Dakar 2021. Uszkodzone zawieszenie w samochodzie Arona Domżały. To kosztowało Polaka utratę pozycji lidera

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Aron Domżała w samochodzie
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Aron Domżała w samochodzie

Aron Domżała w poniedziałek stracił prowadzenie w Rajdzie Dakar w klasyfikacji SSV. Polak dzień wcześniej uporał się z naprawą napędu 4x4, ale za to tym razem awarii uległo zawieszenie. W ten sposób polska załoga straciła pół godziny.

W tym artykule dowiesz się o:

W niedzielny wieczór Aron Domżała i Maciej Marton mieli pełne ręce pracy. Musieli uporać się z utratą napędu na przednią oś. Na szczęście ich wysiłki przyniosły pozytywny skutek i załoga, w optymistycznych nastrojach mogła położyć się spać, w spartańskich warunkach maratońskiego biwaku.

Maraton to bowiem ten dzień, kiedy zawodnicy nie tylko sami muszą radzić sobie z awariami, ale też nie mogą spędzić nocy w swoich camperach, ale w zaimprowizowanych, zbiorowych sypialniach.

Zregenerowani Domżała i Marton ruszyli na ósmy etap Rajdu Dakar z dobrej pozycji startowej, mając przed sobą dwóch najpoważniejszych konkurentów. Niestety w pogoni za Francisco Lopezem i Austinem Jonesem zatrzymała ich awaria.

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Andrzej Stękała nie jest zaskoczony swoją formą. "Bardzo ciężko pracowałem na takie wyniki"

- Uszkodziliśmy drążek w tylnym zawieszeniu. Jego wymiana kosztowała nas pół godziny, a chwilę po tym, jak ruszyliśmy, złapaliśmy "kapcia" i trzeba było wymieniać koło - mówił rozgoryczony Domżała.

W efekcie polska załoga straciła 36 minut do zwycięzcy etapu. W klasyfikacji generalnej oznaczało to spadek na trzecią pozycję. Nowym liderem został kolega Polaków z fabrycznego zespołu Monster Energy Can-Am - Austin Jones, który ma nad nimi pół godziny przewagi. Drugi jest Francisco Lopez. Domżała i Marton tracą do Chilijczyka dziesięć minut.

- Do końca rajdu zostały cztery dni. Do tej pory unikaliśmy większych awarii i problemów, więc mamy nadzieję, że to był jednostkowy przypadek. Od wtorku walczymy dalej, by odrobić straty. Cztery dni to wciąż dużo czasu, by powalczyć o zwycięstwo - zapowiedział zdeterminowany kierowca.

Na wtorek organizator zapowiada jeden z najtrudniejszy odcinków specjalnych w tegorocznej edycji. Pierwszy fragment, liczącej 465 km próby rozpocznie się spektakularnymi widokami wybrzeża Morza Czerwonego. Sama trasa nie będzie jednak, jak ślizganie się po falach. Będzie technicznie, piaszczyście i grząsko, więc trudno będzie rozwinąć maksymalną prędkość.

Czytaj także:
Kajetanowicz: To wielkie święto motorsportu
Kibice nie dostali zwrotu za bilety. Tracą cierpliwość

Komentarze (0)