Życiowy sukces Jakuba Przygońskiego. Dakar to zabawa dla bogatych

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Tom Colsoul (po lewej) i Jakub Przygoński
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Tom Colsoul (po lewej) i Jakub Przygoński

Jakub Przygoński zajął czwarte miejsce w Dakarze. To życiowy sukces Polaka, który ma wszystko, by podbić najtrudniejszy i najkosztowniejszy rajd świata. Budżet na start w imprezie liczy nawet kilka milionów złotych.

W tym artykule dowiesz się o:

Podobno najlepsze rzeczy w życiu dzieją się przypadkiem. I tak było z Rajdem Dakar. W roku 1977 Thierry Sabine zgubił się na pustyni w Libii podczas rajdu Abidżan-Nicea i uznał tamtejsze wydmy za idealne miejsce do rywalizacji kierowców. Tak oto narodził się najtrudniejszy rajd świata. Jego pierwotna trasa wiodła z Paryża do Dakaru.

Dakar dla Polaków przez wiele lat był imprezą niedostępną. Z powodu sytuacji politycznej i finansowej. Wprawdzie aż 80 proc. uczestników Dakaru to amatorzy, ale zgłoszenie się do imprezy wymaga pokaźnego budżetu. I wcześniejszych treningów w trudnych warunkach, bo inaczej pokonanie choćby jednego etapu graniczyłoby z cudem.

Prekursorami z Polski byli Marek Dąbrowski i Jacek Czachor. To oni pod koniec roku 1999 zaczęli myśleć o Dakarze. Nie mieli nawet pojęcia, jak wyglądają motocykle zbudowane na ten rajd, podpatrywali rywali i dopięli swego. - Gdy szykowaliśmy się do pierwszego startu, to do Polski przyjechał dyrektor rajdu i powiedział, że Dakar odmieni nasze życie. Miał rację - mówi nam Dąbrowski, który po zakończeniu startów zajął się szkoleniem następców w Orlen Team.

ZOBACZ WIDEO "Prosto z Rajdu Dakar" (odc. 12): Jakub Przygoński tuż za podium (cały odcinek)

W historii Dakaru zapisali się Krzysztof Hołowczyc i Rafał Sonik. Ten pierwszy zajął trzecie miejsce wśród samochodów w roku 2015, ten drugi w tym samym czasie wygrał rywalizację quadów.

Przygoński w drodze po chwałę

Od debiutu Dąbrowskiego i Czachora w rajdzie minęły dwie dekady. Obecnie Polska nie jest już dakarowym Kopciuszkiem. Na starcie tegorocznej edycji zobaczyliśmy 11 rodaków. Ten najlepszy, Jakub Przygoński, ukończył rywalizację wśród samochodów na czwartej pozycji. To jego życiowy wynik.

Przygoński jest przykładem wzorowo prowadzonej kariery. Rywalizację zaczął na motocyklu, gdzie w 2014 roku doczekał się szóstej pozycji, poprawiając tym samym wyniki swoich mentorów - Dąbrowskiego i Czachora. Dwa lata później siedział już za kierownicą Mini.

Polak poszedł drogą chociażby Stephane'a Peterhansela, który przez ekspertów nazywany jest "Mr Dakar". Francuz sześciokrotnie wygrywał Dakar jako motocyklista, siedem kolejnych triumfów dołożył już w samochodzie.

- Kuba jest niesamowity. Trzymał mocne tempo, tak naprawdę jechał ponad nasze oczekiwania, nie popełniał błędów. Coś niesamowitego. Już teraz jest najmłodszym kierowcą w czołówce. Wprowadzamy przyszłość do rajdów i myślę, że taka będzie przyszłość, że ta średnia wieku będzie się obniżać - stwierdza Marek Dąbrowski.

Wiek atutem Przygońskiego

Dakar, ze względu na skomplikowane trasy, zwykł premiować kierowców doświadczonych. W pustynnych realiach nikt nie wyobraża sobie, by po wygraną sięgnął debiutant. Tu trzeba swoje odcierpieć, wypracować odpowiednie techniki. Pokonywanie wydm jest wyzwaniem, bo jadąc za wolno można się zakopać, jadąc za szybko - można nieszczęśliwie spaść. Albo trafić w dziurę.

Coś na ten temat powiedzieć może Sebastien Loeb. Francuz jest żywą legendą WRC, zdobył dziewięć tytułów rajdowego mistrza świata, a w Dakarze pozostaje bez zwycięstwa. Gdy zdarzają się odcinki przypominające te z WRC, potrafi jechać szybko. Gdy robi się trudniej, miewa kłopoty.

