Kacper Kapsa: Rajd Monte Carlo - krajobraz po bitwie

Cóż to było za otwarcie sezonu! Rajd Monte Carlo, dał nam wszystko, czego, jako kibice rajdowi, żądalibyśmy od tej legendarnej imprezy.

Pierwsza eliminacja tegorocznych mistrzostw świata, dała nam odpowiedź na kilka pytań, w moim prywatnym zestawieniu, dokładnie na pięć.

Pierwsze dotyczyło Sebastien Ogiera którego już przed Monte Carlo, podejrzewałem o to, że będzie nie do zatrzymania. Błąd w doborze opon, w czwartkowy poranek spowodwał, że Francuz musiał udowodnić, że mistrzem świata został nieprzypadkowo. Po pierwszych trzech odcinkach, tracił do lidera Bryan Bouffier prawie półtorej minuty i gdy zanosiło się na sensacje, urzędujący mistrz świata rozpoczął koncert, wygrał siedem odcinków specjalnych i nie dość, że zniwelował przewagę, to ostatecznie, na mecie, zameldował się z ponad minutową przewagą. Ogier, podczas gdy większość rywali walczyła o to, by po prostu utrzymać się na drodze, jechał, jak gdyby, nie obowiązywały go te same prawa fizyki. Pokazał, że pokonać go w tym roku, będzie bardzo ciężko.

W drugim pytałem, co przyniesie brytyjska inwazja. Okazało się, że doprowadziła do, nie małego, szaleństwa wśród brytyjskich komentatorów. Zarówno, debiutujący w Monte Carlo Elfyn Evans, jak i Kris Meeke, dojechali do mety na bardzo dobrych pozycjach. Kierowca M-Sportu, jako jedyny ze swojego zespołu, skończył rajd na szóstym miejscu, natomiast reprezentant Citroena na najniższym stopniu podium. Na przestrzeni dwudziestu ostatnich lat, jedynie dwukrotnie brytyjski kierowca meldował się w pierwszej trójce Rajdu Monte Carlo, był to nie kto inny jak Colin McRae. Za wcześnie, żeby mówić , że Meeke lub Evans, dostarczą brytyjskim fanom, tyle emocji co Colin czy Richard Burns  jednak mogą dać im cień nadziei, na to że znów mogą liczyć się w WRC.

Rajd Monte Carlo, miał być także testem dla nowego zespołu, powracającego po 10 latach do WRC Hyundaia. Nie tylko ja zastanawiałem się, czy będzie to hit czy kit. Z dwóch startujących i20 WRC na mecie nie znalazł się ani jedna. Thierry Neuville, rozbił się już na pierwszym odcinku, Dani Sordo, z powodu awarii odpadł z rywalizacji tuż przed piątym odcinkiem. Zatem debiut, nie był do końca wymarzony, jednak jeśli zwalimy to na chorobę wieku dziecięcego lub zwykłego pecha, to do końca nie jestem w stanie stwierdzić jak na tle innych zespołów, będą prezentowali się Koreańczycy. Sordo, zanim samochód odmówił mu posłuszeństwa, zajmował trzecie miejsce, zatem na to pytanie odpowiedź dadzą nam dopiero kolejne rajdy.

W Polsce, czekaliśmy najbardziej na debiut Roberta Kubicy w Fieście WRC i chyba nikt nie spodziewał się, że czwartkowy poranek będzie tak spektakularny. Jak dobrze wiecie RK wygrał dwa pierwsze odcinki zostając liderem Rajdu Monte Carlo. Sen skończył się jednak, na dziewiątym oesie, kiedy Polak musiał przerwać rajd z powodu wypadku. Jednak, na tym, jak i na wcześniejszych odcinkach Kubica walczył jak równy z równym z bardziej doświadczonymi kierowcami, utrzymując pozycje w pierwszej czwórce. Nie licząc prywatnego Forda Bouffier, nikt na czele z byłym wice mistrzem świata @Mikko Hirrvonenem, z zespołu M-Sport nie plasował się wyżej w generalce. Lawina pochwał jakie spłynęła na Roberta, na szczęście przykryła jakże typową dla kraju nad Wisłą, krytykę.

Ostatnie pytanie dotyczyło organizatorów cyklu WRC, którzy obiecywali, praktycznie od zakończenia zeszłego sezonu, medialne przebudzenie. Nie licząc, relacji w brytyjskiej telewizji, całość była, lekko mówiąc, farsą. Zaprezentowana tuż przed rajdem, nowa odsłona strony internetowej, oprócz ładnego wyglądu, nie przyniosła nic dobrego dla kibiców śledzących Monte Carlo z domu. Zamieszanie z wynikami odcinków, które były prezentowane tak chaotycznie i niezrozumiale, sprawiło, że, na barki organizatorów cyklu spłynęła masa krytyki. Jeśli dodamy do tego ciszę na społecznych portalach, daje nam to marny obraz medialny WRC. Oby to nie był kolejny rok, podczas którego z zazdrością będziemy patrzeć na mistrzostwa Europy, gdzie Eurosport z niezwykła dbałością podchodzi do medialnego wizerunku.

Co oczywiste, nie jest to pełne podsumowanie, przed rajdem trudno było przewidywać, że tak znakomicie poradzi sobie trzykrotny mistrz Polski Bryan Bouffier, który utarł nosa kolegom z fabrycznych ekip, kończąc rajd na drugim miejscu. Świetna robota.

Emocje powoli opadają, już za parę tygodni śniegowa bitwa w Rajdzie Szwecji, miejmy nadzieję, że równie pasjonująca jak podczas tego weekendu.

Kacper Kapsa

Komentarze (0)