Koronawirus wciąż uprzykrza życie wielu ludziom. Co rusz dowiadujemy się o kolejnych zakażeniach. Zaraza nie omija też środowiska sportowego, o czym przekonał się Piotr Wyszomirski. Polski bramkarz dość mocno odczuł COVID-19.
- W naszym zespole ja najciężej przeszedłem zakażenie. Czułem ból w okolicy serca i miałem problemy z oddychaniem. Straciłem smak, węch i apetyt, w efekcie schudłem parę kilo. Pierwszy trening bardzo odczułem, zupełnie nie miałem siły. Po około trzech tygodniach poczułem się lepiej i chciałem poćwiczyć chociaż w domu, ale od razu serce zaczęło mi szybko łomotać, więc dałem spokój - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Reprezentant Polski i zawodnik węgierskiego Grundfosu Tatabanya do teraz nie odzyskał pełni sił. Nie jest mu łatwo trenować na sto procent.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Karolina Owczarz pochwaliła się nowymi "ciuszkami"
- Staram się, choć po tej chorobie trudno wrócić na pełne obroty. Nie wiem, z czego to wynika. Czy z tego, że organizm jeszcze się nie zregenerował, bo objawy miałem aż przez 12 dni, czy z tego, że przez ponad miesiąc prawie wcale się nie ruszałem - dodaje.
Wyszomirski nie ukrywa się, że miał obawy, które narodziły się po tym, jak przeczytał, że COVID-19 może powodować trwałe zmiany w organizmie. Na szczęście badania wykazały, że z płucami i sercem reprezentanta Polski wszystko jest w porządku.
Koronawirusa przechodził w warunkach domowych. Kazano mu dzwonić po karetkę, jeśli tylko pojawią się poważne problemy z oddychaniem. Objawy nie były jednak aż tak dokuczliwe, by musiał trafić do szpitala.
Czytaj także:
> PGNiG Superliga. W Kielcach... zaskoczeni wysoką wygraną. "Nie spodziewałem się, że tak się ułoży"
> ME 2020: zwycięstwa na smutno. Półfinał nie dla Holenderek