Organizatorzy Rajdu Dakar postawili w tym roku na bezpieczeństwo zawodników. Z myślą o ograniczeniu prędkości wszystkie odcinki specjalne zostały zaprojektowane od nowa. W samochodach zmniejszono przewidzianą liczbę zapasowych kół. Na trasie zaplanowano też tzw. wolne strefy z maksymalną prędkością do 90 km/h.
Jedna z kluczowych zmian na tegorocznym Dakarze dotyczyła także roadbooków. Na wszystkich etapach zawodnicy otrzymywali je w formie elektronicznej, a także dużo później niż w poprzednich latach, bo tuż przed startem - kierowcy samochodów i ciężarówek na 10 minut, a motocykliści i quadowcy - 20 minut przed nim.
Przygoński chce być jeszcze szybszy
Bardzo dobry start zanotował w tym roku Jakub Przygoński. Kierowca Orlen Teamu, który debiutował w Dakarze w 2007 roku, wyrównał swój najlepszy wynik osiągnięty przed dwoma laty. Pilotowany przez Timo Gottschalka zawodnik był ostatecznie 4. w klasyfikacji generalnej.
ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie ma wyjścia. "Pomoc od rządu praktycznie nie istnieje"
- Uważam, że 4. miejsce w tak mocnym i wyrównanym gronie to powód do dumy. Przed nami w klasyfikacji generalnej są sami zwycięzcy Dakaru. Współpraca z Timo znów układała mi się perfekcyjnie, choć nawigacyjnie tegoroczna trasa była dużo bardziej wymagająca niż poprzednie. Pamiętam kilka naprawdę gorących momentów. Zdarzały się sytuacje, kiedy nawet doświadczeni zawodnicy błądzili - mówi Przygoński, który po raz pierwszy pokonał Dakar za kierownicą Toyoty Hilux.
- Nie mieliśmy żadnych problemów z samochodem. Fabryczna Toyota Hilux bardzo dobrze spisała się także w trakcie etapu maratońskiego. Ostatecznie skończyliśmy jako numer 2. wśród samochodów czteronapędowych. Na dzisiaj to maksimum naszych możliwości. Za rok będziemy chcieli pojechać jednak jeszcze szybciej. W tym sporcie chodzi przecież o to, żeby z sezonu na sezon być coraz lepszym i to jest nasz cel - dodaje Przygoński.
Wśród kierowców samochodów historyczne - 14. zwycięstwo odniósł Stephane Peterhansel. Po Afryce i Ameryce Południowej, "Mr Dakar" dokonał tego już na trzecim kontynencie. Drugi był Nasser Al-Attiyah, który wygrał w tym roku aż sześć etapów, a trzeci Carlos Sainz.
Świetny występ w tegorocznym rajdzie ma za sobą Kamil Wiśniewski, który - co prawda - nie odniósł w tym roku etapowego zwycięstwa tak jak w poprzedniej edycji, ale poprawił swoje miejsce w klasyfikacji generalnej. Ostatecznie, podobnie jak Przygoński, jedyny quadowiec Orlen Teamu w stawce był czwarty.
- Za mną już piąty start w Dakarze. Z roku na rok zbieram kolejne, bezcenne doświadczenia, poprawiam swoje lokaty. Teraz udało mi się osiągnąć najlepszy rezultat w karierze. Dodatkowo, po raz czwarty byłem pierwszy w klasyfikacji 4x4. Otarłem się o podium, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to chyba jeszcze nie ten czas. Szkoda, że Dakar nie trwał dłużej. Mimo tego, że sprzęt był w tym roku bardzo mocno eksploatowany, to z każdym kolejnym etapem czułem się lepiej pod względem fizycznym - mówi Wiśniewski.
Zawodnik wskazuje też jednoznacznie, kiedy rozpocznie przygotowania do przyszłorocznego startu. - Już w czasie ostatnich dni myślałem o kolejnej edycji, o tym, co można poprawić i na co koniecznie powinno się zwrócić uwagę. Do tego rajdu nie da się przygotować w trzy miesiące. Trzeba to robić przez cały rok - mówi quadowiec.
W kategorii quadów najlepszy okazał się zaledwie 24-letni Manuel Andujar. Podium uzupełnili Giovanni Enrico i Pablo Copetti.
Dakar pechowy dla motocyklistów
Z powodu urazów odniesionych kolejno na 4. i 9. etapie z rywalizacji wycofali się motocykliści Orlen Teamu - Adam Tomiczek i Maciej Giemza. - Przed tegorocznym Dakarem starałem się ścigać, gdzie tylko możliwe. Byłem bardzo zadowolony z przygotowań, szczególnie ze zwycięstwa w Rajdzie Grecji oraz okresu, który udało mi się spędzić na dubajskiej pustyni - mówi Giemza.
- Celowałem w czołową "dziesiątkę". Z etapu na etap jechało mi się coraz lepiej. Po 8. odcinku byłem 17. w klasyfikacji generalnej. Moja strata do lidera była dużo mniejsza niż przed rokiem. Niestety, kontuzja odniesiona na trasie uniemożliwiła mi dalszą jazdę. Bardzo cieszę się z tego, że Kuba i Kamil dojechali do mety na czołowych lokatach - dodaje 25-latek spod Kielc.
Zdaniem Giemzy, pozytywnie na rywalizację motocyklistów wpłynęły zmiany w regulaminie imprezy. - W poprzednich latach zespoły fabryczne miały w swoich szeregach osoby, które wcześniej testowały trasy i przekazywały kluczowe informacje zawodnikom. W tym roku wręczanie roadbooków tuż przed startem odcinków zmniejszyło różnice między zawodnikami i wyrównało szanse w stawce. To rozwiązanie oceniam zdecydowanie pozytywnie - stwierdza Giemza.
Na czwartym etapie, po najechaniu na wydmę, Tomiczek doznał urazu kompresyjnego i po szczegółowych badaniach uznał, że nie będzie mógł dalej kontynuować jazdy. - Po powrocie do Polski czuję się całkiem dobrze, choć prawa noga cały czas nie chce współpracować i czuję, że powrót do normalności zajmie trochę czasu. Do wypadku jechało mi się bardzo dobrze. Nie miałem ani większych przygód na trasie, ani problemów nawigacyjnych - mówi motocyklista.
- Taktyka polegająca na rozważnej jeździe w pierwszym tygodniu rajdu była dobrym ruchem. Niestety, drugi rok z rzędu musiałem wycofać się trakcie rywalizacji. Teraz skupiam się na rehabilitacji, powrocie do pełnej sprawności. Chcę jak najszybciej wrócić na motocykl - dodaje Tomiczek.
Wśród motocyklistów zwyciężył Kevin Benavides. Drugi, ze stratą 4 minut i 56 sekund, był Ricky Brabec, a trzeci Sam Sunderland.
Czytaj także:
Plotki ws. Roberta Kubicy podsycone
Drugie miejsce zespołu Kubicy w kwalifikacjach