Peterhansel, gdy wygrywał pierwszy raz za kierownicą samochodu, miał 38 lat. Przygoński w tej chwili jest o pięć lat młodszy. Każdy z wyżej sklasyfikowanych kierowców w tegorocznej edycji jest od niego starszy. Nieprzypadkowo eksperci sądzą, że zawodnik Orlen Team jest przyszłością Dakaru.

Zabawa dla bogatych

Kierowcy w Dakarze walczą o "beduina". Charakterystyczna statuetka, spełnienie marzeń w wielu z nich, warta jest kilkanaście złotych. Za zwycięstwo w imprezie dostaje się kilkadziesiąt tysięcy. To w żaden sposób nie pokrywa wydatków związanych ze startem. Aby walczyć o czołowe lokaty, trzeba mieć budżet w granicach 2-4 mln złotych. Taniej wychodzi rywalizacja quadem czy motocyklem, najdrożej - samochodem.

Skąd takie koszty? Zakup/wynajęcie maszyny i części zamiennych to dopiero pierwszy krok. Tyle że dość znaczący, bo najlepiej przygotowana rajdówka wraz z obsługą potrafi kosztować nawet 3-4 mln zł.

Jeśli kogoś nie stać na wynajęcie rajdówki wraz z obsługą zespołu, to trzeba liczyć się z zatrudnieniem mechaników na własną rękę (ok. 50 tys zł od osoby), nabyciem samochodów serwisowych czy transportowych. Uczestnik Dakaru, dzięki wpisowemu, ma jednak zapewnione ubezpieczenie OC, nawigację, opiekę medyczną i transport pojazdu z portu we Francji do Ameryki Południowej i z powrotem.

Szczęście mają ci, którzy trafiają do fabrycznych ekip, jak swego czasu Hołowczyc. Dzięki temu nie muszą martwić się o zakup sprzętu czy też jego obsługę. Dakar stał się bowiem imprezą komercyjną, którą można wykorzystać do celów marketingowych. Dostrzegali to w ostatnich latach szefowie Volkswagena czy Peugeota, którzy w ten sposób promowali swoje modele samochodów, a po pewnym czasie wycofywali się z imprezy.

Najlepsi mogą też liczyć na pakiety sponsorskie firm produkujących energetyki - niemal każdy samochód czy motocykl w czołówce ma logo Red Bulla, Monster Energy czy Rockstara.

Przyszłość Dakaru

Wysokie koszty nie odstraszają amatorów, którzy marzą o przeżyciu przygody, sprawdzeniu się z najtrudniejszym rajdem świata. Czasem kończy się to tragicznie, jak w przypadku Michała Hernika, który zmarł na trasie w 2015 roku z powodu przegrzania organizmu. To był jego debiut w Dakarze. Polak stał się 24. ofiarą w historii imprezy.

Spore grono uczestników sprawia, że firma Amaury Sport Organisation zarabia niemałe pieniądze na Dakarze. Na samych wpisowych zgarnia kilka milionów euro. Do tego kraje organizujące rajd partycypują w kosztach.

Gdy w roku 2008 imprezę odwołano z powodu zagrożenia terrorystycznego w Afryce, pieniądze zaoferowały kraje Ameryki Południowej. Argentyna, Chile czy Peru były skłonne płacić zawrotne sumy za możliwość goszczenia kierowców. Dla krajów była to bowiem ogromna promocja. Nieprzypadkowo Dakar odbywa się w styczniu, gdy w kalendarzu brakuje wielkich sportowych imprez.

Mimo trudno dostępnych terenów, na trasie rajdu nie brakuje kibiców. Według badań, informacje dedykowane Dakarowi docierają nawet do miliarda ludzi, a kroniki poświęcone imprezie przedstawiają telewizje z niemal 200 państw. To zapewnia cenną ekspozycję markom, które są obecne na Dakarze.

Mimo to, kraje Ameryki Południowej mają dość finansowania Dakaru. Już w tym roku rajd odbywał się tylko na terenie jednego państwa - Peru. Taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca. Dlatego najprawdopodobniej kolejna edycja odbędzie się już na innym kontynencie. W grę wchodzi powrót do Afryki, niektórzy mówią o Bliskim Wschodzie. Organizatorzy z ASO nie mają faworytą. Postawią na tego, który najwięcej zapłaci.

Źródło artykułu: