Pandemia koronawirusa nie tylko sparaliżowała piłkę ręczną na świecie, ale także przepełniła kalendarz sezonu 2020/21. Zaplanowane na czerwiec Final4 Ligi Mistrzów i kwalifikacje olimpijskie nie dojdą wtedy do skutku, więc pierwotnie postanowiono maksymalnie skondensować zaległe rozgrywki.
Decyzja o grudniowym Final4 (28-29.12) zapadła już jakiś czas temu. Wielu czołowych graczy, chociażby francuskich czy niemieckich, raptem tydzień później wystąpi w eliminacjach ME 2022 (6-9.01 - to termin przeznaczony wyłącznie dla uczestników marcowych eliminacji olimpijskich). Po kolejnych siedmiu dniach... wystartują MŚ 2021 w Egipcie (14.01 - 30.01).
Zakładając, że sezon 2020/21 ruszy zgodnie z planem, to szczypiorniści i tak będą obciążeni do granic możliwości. Najbardziej przemawia do rozumu przykład zawodników Bundesligi. Z racji powiększenia rozgrywek od września do czerwca ma odbyć się 38 kolejek. Do tego dochodzą kwalifikacje olimpijskie, mistrzostwa świata 2021, eliminacje ME 2022, Final4 Ligi Mistrzów sezonu 2019/20, rozgrywki pucharowe w kraju, Liga Mistrzów sezonu 2020/21 i w końcu igrzyska w Tokio. Daje to liczbę ponad 90 meczów w ciągu roku! Z krótkimi przerwami w trakcie sezonu.
Spotkań mogło być jeszcze więcej, ale EHF odwołał eliminacje MŚ 2021, a pod dużym znakiem zapytania stoi zaległy turniej Final4 Pucharu Niemiec sezonu 2019/20.
Piłkarze ręczni wielokrotnie sprzeciwiali się decyzjom władz piłki ręcznej, ponad rok temu zainicjowali akcję "Don't play the players". Gracze domagali się wówczas znacznego odchudzenia kalendarza.
ZOBACZ: Były selekcjoner znowu w Polsce!
ZOBACZ: Polki mają awans w kieszeni
ZOBACZ WIDEO: Wenta o sytuacji piłki ręcznej w obliczu koronawirusa. "Przesunięcie rozgrywek nie jest do końca sprawiedliwe"