Wielka Brytania w szoku po tragicznym wypadku

Wielka Brytania jest w szoku po tragicznej śmierci Shawna Raynera i Steve'a Deara. Doszło do niej pod koniec grudnia podczas rajdu, w którym rywalizują samochody historyczne. Od zdarzenie minęło kilka dni, a nadal niewiele o nim wiadomo.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
świeczka Materiały prasowe / Na zdjęciu: świeczka
Do wypadku Shawna Raynera i Steve'a Deara doszło 29 grudnia, ale Wielka Brytania jeszcze nie otrząsnęła się z szoku. Rayner wraz z pilotem ścigali się za kierownicą 41-letniego Forda Escorta Mk2 w imprezie, w której rywalizowały samochody historyczne. Odbywała się ona w Bramley Camp, położonym niedaleko Basingstoke.

Rywalizacja zabytkowych rajdówek miała przynieść frajdę jej uczestnikom, a zakończyła się tragicznie. Sutton and Cheam Motor Club, organizator wydarzenia, nie chce podawać żadnych szczegółów związanych z wypadkiem. Stowarzyszenie potwierdziło jedynie, że sprawą zajmuje się policja. - To było wydarzenie prywatne, organizowane na terenie prywatnym, funkcjonariusze pomagają w ustaleniu przyczyny wypadku. Mogę tylko potwierdzić, że wskutek kolizji dwóch mężczyzn zginęło - poinformował rzecznik policji w Hampshire.

Również MSA, czyli odpowiednik polskiego PZM, włączyła się w wyjaśnianie tragedii. - Ten straszliwy wypadek przypomina nam o nieodłącznym niebezpieczeństwie występującym w motorsporcie. To piękny sport, który tak bardzo kochamy, ale też niezwykle niebezpieczny - przypomina w specjalnym oświadczeniu MSA.

Rayner miał 52 lata i cieszył się sporą popularnością. Pierwsze sukcesy odnosił w latach 90., ale jego kariera wyhamowała po dwóch poważnych wypadkach. Po długich namowach przyjaciół, udało mu się jednak powrócić do rywalizacji w rajdach historycznych.

Dear, pilot Raynera, miał 64 lata. W przeszłości również startował w rajdach, ale przed dekadą wycofał się z motorsportu, by wspierać karierę swojego syna - Declana. W ostatnim czasie to właśnie Declan był pilotem Raynera, ale specjalnie na imprezę odbywającą się w Bramley Camp z okazji Świąt Bożego Narodzenia 64-latek usiadł w rajdówce prowadzonej przez Raynera. - To był dziwny wypadek. Nie sądzę, abym po tym wypadku zrezygnował z mojej kariery. Nadal będę pilotem rajdowym. Nie sądzę, aby ojciec chciał mojej rezygnacji - oświadczył Declar Dear w rozmowie z BBC.

ZOBACZ WIDEO Jakub Przygoński: Robert Lewandowski dałby radę na Dakarze. Chętnie zdradzę mu wszystkie rajdowe tajemnice
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×