Od kilku lat mielczanie igrają z ogniem. Dwa razy uratowali utrzymanie rzutem na taśmę, po ostatnim sezonie zostali w PGNiG Superlidze tylko dlatego, że pierwszoligowcom nie spieszyło się do awansu (a raczej nie mieli ku temu środków). Skład, oparty na dotychczasowych liderach i doświadczonych graczach, miał tym razem zapewnić względny spokój.
Na razie wszystko zaczyna wyglądać niepokojąco. Zapominając o tradycyjnym laniu od Orlenu Wisły Płock, mielczanie mieli trzy realne szanse na punkty. Nie wykorzystali ani jednej, co więcej, nie byli nawet blisko zwycięstwa (pomimo stosunkowo niewielkich różnic bramkowych).
Po wyjazdach do Piotrkowa i Lubina przyszedł czas na domowy bój z Pogonią Szczecin. Zespołem także z problemami w tym sezonie, bez zwycięstwa. Aż do wizyty w Mielcu. Portowcy wypracowali przewagę przed przerwą, świetnie zaprezentował się bramkarz Tomasz Wiśniewski, bez żalu pożegnany... po kiepskim sezonie w Mielcu. Stal znowu nie miała wielu argumentów na swoją korzyść. Nawet powrót Miljana Ivanovicia nie odmienił gry w ataku.
Pogoń prowadziła już 22:14 i Stali starczyło sił jedynie na zmniejszenie różnicy. Mielczanie mogą jednak pluć sobie w brodę, bo w końcówce strata wynosiła jedynie dwie bramki. Wtedy karnego zmarnował Marek Monczka i znowu przypomniał o sobie Wiśniewski.
Stal jako jedyna pozostaje bez punktów, do tej pory prezentowała się gorzej niż bezpośredni rywale do utrzymania. Pierwsze tygodnie Rafała Glińskiego w roli trenera nie będą przez niego szczególnie wspominane.
- Głównie pierwsza połowa zadecydowała o końcowym wyniku. Boli, że mieliśmy dużo szans przy naszej wysuniętej obronie i narobiliśmy tym Pogoni problemów, aczkolwiek nie potrafiliśmy dojść na bramkę kontaktową, choć mieliśmy do tego okazje. Wiadomo, że fajnie byłoby mieć punkty po czterech kolejkach, ale nadal będziemy walczyć - skomentował po spotkaniu trener mielczan.
ZOBACZ:
Kosmala wprost po meczu z Gwardią
Różnica klas w Puławach
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sędzia znokautowany. Polała się krew!