Polacy wyszli tak naładowani energią, jakby chcieli od razu zdemolować Białorusinów. Niewiele w tym przesady, Biało-Czerwoni w ciągu dziesięciu minut zupełnie stłamsili rywali. Prawie nie zostawiali im miejsca, zmuszali do błędów i błyskawicznie wyprowadzali kontry. Czasem dokonali rzeczy prawie niemożliwych, tak jak wtedy gdy Michał Olejniczak w pojedynkę zatrzymał takiego gladiatora jak Artsiom Karalek.
Właśnie dogrania do koła miały być główną bronią Białorusinów, szczególnie gdy na kilka godzin przed meczem okazało się, że nie wystąpi główny bombardier Władisław Kulesz. Karalek potrafił urwać się obrońcom, w końcu to czołowy specjalista na świecie, ale nie wyrządził takich szkód jak na inaugurację Niemcom. Trudną rolę udźwignął Bartłomiej Bis, który nagle musiał przejąć zadanie od wyeliminowanego przez koronawirusa Patryka Walczaka. Debiutant w ME spisał się nadzwyczaj dobrze, świetnie uzupełniał się z Maciejem Gębalą i do spółki z zawodnikiem Lipska prawie wyłączył z gry Karaleka.
Poza tym można rzecz standardowo. Niesamowitą pracę na własnej połowie wykonywał Przemysław Krajewski, przez dziurawą białoruską obronę przedzierali się Michał Daszek i Michał Olejniczak. Wydawało się, że nic nie wybije Polaków z rytmu. Aż do czasu bezpardonowego i prymitywnego ataku Michaiła Aliochina.
Białorusin niby subtelnie, ale z premedytacją bez piłki uderzył pięścią w twarz Olejniczaka. Podstawowy środkowy Polaków padł na parkiet i po ciosie odpoczywał w ostatnich 10 minutach połowy. Aliochin w tym czasie siedział już na trybunach z niebieską kartką za wybitnie niesportowe zachowanie.
Dla Białorusinów strata skrzydłowego nie była aż tak istotna jak chwilowa absencja Olejniczaka. Po wejściu Macieja Pilitowskiego gra nie kleiła się tak jak wcześniej. Widać było zresztą rozluźnienie w polskich szeregach. Zamiast powiększyć prowadzenie do sześciu bramek, Polacy zmarnowali świetne okazje, dali Białorusinom wrócić do żywych i zmniejszyć straty do trzech goli. Szymon Sićko po dobrym początku zaczął pudłować, Arkadiusz Moryto może mieć do siebie pretensje za końcówkę, kiedy obił słupek z karnego i oddał niepotrzebny rzut na pustą bramkę w kontrze (choć wrócić do niej Usyk).
Całokształt wypadł jednak na duży plus, przed meczem wszyscy braliby w ciemno wynik 14:11 do przerwy. Jeśli coś miało niepokoić, to skuteczność bramkarza Usyka i wyraźnie gorszy dzień Sićki.
Wszystko wróciło do normy, gdy na placu znowu pojawił się Olejniczak. 21-latek tak efektownie tańczył z piłka, że Białorusini zamieniali się w obserwatorów. Swoje piruety kręcił niesamowity na tym turnieju Daszek. Wytchnienie Sićce znowu dał Pietrasik. Im dalej w mecz, tym Polacy grali na większym luzie i pozwalali sobie na kapitalne wykończenia. Gdy Mateusz Kornecki efektownie zatrzymał Karaleka, stało się jasne, że Biało-Czerwonym nic nie grozi.
Ostatni kwadrans był demolką. Bramki padały łatwiej niż na treningu, bo grający z wycofanym golkiperem Białorusini rozdawali prezenty na lewo i prawo. Rombel miał taki komfort, że mógł wpuścić zmienników. W ME zadebiutował Piotr Jędraszczyk, a Ariel Pietrasik wysłał w świat sygnał, że nie samym Szymonem Sićką kadra stoi.
Na zakończenie fazy grupowej mecz z Niemcami, którego stawką będzie zwycięstwo w grupie. To nie musi być ostatnie słowo Polaków, wyrastających na czarnego konia turnieju.
Białoruś - Polska 20:29 (11:14)
Białoruś: Sałdacenka (0/9), Usyk (9/26 - 35 proc.) - Kulak 1, Astraszapkin 2, Nikanowicz, Krywenka 1, Jurynok 3, Zajcew, Bialiawski, Karalek 3, Waliupow 5, Samoila 0, Udawenia, Bochan 2, Gajduczenko 3, Aliochin
Karne: 1/2
Kary: 8 min. (Jurynok, Bochan, Karalek, Samoila)
Niebieska kartka: Aliochin (za faul)
Polska: Kornecki (6/22 - 27 proc.), Zembrzycki (1/4 - 25 proc.) - Daszek 6, Jędraszczyk, Olejniczak 4, Komarzewski, Bis, Sićko 4, Pietrasik 3, Beckman, Pilitowski, Syprzak 2, Moryto 3, Krajewski 7, M. Gębala, Przybylski
Karne: 3/5
Kary: 2 min. (M. Gębala)
ZOBACZ:
Najlepszy wynik Polaków od lat
Skandaliczne zachowanie w meczu Polaków