Mieści się tam siedziba M-Sportu, założona i kierowana przez Malcolma Wilsona, przez której bramy wyjeżdżały wszystkie rajdowe Fordy od 1997 - od Escorta, przez Focusa, aż po Fiestę. Szykowane dla takich rajdowych tuz jak Colin McRae, Carlos Sainz, Juha Kankkunen czy Marcus Groenholm. O dziwo, nigdy współpraca pomiędzy M-Sportem a Fordem nie dała indywidualnego tytułu. O dziwo, żaden z wymienionych kierowców, byłych mistrzów świata, nie wygrał więcej rajdów za kierownicą samochodu z błękitnym owalem, niż Mikko Hirvonen.
Próbował dwukrotnie szukać szczęścia poza Fordem. W sezonie 2004 przeniósł się do Subaru, wrócił rok później, ponownie spróbował sił gdzie indziej w sezonie 2012, zastępując Sebastien Ogiera w Citroenie. Miał już na koncie trzy tytuły wicemistrzowskie i czternaście zwycięstw w WRC, wszystkie oczywiście we wspópracy z Fordem. W Citroenie nie potrafił wyjść z cienia Sebastiena Loeba, nawet po jego rezygnacji. Łącznie, podczas dwuletniej przygody z Francuzami, odniósł tylko jedno zwycięstwo. Od tego sezonu, jak dobrze wiecie, syn marnotrawny powrócił.
Wrócił, ale powrót wyglądał totalnie inaczej niż dziewięć lat wcześniej. Już nie jako perspektywiczny, ambitny zawodnik, tylko jako pogrążony w apatii, po totalnie bezbarwnym sezonie, nie potrafiący wygrać od 455 dni kierowca. Mikko się pogubił. Patrząc jednak na jego zdjęcia przed Rajdem Monte Carlo, wydawał się powracać do formy, przynajmniej tej psychicznej, uśmiechnięty, wręcz podekscytowany. Jednak sam rajd, był na tyle fatalny, że wymknęło mi się, że być może to jego ostatni sezon w WRC. Obym się mylił. Praktycznie przez większość rajdu przegrywał z kolegami z zespołu, o Bryanie Bouffier nie wspominając. Tragiczny obraz dopełniła awaria na ostatnim odcinku specjalnym...
Malcom Wilson, zachowuje jednak brytyjski spokój, w końcu pozycja M-Sportu po Monte jest całkiem niezła, odcinki oprócz Polo R, najszybciej pokonywały, przygotowane przez nich Fiesty. Niestety, do zwycięstw nie poprowadził jej żaden etatowy kierowca oficjalnej ekipy Wilsona. Z jego wypowiedzi jasno wynika, że o osiągach Hirvonena w zeszły weekend, trzeba jak najszybciej zapomnieć i szykować się do Rajdu Szwecji, gdzie w końcu Fin na podium stawał pięciokrotnie, w tym dwa razy na najwyższym jego stopniu, oczywiście w kombinezonie z błękitnym owalem.
Kacper Kapsa