wykorzystam te słowa, by podrażnić moich zawodników do lepszej gry (śmiech).

W pierwszej rundzie eliminacji na tle Gruzinów z B.S.B. Batumi wypadliście jednak rewelacyjnie. Większą różnicą bramek niż wy zwyciężył tylko ZTR Zaporoże z London GD HC. Także, albo to wy byliście tacy rewelacyjni, albo oni grali strasznie kiepsko.

Raczej to drugie.

Czy ze strony klubu przed startem w EHF Cup drużynie zostały postawione jakieś konkretne cele?

Nie. Ja już to sformułowałem. Musimy grać dobre spotkania. Nie chcemy być dla nikogo mięsem armatnim.

Żeby ten kopciuszek okazał się jednak księżniczką?

(Śmiech). Może nie aż tak, ale żeby okazał się chociaż trochę ostrzejszy. A tak poważnie, to chciałbym żeby przeciwnik musiał się głowić jak nas pokonać, to jest ważne.

Komentarze (1)
avatar
pan.artur
3.10.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Za chwilę dowiemy się co potrafią amatorzy z Luksemburga, wraz ze swoim trenerem "pasjonatem". Oby to nie był kolejny przypadek wpadki, jak Legii z Dudelange.