Obie drużyny mierzyły się ze sobą dziesięciokrotnie. Aż dziewięć razy zwycięsko z tych rywalizacji wychodzili mistrzowie Polski, Białorusini wygrali raz - we wrześniu 2017 roku. Chociaż statystyka bezsprzecznie przemawiała za żółto-biało-niebieskimi, szczypiorniści z Mieszkowa pokazali już w tym roku, że są w doskonałej dyspozycji. W poprzedniej kolejce sensacyjnie pokonali pretendentów do trofeum, graczy Paris Saint-Germain HB.
Kielczanie mieli jednak dużo czasu na przygotowania do starcia z Białorusinami. W związku z pandemią koronawirusa nie odbył się turniej finałowy Pucharu Polski, przełożono także dwa spotkania w PGNiG Superlidze. Zespołowi z Kielc wypadły z terminarza cztery mecze, za to mogli przez dwa tygodnie w spokoju budować formę.
W pojedynku z Mieszkowem gospodarze wystąpili bez Władisława Kulesza, który doznał urazu uda. Kontuzja nie jest groźna, ale w Kielcach postanowiono dmuchać na zimne. Nieobecność rozgrywającego nie wpłynęła jednak na postawę jego kolegów. Szczypiorniści Łomży Vive w starciu z Białorusinami zaprezentowali się z doskonałej strony i nie pozostawili złudzeń, kto bardziej zasłużył na zwycięstwo i dwa punkty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: błąd sędziego, a za moment potworny nokaut!
Kolejny raz mocnym punktem żółto-biało-niebieskich był kapitan drużyny, Andreas Wolff. Niemiec szczególnie błyszczał w pojedynkach jeden na jednego, świetnie bronił rzuty z linii sześciu metrów i ekwilibrystycznymi paradami wprowadzał wiele spokoju w szeregi defensywne swojej ekipy.
Kielczanie bardzo szybko zbudowali prowadzenie, już w 16. minucie mieli przewagę czterech trafień, a zniecierpliwiony trener gości poprosił o czas. Przerwa niewiele jednak wniosła w grę Białorusinów, mistrzowie Polski bez większych problemów realizowali założenia taktyczne i nie pozwolili rywalom na odrobienie strat.
Gospodarze grali bardzo widowiskowo, świetnie wyglądała ich druga linia, a także współpraca rozgrywających z obrotowymi. Po trzydziestu minutach gry szczypiorniści Tałanta Dujszebajewa prowadzili już siedmioma trafieniami, a ich przeciwnikom brakowało pomysłu na przeciwstawienie się dobrze funkcjonującemu mechanizmowi.
Początek drugiej połowy nie zmienił obrazu gry, żółto-biało-niebiescy bez większych problemów kontrolowali przebieg i tempo spotkania i cały czas utrzymywali wysoką przewagę. Białorusini tanio jednak skóry nie chcieli sprzedać i na nieco kwadrans przed końcową syreną zmniejszyli straty do czterech trafień.
Błyskawicznie zareagował Dujszebajew, znów skuteczną interwencją popisał się Wolff i kielczanie uspokoili swoją grę. Ostatnie minuty znów należały do gospodarzy, którzy cieszyli się ze zwycięstwa 34:27.
Liga Mistrzów, 4. kolejka:
Łomża Vive Kielce - Mieszkow Brześć 34:27 (18:11)
Łomża Vive: Kornecki, Wolff - Vujović 3, Sićko 3, A. Dujshebaev 4, Tournat 4, Karacić 3, Lijewski, Moryto 1, Surgiel 1, Fernandez Perez 2, Kaczor, D. Dujshebaev 2, Gębala 2, Karalek 4, Gudjonsson 4
Mieszkow: Pesić, Mackiewicz, Usik - Razgor, Baranow, Skube 3, Panić 2, Szumak 6, Paczkowski, Selwasiuk 4, Vailupau 5, Szkurinskij 5, Malus, Jurynok, Santałow 4
Czytaj też:
Awaryjny ruch Rhein-Neckar Loewen. Nowy bramkarz do końca sezonu
Plaga koronawirusa w zespole Wyszomirskiego