Starcia między zespołami z Kielc i Płocka od wielu lat wzbudzają ogromne emocje. Nie inaczej było i tym razem - o dodatkowe podkręcenie atmosfery zadbali sami włodarze ligi. Jeszcze na dzień przed meczem nie wiadomo było, kto to spotkanie poprowadzi. Tajemnica miała zostać zostać rozwiana w ostatniej chwili - ogłoszenie arbitrów odbyło się zaledwie dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem. Spekulowano, że sędziami zawodów będzie zagraniczna para i tak też się stało - rozjemcami "świętej wojny" okazali się Gjorgji Naczewski i Sławe Nikołow.
Macedończycy od lat należą do grona najlepszych arbitrów w Europie, prowadzą prestiżowe spotkania na europejskich parkietach. W swoim portfolio mają jednak kilka kontrowersyjnych meczów. W Kielcach pracowali pod czujnymi oczami zarówno kibiców z województwa świętokrzyskiego, jak i fanów z Płocka. Od początku starcia trzymali równą linię sędziowania.
Reagować musieli bardzo szybko, bo od pierwszych minut na boisku Hali Legionów iskrzyło. Obie drużyny przystąpiły do pojedynku niezwykle zmotywowane - widać było, ze szczypiorniści zdają sobie sprawę z wagi starcia. Odkąd zniesiono system play-off, to właśnie dwumecz między obiema ekipami decyduje o tym, kto zdobędzie mistrzostwo Polski. Pozostałe drużyny w lidze nie są bowiem w stanie doskoczyć do poziomu Łomży Vive i Orlen Wisły.
Początek spotkania był niezwykle wyrównany, walka toczyła się bramka za bramkę. Widać było, że oba zespoły postawiły na mocną obronę - defensywa była na topowym poziomie. Szybciej przewagę zbudować zdołali gospodarze. Po trzynastu minutach gry prowadzili trzema trafieniami, na co błyskawicznie zareagował Xavier Sabate. Szkoleniowiec Nafciarzy wykorzystał czas do maksimum, po powrocie na boisko jego zawodnicy zaczęli sukcesywnie odrabiać starty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające sceny. Nagranie polubiło już ponad milion osób!
W szeregach płocczan na prawym rozegraniu doskonale spisywał się Michał Daszek, dużo ożywienia w atak przyjezdnych wprowadzał też Niko Mindegia. Kielczanie natomiast bardzo dobrze współpracowali z obrotowym - na linii 6. metra świetnie prezentował się Artsiom Karalek. Ciosy z drugiej linii wyprowadzał natomiast Szymon Sićko, a w końcówce pierwszej połowy prawdziwe wejście smoka zaliczył Branko Vujović.
Po trzydziestu minutach gry żółto-biało-niebiescy prowadzili trzema trafieniami, ale to Wiślacy drugą część meczu zaczęli od mocnego uderzenia. Goście bardzo szybko zminimalizowali swoje straty do jednej bramki. Do remisu nie udało im się jednak doprowadzić, a po chwili to kielczanie zaliczyli serię kilku udanych rzutów z rzędu i znów odskoczyli.
Orlen Wisła znów próbowała gonić, ale tym razem już nieskutecznie. Błyszczał Dylan Nahi, ważne piłki odbijał Wolff, mistrzowie Polski mogli zachować więcej spokoju.
Sytuacja uległa zmianie na kilkadziesiąt sekund przed końcem pojedynku - Wisła sukcesywnie odrabiała straty, kielczanie z kolei mocno męczyli się w ataku. Rezultat przypieczętował Siergiej Kosorotow, ale ze zwycięstwa cieszyli się żółto-biało-niebiescy. Kielczanie zwyciężyli 27:26.
Łomża Vive Kielce - Orlen Wisła Płock 27:26 (14:11)
Łomża Vive Kielce: Kornecki, Wolff - A. Dujshebaev, Gębala, Gudjonsson, Karacić 2, Karalek 5, Kulesz, Moryto 3, Nahi 9, Olejniczak, Sanchez-Migallon, Sićko 5, Surgiel, Thrastarson, Vujović 3
Orlen Wisła Płock: Morawski, Witkowski - Daćko, Daszek 5, Fernandez, Komarzewski, Kosorotow 4, Krajewski 3, Lucin, Mihić 3, Mindegia 1, Serdio 6, Sunsja, Szita 2, Terzić, Żytnikow 2