Mirsad Terzić: Kształtują nas trudne chwile [WYWIAD]

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Na 13 grudnia zaplanowano pierwszą w tym sezonie "Świętą Wojnę". Dla ciebie mecze z Łomża Vive Kielce są w pewien sposób wyjątkowe?

Wiem, do czego zmierzasz. Granie z zespołem z Kielc zawsze jest specjalne, bo to wielka ekipa. Ostatnio pokazali świetną grę w meczach z Vardarem Skopje, ciekawy jestem, jak będą prezentować się po kwarantannie, bo mają teraz kilku zakażonych zawodników. Nie patrzę jednak na rywalizację z tym zespołem tylko pod kątem tego jednego meczu (finału Ligi Mistrzów z 2016 roku, Veszprem 15 minut przed końcem meczu prowadziło 9 bramkami, kielczanie odrobili straty i zdobyli tytuł po dogrywce i rzutach karnych - red.).

Cieszę się, że gramy z tak jakościowym rywalem. Żałuję tylko, że na razie nie poczuję atmosfery tych meczów. Czekam aż wrócą kibice i znów zagramy takie mecze!

Tamten przeszedł do historii piłki ręcznej. Da się jakoś wytłumaczyć, co się z wami stało?

To największa lekcja w historii piłki ręcznej. Sam dzielę mecze na te, które wygrywam i te, z których mogę się czegoś nauczyć. Tamtej nocy wszyscy nauczyliśmy się bardzo dużo, ale tyle samo zapłaciliśmy za tę lekcję. Spotkanie kończy się wraz z ostatnim gwizdkiem, kropka. Od tamtego momentu nigdy nie cieszę się z wygranej przed końcem. Nigdy.

Po meczu czytaliśmy i słyszeliśmy, że jesteśmy frajerami, słabeuszami. Kiedy rozmawialiśmy wewnątrz zespołu, doszliśmy do wniosku, że może tak po prostu miało być. Puchar nie był nam pisany, nie zasłużyliśmy na niego. W trakcie ostatnich 10 minut meczu wszyscy już świętowaliśmy, byliśmy rozluźnieni. Niektórzy myśleli o tym, żeby dorzucić samemu kilka bramek, zgarnąć tytuł MVP. A kiedy rywale nas dogonili, nie było mowy, żeby wrócić na poprzedni poziom.

Co się działo w szatni Veszprem zaraz po końcu spotkania?

(długa cisza) A co ty byś zrobił na naszym miejscu?

Nie wiem. Rozwalił coś.

Czyli zachowałbyś się tak jak my, albo i łagodniej. Reagowaliśmy w przeróżny sposób. Jedni przez pół godziny siedzieli w zupełnej ciszy i bez ruchu, inni płakali, trzeci krzyczeli, jeszcze inni wyżywali się, na czym się dało. Emocje, które w nas siedziały, są nie do opisania.

Od tego czasu Veszprem ma obsesję na punkcie wygrania Ligi Mistrzów? Węgrzy nigdy nie zdobyli tego tytułu.

O tak, zdecydowanie. Ale w pozytywny sposób. Nie ma nikogo na świecie, kto pragnąłby tego trofeum bardziej.

Kiedyś twój rodak, Marko Panić (były zawodnik Azotów Puławy, dziś Mieszkow Brześć - red.), powiedział mi, że bośniacki związek piłki ręcznej w zasadzie nie istnieje. Nie chciał jednak wchodzić w szczegóły. Wyjaśnisz? Co się tam dzieje?

Ile mamy czasu? Postaram się wytłumaczyć w najważniejszych punktach. Po pierwsze, pytanie co się tam dzieje jest nieprawidłowe, trzeba zapytać co tam się nie zdarzyło. Włodarze wpędzili federację w milionowe długi. A teraz nikt nie wie ani gdzie są pieniądze, ani gdzie są ci ludzie. Minęło już 10 lat. Urząd skarbowy nie może nadać federacji numeru oraz ID, bo każde pieniądze, które pojawiłyby się na koncie, od razu byłyby zabierane. Nie możemy mieć więc żadnych legalnych sponsorów. Do tego we władzach pracują ludzie umieszczeni tam politycznie, nie mają pojęcia o sporcie i wcale nie życzą nam sukcesów. Tak naprawdę gramy pomimo związku, nie dzięki niemu.

To w jaki sposób organizujecie zgrupowania i awansowaliście, po raz pierwszy w historii, na mistrzostwa Europy w styczniu tego roku?

