Jeden z najważniejszych meczów budującej się kadry. Zwycięstwo z Węgrami dawało szansę na dalszy awans. Każdy inny wynik oznaczał, że Biało-Czerwoni pożegnają się z turniejem. Nadzieje były spore, ale naprzeciw stał nie byle jaki rywal. Madziarze na egipskim turnieju nie przegrali jeszcze żadnego spotkania i prezentują bardzo wysoki poziom.
Plan był prosty. Polacy musieli zagrać w sobotę perfekcyjne spotkanie. Bez zbędnych błędów, dwuminutowych kar, przestojów. Rzucać celnie, bronić mocno - tylko tak mogliśmy zaskoczyć rywali.
Festiwal błędów
No cóż, nie wyszło. Po obiecujących pierwszych minutach i rzutach Tomasza Gębali Polacy się mocno pogubili. O ile w obronie jeszcze jako tako to wyglądało, tak poczynania Biało-Czerwonych w ataku przyprawiały o ból głowy.
ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie ma wyjścia. "Pomoc od rządu praktycznie nie istnieje"
Podopieczni Patryka Rombla popełnili chyba wszystkie możliwe błędy własne. Niedokładne podania do kontry. Piłki, które miały trafiać do obrotowych, lądowały w dłoniach obrońców. Faule w ataku. Niewykorzystane sytuacje. Wyglądało to, delikatnie mówiąc, nieciekawie.
W defensywie kadrowiczom udało się wyłączyć dwie najważniejsze dotąd postaci w węgierskiej kadrze - Bence Banhidiego i Dominika Mathego. Co z tego, skoro ciężar zdobywania bramek wziął na siebie Miklos Rosta, a obrońców - niczym pionki na szachownicy - rozstawiał jak chciał Mate Lekai.
Ile znaczy playmaker
Lekai tylko w pierwszej połowie rzucił 7 bramek w 7 rzutach. Trafiał z gry, trafiał z kontry, nie znalazł na niego sposobu Adam Morawski. A trzeba zaznaczyć, że "Loczek" był w naprawdę dobrej dyspozycji, odbił kilka ważnych piłek i jako jedyny dawał nadzieję na to, że Polacy zmienią obraz gry.
Rombel w kadrze "polskiego Lekaia" nie ma, a co gorsza po 10 minutach stracił również swojego pierwszego playmakera. Po jednej z akcji na ławce wylądował Michał Olejniczak, którym musieli się zająć fizjoterapeuci.
W jego miejsce na parkiecie pojawił się Maciej Pilitowski, ale rozgrywający Energii MKS-u Kalisz nie prezentował się najlepiej. Gra pod jego dyktandem nie wyglądała dobrze, Polacy nie potrafili złamać madziarskiej defensywy. Na całe szczęście w końcówce pierwszej połowy Olejniczak wrócił już na parkiet.
Kto nie ryzykuje, nie wygrywa
Patryk Rombel doskonale wiedział, że jego podopieczni muszą coś zmienić w swojej grze. Zdecydował się na ryzykowną zagrywkę bez bramkarza, siódemką w polu. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Polacy, nawet jak znaleźli się w czystej sytuacji, nie potrafili pokonać Rolanda Miklera.
Czas leciał, a przewaga Węgrów nie topniała. Polacy grali z Madziarami bramka za bramkę, a to nie urządzało Biało-Czerwonych. Na kwadrans przed końcem, po kilku dobrych interwencjach Mateusza Korneckiego i przepięknej bramce Szymona Sićki, nasi kadrowicze mieli 6 goli do odrobienia.
Budzik zadzwonił za późno
W końcówce gra Polaków zaczęła się zazębiać. Zaczął regularnie trafiać Sićko, z ciężkiej pozycji rzucił Maciej Gębala. Te lepsze momenty przyszły jednak za późno.
Biało-Czerwonym nie udało się odwrócić losów spotkania. Gdyby nie te błędy, gdyby nie te niewykorzystane sytuacje... Tym samym Polacy odpadają z turnieju. Piękny sen się skończył brutalnym wybudzeniem, ale niech to nie przykryje naprawdę dobrych występów naszej kadry.
Na koniec swojej egipskiej przygody Polaków czeka jeszcze starcie z Niemcami.
Polska - Węgry 26:30 (10:16)
Polska:
Morawski, Kornecki - Olejniczak 4, Krajewski 4 (1 k), Walczak 1, Sićko 5, Majdziński, Czuwara, Pilitowski 1, Moryto 3, Daszek, M. Gębala 3, Przybylski 1, Dawydzik, T. Gębala 4, Chrapkowski.
Karne: 1/2
Kary: 6 min. (T. Gębala, Sićko, Przybylski - po 2 min.)
Węgry: Mikler, Szekely - Sipos, Boka 2, Nagy, Rosta 4,Sunajko, Mathe 6 (3 k), Rodriguez 3, Banhidi 3, Szita 2, Ancsin, Bodo 2, Hornyak, Lekai 8, Hanusz.
Karne: 3/3
Kary: 6 min. (Banhidi - 4 min.; Ancsin - 2 min.)