Porzucił IT dla realizacji marzenia. Zapłacił za to najwyższą cenę

Instagram / cfalconb / Na zdjęciu: Carles Falcon
Instagram / cfalconb / Na zdjęciu: Carles Falcon

Hiszpania nie może pogodzić się ze śmiercią Carlesa Falcona na trasie Rajdu Dakar. 45-letni amator porzucił pracę w IT, by zrealizować marzenie. Wrócił na Dakar po dwóch latach z powodu przyjaciela i zapłacił za to najwyższą cenę.

W tym artykule dowiesz się o:

Carles Falcon nie był zawodowym motocyklistą. Przez większą część życia zarabiał jako informatyk i programista. Spędzał po osiem godzin przed komputerem, aż postanowił dokonać rewolucji w swoim życiu. Wpływ na to miał jego przyjaciel Isaac Feliu, który namówił go do porzucenia IT i poświęcenia się pasji. Były nią motocykle i przejażdżki po trudnym terenie.

Z Katalonii na Dakar

Zmarły 45-latek pochodził z Tarragony. To urokliwe miasto, położone niedaleko Barcelony, stanowi idealną bazę wypadową do wycieczek terenowych. Katalonia jest zresztą rajem dla motocyklistów - z niezłą temperaturą przez niemal cały rok, licznymi wzniesieniami i pobliskimi górami.

Falcon i Feliu w 2015 roku założyli firmę o nazwie TwinTrail. Oferowała ona organizację wycieczek w teren na motocyklach enduro. Obaj Hiszpanie wykorzystywali też swoją wiedzę i doświadczenie, by edukować innych w zakresie jazdy terenowej. Zdobyli odpowiednie uprawnienia i rozpoczęli pracę jako instruktorzy.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Lindgren, Kościecha i Majewski

Pierwszy kryzys przyszedł pięć lat później. Falcon wraz z pandemią COVID-19 musiał zawiesić działalność swojej firmy. Wtedy mógł rozmyślać, że popełnił błąd odchodząc z branży IT. Ostatecznie wraz z przyjacielem stworzył cotygodniowy program na YouTube, na którym wspólnie opowiadali o jeździe po trudnym terenie. Hiszpanie docenili ich pasję i zaczęli wspierać ich aktywność w sieci. W ten sposób udało im się przetrwać najgorszy okres pandemii koronawirusa.

Wsparcie fanów i uruchomiona później kampania crowdfundingowa pozwoliła Falconowi i Feliu zrealizować kolejne marzenie. Obaj zgłosili się do Rajdu Dakar w roku 2022. Przystąpi do kategorii "Original", która powstała z myślą o amatorach, którzy nie mogą liczyć na profesjonalne wsparcie wieloosobowej grupy mechaników. To taki "Dakar dla ubogich", w którym motocyklista nie dysponuje ogromnym budżetem i sam musi naprawić swoją maszynę na biwaku.

Los bywa okrutny

Debiut na trasie rajdu w Arabii Saudyjskiej w 2022 roku nie był łatwy dla Feliu. Przyjaciel Falcona zanotował groźny upadek na dziewiątym etapie. Trafił do szpitala, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Jego kompan z TwinTrail Racing kontynuował jazdę i osiągnął metę.

- Dakar 2022 był dla mnie ważnym doświadczeniem, nie tylko ze względu na rywalizację w najtrudniejszym rajdzie terenowym na świecie. Mój przyjaciel miał wypadek, więc teraz wracamy razem, aby dokończyć to, czego nie byliśmy w stanie dokonać przed dwoma laty. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani mentalnie po doświadczeniach sprzed dwóch lat - mówił Falcon pod koniec grudnia.

Los bywa jednak brutalny. Tym razem to Falcon zanotował upadek - już drugiego dnia rajdu. Jak się okazało, znacznie poważniejszy w skutkach niż w przypadku Feliu w 2022 roku. U 45-latka doszło do zatrzymania akcji serca. Jeszcze na trasie reanimował go Alexandre Azinhais, który jako pierwszy pojawił się przy rannym motocykliście. Później zadanie to przejęli lekarze z załogi helikoptera medycznego.

Ratownicy od początku mówili, że stan Falcona jest krytyczny. Miał obrzęk mózgu, złamany kręg C2. Dalsze badania wykazały też, że doszło u niego do złamania żeber, obojczyka i nadgarstka. Przy jego łóżku czuwał Feliu, który w geście solidarności wycofał się z Dakaru. Niewiele mogli zrobić lekarze z Rijadu, do którego Hiszpana przewieziono kilkanaście godzin po wypadku. Gdy kilka dni później decydowano się na transport do Katalonii, rokowania mówiły wprost - zawodnik TwinTrail Racing najprawdopodobniej umrze.

"Zespół medyczny potwierdził, że uszkodzenia neurologiczne spowodowane zatrzymaniem krążenia i oddechu w chwili wypadku były nieodwracalne" - przekazał zespół Falcona w komunikacie o śmierci swojego zawodnika. Doszło do niej po trzech dniach od powrotu 45-latka do ojczyzny.

Hiszpania płacze

Tragiczna historia 45-latka z Tarragony, który porzucił pracę w korporacji, by żyć pasją i czerpać radość z życia, poruszyła Hiszpanią. Tamtejsza Wyższa Rada Sportu przesłała kondolencje rodzinie, współpracownikom i przyjaciołom Falcona. Jej przewodniczący Jose Manuel Rodriguez Uribe stwierdził, że "pogrążył się w bólu" wraz z zespołem TwinTrail Racing.

"Niestety, śmierć i Dakar są ze sobą ściśle powiązane" - napisał dziennik "Marca" zwracając uwagę na to, że Falcon jest już 74. ofiarą najtrudniejszego rajdu terenowego na świecie. Przed kilkoma laty życie na Dakarze stracił też motocyklista-pasjonat z Polski - Michał Hernik. Teraz część przedstawicieli mediów zaczęła sugerować, że organizatorzy tegorocznego Dakaru przesadzili z poziomem trudności. Nie zgadza się z tym dyrektor imprezy.

- Każdy wie, co może się tutaj wydarzyć. To jest sport obarczony ryzykiem - mówił David Castera do dziennikarzy kilka godzin po informacji o śmierci Carlesa Falcona. Zwrócił też uwagę na to, że motocykliści-amatorzy sami chcą rywalizować w tak trudnym terenie.

- Co mam zrobić? Organizować dwa, trzy Dakary w roku? Co bym im powiedział, gdybym zaproponował występ w innym terminie albo na innej trasie? Wszyscy chcą startować w Dakarze. Nikt nie chce brać udziału w jakiejś drugiej wersji rajdu. Jeśli zrobimy dla nich osobną imprezę, to na nią nie przyjadą. Dakar to Dakar. Ze swoim ryzykiem, trudnościami. Wszyscy wiemy, że wypadki mogą się zdarzyć i są one straszne - dodawał Castera.

W ostatnich latach w Dakarze najczęściej życie tracą motocykliści. Są najgorzej zabezpieczeni spośród wszystkich uczestników rajdu. Sytuację poprawiły poduszki powietrzne, które posiadają w kombinezonach. Nadal jednak słabym punktem są głowa i kręgi szyjne. To ma się zmienić. - Pracujemy nad nowym rodzajem poduszek, które będą mocniej zabezpieczać głowę. Technologia idzie do przodu, ale wszystkich wypadków i ich konsekwencji nie unikniemy - podsumował Castera.

Czytaj także:
- McLaren jako pierwszy. Ogromna niespodzianka dla fanów F1
- Ferrari zacznie tracić pracowników? Ma rywala pod nosem

Komentarze (0)