Kontuzje w tym sporcie to norma. Wbrew pozorom to też trudny temat

Materiały prasowe / ORLEN Team / Na zdjęciu: Adam Tomiczek
Materiały prasowe / ORLEN Team / Na zdjęciu: Adam Tomiczek

Dostałem czas, by doleczyć pewne urazy – mówi Adam Tomiczek, motocyklista ORLEN Teamu, którego żadne kontuzje nie zniechęcą do sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Artykuł powstał we współpracy z PKN Orlen.[/b]
 
Tomiczek już szykował się do marcowych startów, kiedy pandemia koronawirusa sparaliżowała świat – nie tylko sportowy. Zaszyty na Mazurach ćwiczył, leczył urazy, ale i z innymi zawodnikami z rodziny ORLEN-u rywalizował – w lidze Asseto Corsa w ramach akcji "ORLEN Sport&Play". – To była frajda, ale i okazja do przećwiczenia pewnych odruchów – mówi Tomiczek.

Jan Sikorski: Czym był dla Pana udział w akcji Stay&Play? Frajdą, rywalizacją?
 
Adam Tomiczek, motocyklista ORLEN Teamu, uczestnik Dakaru: Wszystkim po trochu. To była też odskocznia od codzienności. Na co dzień z jazdą wyścigową samochodem nie mam wiele wspólnego, więc dla mnie możliwość zmierzenia się na przykład z Kubą Przygońskim lub Robertem Kubicą to było coś naprawdę interesującego. Nie zabrakło czystej rywalizacji wśród zapalonych e-sportowców. Chłopaki, którzy na co dzień ścigają się na symulatorach, pokazali nam, gdzie jest nasze miejsce w tej dyscyplinie. Jeżeli będzie taka możliwość w przyszłości, chętnie do tego wrócę. Także dlatego, że przy kierownicy nie ma ryzyka odniesienia kontuzji. Choć oczywiście doznania nie są tak duże jak w świecie realnym, ale w jakiś sposób zbliżone.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polski koszykarz jak strongman. Przeciągnął auto

Wcześniej miał Pan styczność z e-wyścigami czy to był pana pierwszy raz?
 
Jeszcze zanim się dowiedziałem, że ORLEN będzie organizował "Stay&Play" – jakieś dwa tygodnie wcześniej – na spółkę z mechanikiem kupiliśmy kierownicę. To był czas, kiedy wszystko było zamknięte i przebywało się głównie w domu, a my siedzieliśmy na Mazurach. Trochę pojeździliśmy, ale gruntownym przygotowaniem bym tego nie nazwał. Tyle że nauczyłem się troszkę to obsługiwać. Potem już w trakcie e-zawodów obawiałem się, że będę zamykał stawkę, jednak okazało się, że coś tam powalczyłem.

Z tego typu rywalizacji jakiś element może przydać się sportowcowi w realnym sporcie?

Da się poćwiczyć pewne odruchy, przede wszystkim w bezpieczny sposób. W prawdziwym wyścigu każda afera powstała przy dużej prędkości samochodu, kiedy nie mamy doświadczenia i wiedzy, kończy się wypadkiem. Tutaj na jednym okrążeniu takich zdarzeń można mieć mnóstwo. Do teraz wieczorami jeździmy sobie rekreacyjnie i cały czas poprawiamy reakcje na to, co dzieje się z samochodem. Oczywiście, za sprawą symulatora nikt nie nauczy się jeździć samochodem rajdowym.
 
Teraz ćwiczy Pan już nie tylko wirtualnie?
 
Na Dakarze miałem poważny wypadek i doznałem kontuzji. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że pandemia koronawirusa wszystko zamrozi, a pierwsze zawody zaplanowane miałem na koniec marca. Na początku tego miesiąca byłem już sprawny, wznawiałem treningi motocyklowe i jeszcze zanim nastąpił lockdown, postanowiłem pojechać na Mazury, by tam spędzić ostatnie dni przed startem. A wyszło tak, że pobyt się wydłużył.

Dostał Pan dodatkowy czas, by doleczyć urazy.

Nie było tak, żeby coś mnie bardzo bolało, ale po tych wszystkich złamaniach, kontuzjach stawów ryzyko odniesienia nowych urazów było wysokie. Zatem im więcej czasu bez obciążeń, tym lepiej dla organizmu, by wrócił do dawnego stanu.

Dlaczego akurat Mazury?

Dwa lata temu miałem złamaną prawą kość udową, na Dakarze uniknąłem upadku na głowę. W powietrzu udało mi się odwrócić i wylądowałem na lewej stronie miednicy. W efekcie złamałem panewkę biodrową i podstawę miednicy z lewej strony przy kręgosłupie. W związku z tym dysproporcjonalnie zaczęły zachowywać się nogi. Prawa jeszcze się nie odbudowała, lewa trochę bolała. Szukałem miejsca, gdzie są delikatne szutrowe drogi, po których można pojeździć rowerem, by nogi znów współpracowały i te dysproporcje się nie powiększały. W terenie górzystym o to jest trudniej. Tam człowiek ciągle porusza się w górę lub w dół. Obciążenia dla miednicy byłby za duże i dlatego z lekarzem oraz fizjoterapeutą postanowiliśmy, że pojedziemy na Mazury. Do tego w marcu przebywa tam jeszcze mało osób. No i jest ultrazimna woda, w której po treningu można się schłodzić i poprawić ukrwienie.

Liczył Pan, ile odniósł kontuzji w karierze?

Kiedy jestem o to pytany, muszę zaczynać od zera. Takie tematy są dla mnie trudne, generalnie myślę, że przede mną jeszcze wiele zawodów, dalej chcę to robić, więc staram się nie wspominać złych rzeczy i emocji. Mam też świadomość, że nasz sport jest bardzo wymagający i kontuzje są w niego wpisane. Na starcie imprezy nie da się nie znaleźć zawodnika, który nie odniósł urazu.

Pan pochodzi z Cieszyna. Co jest w tym regionie, że wypuszcza w świat tak wielu kierowców i motocyklistów?
 
Może to kwestia powietrza? A serio, faktycznie ten region jest silnie reprezentowany w tym sporcie. W ORLEN Teamie jest choćby Kacper Wróblewski, który jeździ samochodem. Nasza dyscyplina jest tutaj popularna, w rodzinach smykałka do niej przechodzi z pokolenia na pokolenie.

*Adam Tomiczek. Rocznik 1994. Motocyklista, 16. zawodnik Dakaru 2019. Były mistrzem Polski w Motocrossie – MX 2 i wicemistrz Europy juniorów Enduro.

Artykuł powstał we współpracy z PKN Orlen.

Czytaj także:

F1. Ponad 10 tys. testów na COVID-19 czeka. Austriacy szykują się na wyścig
F1. Alex Zanardi może stracić wzrok. Nowe informacje o stanie Włocha
 

Komentarze (0)