Krzysztof Hołowczyc już na drugim etapie Rajdu Dakar ratował się przed wjechaniem w motocyklistę i ostatecznie uderzył w głaz. Urwał koło w terenówce, a przy okazji nabawił się kontuzji kręgosłupa. "Hołek" od tygodnia mierzy się z ogromnym bólem, ale jedzie dalej. Nie wszyscy mieli jednak to szczęście. Wypadki na trasie mieli tez inni faworyci - chociażby prowadzący w "generalce" Yazeed Al-Rajhi wycofał się już z rywalizacji. Prawdziwy pogrom odbywa się jednak wśród motocyklistów.
Tylko w pierwszym tygodniu z Dakaru wycofali się m.in. Lorenzo Santolino, Joaquim Rodrigues, Sam Sunderland, Joan Barreda i Skyler Howes. W tym gronie znajdują się triumfatorzy poprzednich edycji rajdu. Maciej Giemza miał upadek, złamał rękę i musiał wracać do Polski. Najwyższą cenę za realizację marzeń zapłacił jednak Carles Falcon.
Carles Falcon nie żyje. Krytyka organizatorów Dakaru
45-latek z katalońskiej Tarragony upadł na ostatnich kilometrach drugiego etapu. Szczegóły jego wypadku pozostają nieznane. Bardzo szybko pojawiły się przy nim służby medyczne. Falcon nie oddychał. Reanimacja sprawiła, że serce podjęło pracę. Lekarze oceniali jego stan jako krytyczny. Ze sporym obrzękiem mózgu i złamanym kręgiem szyjnym C2 trafił do szpitali - najpierw w Al Duwadimi, potem w Rijadzie.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Lindgren, Kościecha i Majewski
Pod koniec ubiegłego tygodnia saudyjscy lekarze zgodzili się, by Falcon został przetransportowany do ojczyzny, choć już wtedy nie byli optymistami. W poniedziałek z Hiszpanii dotarła smutna informacja o śmierci motocyklisty TwinTrail Racing. "Uszkodzenia neurologiczne spowodowane zatrzymaniem krążenia i oddechu w chwili wypadku były nieodwracalne" - przekazał zespół.
Śmierć Falcona wywołała pytanie, czy organizatorzy Dakaru nie przesadzili w tym roku z poziomem trudności. Czy nie przekroczono granicy i niepotrzebnie nie igra się z życiem uczestników? - Każdy wie, co może się tutaj wydarzyć. To jest sport obarczony ryzykiem. Gdy jednak dochodzi do takiej tragedii, zawsze ogarnia nas wielki smutek - tłumaczy David Castera.
Dyrektor Dakaru w poniedziałek zorganizował briefing dla hiszpańskich dziennikarzy, na którym tłumaczył się z ostatnich wydarzeń. Falcon jest 70. ofiarą organizowanej od 1979 roku imprezy. Jednak w ostatnich edycjach robiono wiele, aby poprawić poziom bezpieczeństwa. - Jesteśmy tutaj po to, aby opłakiwać przyjaciela, który nas opuścił - takimi słowami Castera zwrócił się do przedstawicieli mediów.
Dakar bez zmian?
Francuz wykluczył jednak zmiany w regulaminie Dakaru. Falcon rywalizował w kategorii, w której motocykliści nie mogą liczyć na pomoc profesjonalnych ekip i mechaników. W ten sposób rajd chce się zwracać w kierunku amatorów-pasjonatów. - Co mam zrobić? Organizować dwa, trzy Dakary w roku? Co bym im powiedział, gdybym zaproponował występ w innym terminie albo na innej trasie? - pyta dyrektor rajdu.
- Wszyscy chcą startować w Dakarze. Nikt nie chce brać udziału w jakiejś drugiej wersji rajdu. Jeśli zrobimy dla nich osobną imprezę, to na nią nie przyjadą. Dakar to Dakar. Ze swoim ryzykiem, trudnościami. Wszyscy wiemy, że wypadki mogą się zdarzyć i są one straszne - dodaje Francuz.
Castera sam w latach 90. ścigał się na motocyklach i doskonale zdaje sobie sprawę z ryzyka panującego w terenie. Dlatego też Francuz nie zgadza się z zarzutami, że tegoroczna edycja Dakaru jest wyjątkowo niebezpieczna. - Dużo pracowaliśmy pod tym kątem, ale ryzyko zawsze pozostaje - twierdzi.
Dyrektor Dakaru zwraca też uwagę na specjalne kamizelki ochronne, jakie zaczęli stosować motocykliści. W razie wypadku napełniają się one powietrzem i chronią ciało. - Wprowadziliśmy poduszki powietrzne dla motocyklistów. Teraz będziemy pracować nad poduszką, która mocniej chroni głowę. Możliwości technologiczne stale ewoluują pod tym względem, ale nie możemy uniknąć wszystkich wypadków - dodaje Castera.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Hołowczyc odzyskał radość z jazdy w Dakarze. Na twarzy pojawił się uśmiech
- To on wyszkolił nowego partnera Kubicy. Należy do bliskiego kręgu Putina