Była wstrząśnięta po słowach trenera w USA. "Przez 20 lat ani razu tego nie usłyszałam"

Otylia Jędrzejczak to jedna z najwybitniejszych postaci polskiego sportu, która jak sama przyznaje, poza medalami, chce pozostawić po sobie dziedzictwo i dać przykład kolejnym pokoleniom Polaków. Specjalnie dla nas mówi, jak chce tego dokonać.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Otylia Jędrzejczak Materiały prasowe / Na zdjęciu: Otylia Jędrzejczak
Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Jak zaczęła się pani przygoda ze sportem? Rodzice długo musieli panią namawiać do rozpoczęcia regularnych treningów?

Otylia Jędrzejczak, mistrzyni olimpijska z Aten, prezes PZP: Miałam sześć lat i rodzice zapisali mnie na zajęcia pływackie do Pałacu Młodzieży w Katowicach. Po roku pływałam już w sekcji, a w wieku ośmiu lat wystartowałam w pierwszych zawodach i od razu zdobyłam trzy złote medale. Pływanie to jednak nie była moja miłość od pierwszego wyjrzenia. Im pewniej czułam się jednak w wodzie, tym bardziej lubiłam ten sport.

Czy rozpoczęcie treningów pływackich było dla pani pierwszym zetknięciem ze sportem?

Jednocześnie rodzice zapisali mnie na cztery różne dyscypliny. Było to pływanie, szermierka, taniec i gimnastyka. Taniec i gimnastyka odpadły mi dość szybko, bo nie za bardzo mi się podobały, ale na szermierkę chodziłam dwa lata. Ostatecznie uznałam, że wolę zostać przy pływaniu i cieszę się, że moi rodzice uszanowali tę decyzję. Tata jest byłym pięściarzem i od dziecka dbał o to, byśmy z bratem uprawiali sport i dużo się ruszali. Wpajał nam, że sport kształtuje charakter i pozwala zachować w życiu równowagę. Regularne treningi pozwalają realizować cele nie tylko w sporcie, ale także w życiu.

ZOBACZ WIDEO Pudzianowski zmierzy się z kolejną legendą KSW?! "Nie boi się"

Czuła pani presję ze strony rodziców, by osiągać najlepsze wyniki?

Nigdy tego w ten sposób nie odczuwałam. Co prawda byłam rzadko chwalona, ale mam wrażenie, że było to robione po to, by nie odbiła mi woda sodowa. W pewnym momencie pokochałam pływanie i często było tak, że wracając z zajęć na basenie wolałam przebiec 10 kilometrów niż skorzystać z autobusu. Wiedziałem, że w ten sposób mogę poprawić swoją wytrzymałość i być jeszcze szybsza w wodzie.

Można odnieść wrażenie, że dzisiaj rodzice od małego wywierają na dzieciach ogromną presję, by były najlepsze, a przez to odbierają im przyjemność z trenowania.

Podczas spotkań naprawdę często spotykam się z pytaniami od rodziców 9-letnich dzieci, którzy już na tym etapie przygody ze sportem chcą wiedzieć, czy ich dziecko będzie mistrzem olimpijskim. Często zdarza się także negowanie decyzji trenera i to jest bardzo niepokojące. Mój tata nigdy nie pytał o takie rzeczy i przez sport bardziej dążył do wyrobienia we mnie szczególnych cech charakteru niż tylko realizacji celów. Jeśli więc szermierka nie sprawiała mi frajdy, to wystarczyło, że przedstawiłam solidne argumenty i więcej nie musiałam pojawiać się na sali treningowej.

Jak więc powinni zachowywać się rodzice, by nie zabić w swoich dzieciach miłości do sportu?

Na spotkaniach z rodzicami przede wszystkim podkreślam, że powinni być oni przede wszystkim wsparciem dla swoich dzieci. Nawet po gorszych zawodach nigdy nie powinni oceniać występu dziecka, bo to jest rola trenera. W takich sytuacjach znacznie lepiej będzie zapytać dziecko, co podobało się na tych zawodach, a jeśli ma się jakieś wątpliwości, to podejść do trenera na osobności. Jeśli z kolei ktoś ma aspirację, żeby 12-latek był najlepszy i wygrywał wszystkie zawody, to można śmiało założyć, że takie dziecko w wieku 15 lat będzie miało dość sportu.

To właśnie w tym wieku najwięcej dzieci porzuca sport?

W pływaniu w kategoriach wiekowych 12-16 lat mamy naprawdę dużo pływaków, ale fala odejść rozpoczyna się w wieku 17-18 lat. To też rola trenerów, którzy powinni inspirować i wskazywać odpowiednią drogę nastolatkom. Wiele osób chce szybkich efektów i zapomina, że w sporcie najważniejsza jest systematyczność. Pamiętam choćby Alicję Tchórz z mistrzostw świata w Szanghaju w 2011 roku i wiem, jak długą drogę musiała przejść, by stać się świadomą kobietą i osiągnąć sukces.

Ma pani jakiś pomysł, by zmniejszyć falę odejść nastolatków od sportu?

Kiedyś jako fundacja robiliśmy badania piątce pływaków i ocenialiśmy ich szanse na sukces w tej dyscyplinie na podstawie motywatorów. Jedna z uczestniczek tego badania nie była pewna, czy chce to robić, a wyniki wskazywały, że warto, by spróbowała innej dyscypliny. Dziś uprawia pięciobój nowoczesny i osiąga bardzo dobre wyniki. Kajetan Broniewski też bardzo długo trenował pływanie, a ostatecznie zdecydował się przejść do wioślarstwa i został medalistą olimpijskim. Czasem warto spojrzeć na sport nieco szerzej.

A pani miała kiedykolwiek myśl, by rzucić pływanie i zająć się innym sportem?

Jako dziecko nigdy, bo w pływaniu od początku osiągałam bardzo dobre wyniki. Po igrzyskach w Pekinie, prezes polskiego związku wioślarskiego Ryszard Stadniuk przez rok chodził za mną i namawiał mnie na rozpoczęcie treningów wioślarskich i proponował nawet start na kolejnych igrzyskach w czwórce wioślarskiej. Trafił jednak na kiepski czas, bo byłam zmęczona i miałam dość sportu. Teraz jednak żałuję, bo to była dobra okazja na odświeżenie i powalczenie o kolejny medal. Zresztą nie byłabym pierwszą pływaczką, która później rywalizowała w wioślarstwie. Takie przypadki się zdarzały i nawet kończyły się medalami.
Otylia Jędrzejczak ze zlotym medalem igrzysk olimpijskich z 2004 roku Otylia Jędrzejczak ze zlotym medalem igrzysk olimpijskich z 2004 roku
Widzi pani jakieś błędy systemowe, które uniemożliwiają prawidłowy rozwój młodych sportowców?


Gdy pod koniec kariery pojechałam trenować do USA, utytułowany trener Dave Salo rzucił mi przed jednym ze startów „have fun”. To niby nic takiego, ale wtedy byłam wstrząśnięta, bo choć pływałam od 20 lat, to takie słowa przed zawodami usłyszałam po raz pierwszy w karierze. Amerykanie po prostu wychodzą z założenia, że aktywność fizyczna musi sprawiać przyjemność, a dopiero potem można myśleć o wynikach. Myślę, że nasz sport byłby w zupełnie innym miejscu, gdyby dzieci nie musiały osiągać znakomitych wyników tylko mogły bawić się sportem.

Co stoi na przeszkodzie?

Niestety u nas przyszłość wielu klubów zależy od wyników sportowych, bo na tej podstawie ośrodki są rozliczane ze swojej pracy i dostają finansowanie z samorządów i ministerstwa. Nawet jeśli trenerzy nie chcą tak robić, to siłą rzeczy wszystko podporządkowane jest pod jak najlepszy wynik.

Od ośmiu lat prowadzi pani w całej Polsce zajęcia pływackie w ramach Otylia Swim Tour. Są już pierwsze efekty?

Jestem niesamowicie dumna, bo dziś czołówka 15-letnich pływaczek, to dziewczynki, które uczestniczyły w pierwszej edycji moich zajęć. Widać więc, że coroczne spotkania pomogły im w rozwijaniu karier i zwiększyły motywację. Podczas jednodniowych spotkań nie mamy zamiaru nikogo uczyć pływać, chodzi bardziej o zastrzyk motywacji i pokazanie odpowiedniego kierunku do rozwoju. Dzisiaj największym wyzwaniem jakie mamy, jest zatrzymanie dzieci jak najdłużej przy sporcie. Trzeba robić wszystko, by dzieci miały motywację do kolejnego roku trudnych treningów i widziały w tym jakiś sens.
Otylia Jędrzejczak chętnie angażuje się w akcje promujące sport wśród dzieci i młodzieży Otylia Jędrzejczak chętnie angażuje się w akcje promujące sport wśród dzieci i młodzieży
Brak motywacji dzieci i duża pokusa ze strony gier komputerowych oraz internetu to największe wyzwania stojące na drodze do popularyzacji sportu?


Musimy zmienić sposób pojmowania sportu i wtedy będzie nam nieco łatwiej. Coraz większym problemem wśród młodzieży staje się depresja. Ostatnio w ramach akcji "Mistrzynie w Szkole" prowadziłam zajęcia wychowania fizycznego dla zwykłych uczennic i szybko zorientowałam się, że kilka z nich miało poważne problemy i trzeba im jak najszybciej pomóc.

Sport może pomóc w takich przypadkach?

Wierzę, że zwykła rozmowa i zachęcenie do sportu może okazać się zbawienne. Trzeba dotrzeć do takich nastolatków i nauczyć ich, by wf przestał być smutnym obowiązkiem, a każdy traktował te 30 minut dziennie jako czas dla siebie. Wiąże się z tym zjawisko hejtu i relacje między koleżankami, czy kolegami. Po kilku wizytach dostałam informacje od nauczycieli, że po naszej wizycie sporo potrafiło się zmienić u dziewczyn i to nie tylko w podejściu do zajęć, ale także do samych siebie.

Pani zawsze miała szczęście do trenerów?

Tak, dlatego tym bardziej czuję się w obowiązku, by przekazywać moją historię dalej. Trener Edmund Uścinowicz zawsze powtarzał mi, że ma klucz do mojego sukcesu. Gdy tylko przed zawodami nie czułam się komfortowo, on zawsze powtarzał, że ma ten klucz i wszystko będzie dobrze. Niby prosta rzecz, a bardzo motywowała. Po zakończeniu kariery spotkałam się z trenerem i on dał mi ten klucz i powiedział, że teraz sama zarządzam swoim sukcesem. Od zawsze interesowałam się psychologią i wiedziałam, że wsparcie jest bardzo ważne. Przed zawodami zawsze starałam się pisać kolegom i koleżankom z kadry karteczki z motywującymi tekstami.

To właśnie pani jako druga po Marcinie Gortacie rozpoczęła prowadzić w Polsce własne campy promujące sport wśród dzieci. Skąd wziął się ten pomysł?

Dużo zawdzięczam sportowi i chcę mobilizować innych, by poszli podobną drogą, co ja. Po zakończeniu kariery ukończyłam studia na kierunku międzynarodowe zarządzanie sportem, ale od początku wiedziałam, że marzę o zostawieniu po sobie jakiegoś dziedzictwa. Mam wrażenie, że zainspirowanie sportem tysięcy młodych ludzi to najlepsze, co mogę po sobie zostawić.

Tekst powstał w ramach akcji "Mały zawodnik - wielki zwycięzca" zorganizowanej wspólnie z firmą 4F.

Czytaj więcej:
Jędrzejczyk z nowym kontraktem z UFC
Rzecznik PZPN pokazał, co zrobiła jego żona

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×