24 godziny wcześniej Norwegowie sprawili Polakom najbardziej bolesny nokaut za kadencji Patryka Rombla, 42 stracone bramki to zarazem najgorszy wynik reprezentacji w XXI wieku. Wydawało się, że Polakom nie przydarzy się drugi równie kiepski występ. Po 30 minutach spotkania ze Szwedami trzeba było zweryfikować oczekiwania. Terapia wstrząsowa nie podziałała, dała efekt odwrotny od oczekiwanego. Reprezentacja nie pozbierała się mentalnie po klęsce.
Polacy bardziej walczyli sami ze sobą niż z rywalami. Przed przerwą ostatnią bramkę z ataku pozycyjnego rzucili w 12. minucie! Popełniali multum prostych błędów w rozegraniu, za wszelką cenę szukali dogrania do koła. Szwedzi okopali się mocno przed bramką i przepuszczali niewiele podań przez ten sektor. Czasem pozwoli piłce przejść, zawodnikowi już nie. Gdyby chociaż udało się wykorzystać kilka tworzących się w bólach okazji, to może wicemistrzowie świata poczuliby choć trochę presji. Pomyłek było jednak bez liku, do przerwy Biało-Czerwoni grali ślamazarnie, oddali jedynie 14 rzutów. Na tym poziomie to zawstydzający wynik.
Jak na złość, akurat najlepszy dzień na turnieju miał Mateusz Kornecki, bez jego udziału do przerwy skończyłoby się demolką na miarę tej urządzonej przez Norwegów. Taka postawa kadry bolała szczególnie, gdy weźmie się pod lupę Szwedów, grających przeciętnie, nie na miarę kandydata do medalu. Faworyci zaprezentowali swój krótki program obowiązkowy, chociaż i tak poniżej ich możliwości. Ich lider Jim Gottfridsson nawet nie zdążył uruchomić się na dobre. W sennym tempie wyszli na prowadzenie 14:6.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ten to ma życie! Majdan pochwalił się zdjęciami z Tajlandii
Trochę ożywienia wniósł najmłodszy w kadrze Piotr Jędraszczyk, ale była to kropla w morzu potrzeb. Polacy nadal koszmarnie pudłowali. Jan Czuwara trzy razy stanął oko w oko z Tobiastem Thulinem, trzy razy niemal identycznie obił bramkarza. Skoro z karnego pomylił się nawet Arkadiusz Moryto, to już zupełnie nie było czego się chwycić. Zamiast powalczyć o korzystny wynik, Polacy ratowali się przed kompromitacją. Zanosiło się bowiem, że uda się ustanowić bramkowy antyrekord turnieju (14 goli). Chyba ta perspektywa podziałała na Polaków, bo zebrali szyki, powalczyli w obronie i przypudrowali wynik. Wtedy Szwedzi myśleli już o kolejnym boju.
Niech najlepszym podsumowaniem będzie zachowanie jednego z polskich kibiców, uchwycone przez operatora. Szalik na oczy, byle nie patrzeć na nieporadność kadry.
Polska - Szwecja 18:28 (6:14)
Polska: Kornecki (6/26 - 23 proc.), Zembrzycki (0/7) - Moryto 5, Krajewski 5, Syprzak 3, Dawydzik 2, Olejniczak 1, Sićko 1, Przybylski 1, Przytuła, Daszek, Jędraszczyk, Czuwara, Chrapkowski, Pilitowski
Kary: 6 min. (Dawydzik, Chrapkowski, Przytuła)
Karne: 2/3
Szwecja: Thulin (12/30 - 40 proc.) - Carlsbogard, Persson 3, Mellegard 4, Moller, Wanne 4, Pettersson 4, Claar 1, Lagergren 2, Gottfridson 3, Bergendahl 2, Sandell 2, Johansson 3, Wallinius, Chrintz
Kary: 4 min. (Wallinius, Claar)
Karne: 3/3