Jeśli mielibyśmy jakiekolwiek wsparcie federacji, gralibyśmy na każdym wielkim turnieju. Mamy jakościowych graczy i to wielki wstyd i szkoda, że kolejne generacje naszych zawodników marnujemy z powodu tych... ludzi. Nasz awans nie był sukcesem, był cudem. Zrobiliśmy to tylko dlatego, że jako zespół tworzymy świetną ekipę, przyjacielską atmosferę i sami musimy zadbać o większość rzeczy.

A jak jest z popularnością piłki ręcznej w Bośni i Hercegowinie? Jeśli ty, jako najlepszy zawodnik w historii - z największą liczbą występów i bramek - tej dyscypliny w twoim kraju, szedłbyś po ulicach Sarajewa, ktoś by cię rozpoznał?

Może czasami. Ale to w ogóle fajny temat, bo zawszę mówię znajomym, że w Sarajewie nie ma gwiazd. Taką mamy mentalność, nikt nie będzie zaczepiał nawet najsłynniejszych aktorów, jeśli spacerowaliby po Sarajewie. Prędzej byśmy sobie pożartowali, na przykład zagadali o autograf i potem próbowali wcisnąć mu nasz podpis, nie chcąc jego. Jeśli chodzi o popularność ręcznej, to jest daleko za piłką nożną. Może uda nam się poprawić sytuację jeśli awansujemy na kolejne turnieje.

Usłyszałem, że Bośnia to kraj absurdów. Podobno macie 12 różnych ministerstw edukacji, które zajmują się głównie kłóceniem się ze sobą, czyj program jest lepszy! Prawda?

Takie historie to normalność w Bośni. To bardzo chaotyczny kraj. Jeśli takie sytuacje, jak w związku piłki ręcznej, zdarzają się w sporcie, który jest mało ważny w skali globalnej, to co musi się dziać, gdy w grze są jeszcze większe pieniądze i władza? W normalnym kraju poszlibyśmy do sędziego, zapadłby wyrok, ktoś by za to odpowiedział. Ale nie w Bośni, nic nie da się tam wyegzekwować. Ludzie u władzy się zmieniają, ale oni nie zmieniają nic. Nie chcę używać brzydkich słów, a jestem blisko. Wciąż wybieramy ludzi, którzy nie potrafią rozwiązać problemów. Nie mam wytłumaczenia dla tego.

Bośnia to także uczestnik ostatniej dużej wojny w nowoczesnej Europie. Gdy się rozpoczęła, miałeś 10 lat.

Urodziłem się na granicy serbsko-bośniackiej (te dwa kraje walczyły ze sobą w latach 1992-95 - red.), musieliśmy więc uciekać z domu. Zdarzyło się wiele strasznych rzeczy, ale przetrwaliśmy. Byłem z mamą i moim bratem, ojciec pracował w tym czasie w Niemczech. Cały region został odcięty od świata na cztery lata, z tatą nie widziałem się ponad sześć. Przez ten czas on nie wiedział czy my wciąż żyjemy, my nie wiedzieliśmy, gdzie on jest. Mama robiła, co mogła. To nie było życie, ale walka o przeżycie, dla dwóch nastolatków coś ekstremalnego.

Wojna się skończyła, zostawiła na nas ślad. Po czasie naszła mnie refleksja, że cały świat się wówczas od nas odwrócił, nikt nie chciał widzieć, co się dzieje, nikt nie chciał widzieć śmierci. Unia Europejska? Wspólnota? Wszyscy się odwrócili. Dla nas było to ogromne doświadczenie, mam nadzieję, że ludzkość wyciągnęła wnioski i coś takiego się już nie powtórzy.

To dzięki tym przeżyciom jesteś takim wojownikiem?

Być może. Z każdej części mojego życia starałem się czerpać lekcje, to właśnie trudne chwile nas kształtują. Wszystkie części składają się na to, jacy jesteśmy. Wielu rzeczy nie wyrzucę z pamięci, ale nie mam też w sobie żalu, by obwiniać kogokolwiek o to, co się stało. Mieliśmy szczęście, by przeżyć. Nie możemy spędzić reszty naszego czasu, by wciąż do tego wracać.

Obserwuj autora na Twitterze i czytaj jego pozostałe teksty!

Czytaj także:
Gwiazdy opuszczą MŚ 2021
Polki odpadły z ME 2020

Czy Orlen Wisła Płock pokona we wtorek Fenix Toulouse?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×