Przed igrzyskami Justyna Kowalczyk chciała pokazać się przede wszystkim w zaplanowanym na ostatni dzień igrzysk biegu na 30 km stylem klasycznym. W niedzielę zajęła w nim czternaste miejsce.
- Moim najlepszym biegiem na tych igrzyskach miała być trzydziestka. I była. Tylko nie aż tak dobrym, jak byśmy tego chcieli. Było ciężko jak jasna cholera. Od samego początku narzucono bardzo ostre tempo. Po 7,5 km krzyknęłam do trenera, że nic z tego, że jest ciężko i nie utrzymam. Chwilę później odpadłam. To były pewnie moje ostatnie igrzyska. Młodsza i lepsza już nie będę. Byłam świetnie przygotowana. Wraz z trenerem spróbowaliśmy już wszystkiego. Mogłabym jeszcze... zachorować, ale mam tyle kontuzji, że dodatkowych chorób mi nie potrzeba. W życiu przychodzi moment, w którym trzeba powiedzieć sobie, że lepiej nie będzie - przyznała po zakończeniu zawodów Justyna Kowalczyk.
- 30 km to taki bieg, w trakcie którego dużo się dzieje. Na początku masz nadzieję, później ta nadzieja umiera. Następnie wydaje ci się, że nie jesteś w stanie zrobić nawet kilometra, bo jesteś tak zakwaszony. Potem to wszystko mija i zaczynasz znowu walczyć. I koniec końców jesteś zadowolony z czternastego miejsca - dodała.
Justyna Kowalczyk nie ukrywa, że były to dla niej bardzo emocjonalne igrzyska.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Kot: Bardzo chciałbym, żeby trener Horngacher został. Należy mu się wysoka podwyżka
- Jestem emocjonalnym człowiekiem, więc emocje się we mnie kotłowały. Nie biegałam tak, jak chciałam. Fajnie było przypomnieć sobie lata, które były kiedyś, ale tak naprawdę dziś na takim poziomie biega tylko jedna starsza zawodniczka (Marit Bjoergen - przyp. red.). Reszta to młode pokolenie. Zawsze byłam normalnym człowiekiem i widać, że jak normalny człowiek się starzeję - dodała.
Najlepsza polska biegaczka narciarska nie podjęła jeszcze decyzji w sprawie dalszej kariery. Wciąż nie wie, czy w przyszłym sezonie będzie dalej występować.
- Przyszły sezon? Szczerze mówiąc, jeszcze nie podjęłam decyzji. Za tydzień mam do przebiegnięcia 90 km, więc myślę, że tego dnia zostanie podjęta decyzja. W tym sezonie podczas zawodów PŚ w Lahti na pewno mnie nie będzie. Finał PŚ w Falun? Zobaczymy. Na pewno będę na MP w Jakuszycach. Tam pewnie będę miała już jakieś wiążące decyzje - zapowiedziała.
- Decyzji w sprawie kariery nie podjęłam, ale już wiem, że do dawnej dyspozycji już nie wrócę. Zrobiłam absolutnie wszystko, żeby biegać najlepiej jak się da. Byłam bardziej profesjonalna niż w czasach, kiedy wygrywałam. To nie dało mi spodziewanego efektu. Widocznie po tych wszystkich perypetiach, które mi się zdarzyły, już nie wrócę na tamten poziom. To dla mnie bardzo przykre - przyznała.
- To wielka przykrość również dla mojego trenera. Dla rodziców, którzy też mocno to przeżywają. Dla całej rodziny. Dla serwismenów. Wszyscy bardzo się staramy. To nie jest tak, że ja idę na piwo, bo sobie odpuszczam. Wszystko przepracowałam tak, jak trzeba. I to nie przez miesiąc tylko przez trzy lata. Nie udało się. Są lepsi. Po prostu - oceniła.
Justyna Kowalczyk stwierdziła, że jeśli zakończy karierę biegaczki narciarskiej, to sporo czasu poświęci na zdobywanie górskich szczytów.
- W tym roku na pewno gdzieś pójdę. Wybieram się do Afryki. Być może wejdę na Kilimandżaro. Dużo zależy od tego, jak poukłada się moje życie sportowe. Bo jeśli będę dalej biegać na nartach, to nie będę mogła poświęcić się górom. Ale jeśli narty zejdą na dalszy plan, to mogę powiedzieć, że mam kilka górskich pomysłów - zapowiedziała.
Michał Bugno z Pjongczangu