6 stycznia minęło pięć lat od śmierci Michała Hernika w Rajdzie Dakar. Polski motocyklista, który zmarł wskutek przegrzania organizmu na trasie najtrudniejszej imprezy terenowej świata, był ostatnią ofiarą Dakaru. Niestety, w niedzielę lista wydłużyła się o kolejne nazwisko. Siódmego etapu nie ukończył Paulo Goncalves (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Ktoś kiedyś powiedział, że śmierć jest jednym z uczestników Dakaru i jest w tym sporo prawdy. Od roku 1979 w tej imprezie zginęło ponad 70 osób. Goncalves jest 29. uczestnikiem, który tragicznie nie dojechał do mety. Jednak w Dakarze ginęli też kibice, dziennikarze czy osoby odpowiadające za realizację sygnału telewizyjnego.
Czytaj także: Nie można zapomnieć o idei fair-play w Dakarze
Najczęściej giną motocykliści, co nie powinno być zaskoczeniem. Goncalves jest 20. na czarnej liście. Maszyny z łatwością rozpędzają się do zawrotnych prędkości, a zawodnicy mają niewielką ochronę przed upadkiem. Kask, kilka ochraniaczy, to wszystko. Motocykl nie jest tak pancerny jak terenówka, nie posiada klatki bezpieczeństwa, itd.
ZOBACZ WIDEO "Kierunek Dakar". Rajd Dakar a życie rodzinne. Wszystko da się poukładać
O trudach Dakaru w tym roku przekonał się jeden z Polaków, Adam Tomiczek. Motocyklista Orlen Team jadąc w kurzu nie dostrzegł ogromnego głazu. Nie zobaczył go, bo nie mógł. Takich elementów nie umieszcza się w książce nawigacyjnej, a jadąc za rywalami w kurzu, przeszkodę przeważnie dostrzega się w ostatnim momencie, gdy nie ma już czasu na reakcję. Czasem też nie dostrzega się jej wcale, bo jest dobrze zamaskowana piaskiem.
Tomiczek mógł jechać wolniej, ale wtedy nie znajdowałby się czołówce klasyfikacji Dakaru. W tym rajdzie, jeśli chcesz liczyć się w walce o czołowe lokaty, musisz igrać ze śmiercią. Kilkanaście razy ci się uda, ten jeden raz nie. Polak miał szczęście, bo mimo upadku dojechał do mety i z rajdu wycofał się dopiero kolejnego dnia, gdy zobaczył, że jego ciało całe jest pokryte siniakami. Goncalves tego szczęścia nie miał. To był jego trzynasty Dakar, jak się okazało, niezwykle pechowy.
Tragicznie mogła się też zakończyć przygoda Kamila Wiśniewskiego z początku Dakaru, który wjechał w linkę, którą ktoś pozostawił (celowo lub nie) na trasie. Zawodnik Orlen Team został zrzucony z quada. Na szczęście skończyło się "tylko" na potężnym znaku odciśniętym na szyi. - Jestem na mecie cały i z głową - mówił Wiśniewski (zobacz wideo TUTAJ). - To było przerażające - komentowała jego małżonka (zobacz wideo TUTAJ).
Gdy w roku 2005 zginęła mała dziewczynka, która śledziła poczynania dakarowców będąc blisko trasy, Benedykt XVI nazwał rajd "krwawym wyścigiem bezmyślności". Tyle że uczestnicy Dakaru o tym nie myślą. Gdyby przed każdym etapem obawiali się, że stracą życie na wydmie, nie przystępowaliby w ogóle do rywalizacji.
Bo prawda jest taka, że w motorsporcie śmierć czyha w każdym zakręcie. Niezależnie czy jest to asfaltowy tor i wyścig Formuły 1, rajd płaski i rywalizacja w WRC, czy też ekstremalnie trudny Rajd Dakar. Zawodnicy godzą się na to ryzyko, wiedzą jaki zawód uprawiają i czym on może się skończyć.
- Wychodząc z domu i przechodząc przez ulicę coś może nam się stać, więc to nie jest tak, że należy się bać rajdów czy wyścigów. Trzeba być świadomym ryzyka. Trzeba się bać, choć może to złe słowo. Gdy ktoś mnie pyta czy boję się ścigania, odpowiadam: tak. To nie jest do końca strach, a bardziej świadomość tego, że coś się może wydarzyć. Bo pewnych rzeczy nie jestem w stanie przewidzieć - mówił mi na początku września Kajetan Kajetanowicz, chwilę po tym jak w Formule 2 zginął Anthoine Hubert (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Dakar próbą charakteru. Uczestnicy są herosami
Słowa Kajetanowicza najlepiej oddają sytuację. Goncalves jest kolejną ofiarą Dakaru, ale niestety nie ostatnią. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ta tragedia nie pójdzie na marne. Być może organizatorzy wyciągną pewne wnioski, przeanalizują trasę. W końcu rajd po raz pierwszy odbywa się w Arabii Saudyjskiej. Być może ktoś przeholował i ustawił zbyt duży poziom trudności? Być może można było lepiej wytyczyć drogę? Na te pytania muszą sobie odpowiedzieć osoby z ASO, firmy organizującej Dakar.