Tommi Makinen dla WP Sportowefakty: Kubicę wyróżnia nieustanny głód ścigania

Facebook / facebook.com/Lukasmotorsport
Facebook / facebook.com/Lukasmotorsport

- Roberta Kubicę wyróżnia nieustanny głód ścigania, koncentracja, chęć nauki i wydobywania z siebie tego, co najlepsze. WEC to dla niego dobre terytorium - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Tommi Makinen, 4-krotny mistrz świata WRC.

W tym artykule dowiesz się o:

Tommi Makinen to jeden z najlepszych kierowców rajdowych wszech czasów. W latach 90. cztery razy z rzędu zdobywał mistrzostwo świata WRC - w 1996, 1997, 1998 i 1999 roku. W całej karierze wygrał 24 rajdy i 362 odcinki specjalne. Karierę zakończył w 2003 roku. Dwanaście lat później został szefem rajdowego zespołu Toyoty i tę rolę pełni do dziś. [b]

WP SportoweFakty: Jak to się dzieje, że Finlandia w tak wymagającym i trudnym świecie, jakim jest świat sportów motorowych, nieustannie ma swoich reprezentantów w ścisłej czołówce? W rajdach, w Formule 1, w rallycrossie.[/b]

Tommi Makinen: Trudno jest znaleźć prostą i jasną odpowiedź. Myślę, że Finowie zawsze byli mocni głównie w sportach indywidualnych, a właśnie takim jest motorsport. Potrzebna jest w nim silna mentalność. Kiedy prowadzisz rajdowe czy wyścigowe auto, to chociaż cały czas masz pomoc innych ludzi, tak naprawdę jesteś sam. Sam musisz zrobić, co trzeba. W jakiś sposób samochody, motoryzacja, zawsze były w Finlandii bardzo popularne. Finowie to uwielbiają. Dlaczego? Cóż, muszę przyznać, że tak naprawdę to nie wiem.

Po prostu w jakiś sposób samochody, sporty samochodowe, stały się częścią fińskiej duszy?

- My nazywamy to "sisu". Tego nie da się dokładnie przetłumaczyć. Chodzi o naszą mentalność, o to, że się nie poddajemy (Sisu to dla Finów bardzo ważny termin. Oznacza wytrzymałość, siłę woli, odwagę - cechy, które umożliwiają przetrwanie w trudnych warunkach. Połączenie siły mentalnej i fizycznej, dzięki któremu zwalcza się przeciwności losu i zawsze doprowadza swoje sprawy do końca - przyp. WP SportoweFakty).

Pan jest tu dobrym przykładem takiego hartu ducha. Jeździć autem nauczył się pan na zamarzniętym jeziorze, jako młody chłopak pracował pan też przy wyrębie lasu i został mistrzem kraju w oraniu pola. Jak wspomina pan te zajęcia?

- To był perfekcyjny trening. W moich czasach gokarty nie były tak popularne jako miejsce nauki dla młodych kierowców. Teraz starty w gokartach ma za sobą większość zawodników. Ja musiałem radzić sobie w inny sposób. Jeśli chodzi o mistrzostwa oraczy, to nie ma to nic wspólnego z motorsportem, jednak startując w nich musisz umieć mocno się skoncentrować i zrozumieć, co jest twoim celem, zaplanować, jak wykonać zadanie. To jest trochę jak sztuka. Nie musisz się spieszyć, ale ważna jest koncentracja i stworzenie sobie obrazu tego, co i jak masz zrobić. Każda forma rywalizacji jest treningiem, bo w ten sposób ćwiczysz swoją koncentrację.

ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze

Tytuł mistrza świata w rajdach zdobył pan czterokrotnie. W najbardziej niezwykłych okolicznościach w 1998 roku, gdy w ostatnim rajdzie, w Wielkiej Brytanii, wypadł pan z trasy i wydawało się, że mistrzostwo zgarnie Carlos Sainz. Hiszpan miał jednak awarię na ostatnim odcinku specjalnym i to pan zwyciężył. O triumfie dowiedział się pan przez telefon, w czasie udzielania wywiadu fińskiej telewizji.

- To był dziwny moment sezonu. Przed ostatnim rajdem prowadziłem w klasyfikacji generalnej i wydawało się, że łatwo mi pójdzie. Z trasy wypadłem przez błąd organizatorów. Przed nami odbywała się rywalizacja samochodów historycznych. Jednemu z takich aut wybuchł silnik i na asfalcie powstała plama oleju. Próbowano zasypać ją piaskiem, zupełnie o nas nie pomyślano. To było na zakręcie w lewo, w który wchodziło się przy dużej prędkości. A ja nie miałem żadnej informacji o takim utrudnieniu i przez to wypadłem z trasy i zakończyłem swój udział w rajdzie. Fatalny moment, pracowaliśmy cały rok na mistrzostwo i przez błąd organizatorów wydarzyło się coś takiego. Nie mogłem uwierzyć, że można było do tego dopuścić. No a potem, tuż przed końcem rajdu, Carlos miał awarię i musiał zrezygnować, a ja jednak zostałem mistrzem.

Jak porównać rajdy z czasów, gdy pan startował, z obecnymi? Wydaje się, że w latach 90. było w nich więcej romantyzmu, bardziej rozpalały one wyobraźnię kibiców. Wtedy silniki ryczały głośno, ale później ciągle zmniejszano ich moc. Dopiero teraz ten trend się zmienił.

- Rajdy niewątpliwie bardzo się zmieniły. Wydaje mi się, że był taki czas, gdy część ludzi zamiast nich zaczęła oglądać Formułę 1. Zmniejszanie mocy, osłabianie rajdowych aut, nie było dobrym kierunkiem. Motorsport powinien być efektowny i przystępny dla widzów, a rajdy zaczęto komplikować. W F1 poprawiała się jakość transmisji telewizyjnych, WRC było trudniejsze do pokazywania. Myślę jednak, że możemy sprawić, żeby znów było tak ciekawie, jak chociażby w latach 90. Jesteśmy w stanie znów zainteresować rajdami większą liczbę kibiców. A jeśli to się uda, pojawi się w nich także więcej pieniędzy, więcej potężnych firm. Ważne, żeby w tym sezonie na podium wyścigów WRC pojawiały się auta różnych zespołów, a nie ciągle te same, bo to na pewno spowoduje większe zainteresowanie.

Wracając do różnic pomiędzy rajdami dwadzieścia lat temu, a teraz, to muszę powiedzieć, że obecnie samochody WRC są znacznie lepsze. Kiedyś jedne auta lepiej spisywały się na szutrze, inne na asfalcie. Teraz wszystkie są pod tym względem absolutnie takie same. Zaprojektowane tak, żeby jeździć szybko w każdych warunkach. Wymusiły to między innymi przepisy dotyczące zawieszenia, ale uważam, że to bardzo dobrze.

Myśli pan, że ktoś taki jak Robert Kubica mógłby pomóc rajdom w przywróceniu atmosfery z lat 90.? Wydaje się, że ze względu na swój charakter i umiejętności do tamtego klimatu pasowałby idealnie.

- Na pewno tak. Myślę, że ktoś taki jak on byłby tu pomocą.

Czy to prawda, że przed sezonem Toyota interesowała się jego zatrudnieniem?

- Bardzo uważnie przyglądaliśmy się wszystkim zawodnikom na rynku. Robert to niezwykle utalentowany i szybki kierowca. Kilka lat temu miał ten fatalny wypadek i niestety, podejmując decyzję o składzie musieliśmy wziąć pod uwagę także i to. Był to jeden z powodów, dla których ostatecznie postawiliśmy na innych.

Jak w pana opinii Kubica wypada z pana rodakiem Kimi Raikkonenem, który swego czasu też zamienił F1 na rajdy?

- Robert ma teraz więcej doświadczenia, no i jest bardziej "głodny". Muszę powiedzieć, że dla mnie Formuła 1 jest łatwiejszym sportem, niż rajdy. Ok, walka toczy się tam o tysięczne części sekundy, ale wiele zależy od tego, jak spisuje się auto. To ono jest najważniejsze. Oczywiście, utrudnieniem jest rywalizacja koło w koło z rywalem. W rajdach potrzebna jest jednak większa elastyczność, wszechstronność. Poza tym, każdy popełnia w nich błędy i chodzi o to, żeby popełnić ich jak najmniej. Bardzo potrzebne jest doświadczenie, zrozumienie, jak współpracować z pilotem. Inaczej niż w F1, jedziesz do przodu i nie pamiętasz, jak wygląda kolejny zakręt, co jest za kolejnym wzniesieniem. I dlatego doświadczenie kierowcy jest kluczowe.

Kraksa Kubicy z 2011 roku to jedno z najsmutniejszych wydarzeń ostatnich lat w motorsporcie?

- Z całą pewnością. To był okropny moment. Kiedy coś takiego przytrafia się jednemu z najlepszych kierowców, jest to całkowity szok. Nigdy nie chce się słyszeć takich wiadomości, jakie przyszły sześć lat temu.

W jakim miejscu widziałby pan Polaka w obecnej stawce kierowców F1? Czy walczyłby o tytuł mistrza świata?

- Myślę, że tak. Był bardzo obiecujący. Gdy jeszcze startował w tej serii, uważałem, że może zdobyć mistrzostwo. Jest jednym z niewielu kierowców, którzy mogli nie tylko wywalczyć tytuł indywidualnie, ale i zapewnić go swojemu teamowi. Tym, co go wyróżnia, jest nieustanny głód ścigania, koncentracja, chęć nauki i wydobywania z siebie tego, co najlepsze.

Dodajmy jednak, że do zdobycia mistrzostwa, czy to w F1, czy w WRC, zawsze potrzebne jest szczęście. Wszystkie potrzebne elementy muszą się złożyć w całość. Najtrudniej jest zdobyć tytuł po raz pierwszy. Kolejne - zwykle już trochę łatwiej.

Uważa pan, że Kubica podjął dobrą decyzję, zamieniając rajdy samochodowe na serię wyścigów długodystansowych World Endurance Championship?

- WEC to dla niego dobre terytorium. W tych samochodach powinno być mu łatwiej, niż w rajdowych autach. No i będzie jeździł na asfaltowych torach, w bardziej przewidywalnych warunkach, niż na szutrowych trasach wyścigów WRC.

Wracając do pana, co daje większą radość? Sukcesy jako kierowca, czy jako szef zespołu?

- Muszę przyznać, że w tym sezonie bardzo przeżywam starty naszych zawodników. Gdy Jari-Matti Latvala wygrał Rajd Szwecji, cieszyłem się bardziej, niż wtedy, gdy sam zwyciężałem.

Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski 

Źródło artykułu: