Grożono mu śmiercią. Kierowca wprost o ataku hejterów

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Giniel de Villiers
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Giniel de Villiers

Giniel de Villiers znalazł się w nagłówkach mediów, po tym jak dwukrotnie przejechał po motocyklach na trasie Rajdu Dakar. Kierowca z RPA tłumaczy to awarią systemu ostrzegawczego Sentinel. Nie wierzy mu część fanów, która zaatakowała go w sieci.

W tym artykule dowiesz się o:

Giniel de Villiers to jedna z legend Rajdu Dakar. Pochodzący z RPA kierowca ma na swoim koncie zwycięstwo w imprezie rozgrywanej w roku 2009. Jednak ostatnio o reprezentancie Toyoty mówi się głównie w negatywnym kontekście. Wszystko za sprawą wydarzeń, które miały na trasie pierwszego i drugiego etapu Dakaru 2022.

Południowoafrykańczyk brał udział w dwóch incydentach, w których przejechał po motocyklach. Za to nałożono na niego dwie kary o wymiarze 5 godzin i 5 minut. Jednak Toyota złożyła odwołanie od drugiej sankcji, po tym jak wykazano, że system ratunkowy Sentinel ostrzegł de Villiersa o leżącym motocykliście ledwie dwie sekundy przed zdarzeniem. Kierowca siłą rzeczy nie miał czasu na reakcję w tej sytuacji.

- Staraliśmy się nie przejechać tego motocyklisty. Trudno jest rywalizować na wydmach, gdy motocykl i jego maszyna znajdują się zaraz po zeskoku z wydmy. Szkoda, że stało się to, co się stało. Dochodzenie sędziów nie było zbyt dobre, dlatego cieszę się, że finalnie anulowano 5-godzinną karę - powiedział włoskiemu "Motorsportowi" de Villiers.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szalony trening Pudzianowskiego. "Gorąco było dziś, -10°C"

Kierowca Toyoty zdradził redakcji włoskiego serwisu, że w ostatnich dniach otrzymał szereg pogróżek w mediach społecznościowych. Część kibiców życzyła mu śmierci na Dakarze, skoro sam nie potrafi szanować rywali.

- Wiem, że media społecznościowe to trudny temat. Ludzie powiedzą albo napiszą wszystko. Nawet zaczną życzyć ci śmierci. To niewiarygodne. Pierwszy raz przytrafiło mi się coś takiego. Ludzie piszą do mnie, a nie znają sytuacji. Nic nie wie wiedzą, bo ich tu nie ma. Siedzą w domu i bardzo łatwo jest coś skomentować z poziomu klawiatury, gdy nie zna się faktów - ocenił de Villiers.

49-latek podkreślił, że dzień przerwy na Dakarze pomógł mu nieco zresetować umysł i zapomnieć o wydarzeniach z pierwszego i drugiego etapu. - Czytanie gróźb śmierci nigdy nie jest miłe. To dość szokujące. Dlatego cieszę się, że sprawę wyjaśniono i to koniec. To już za nami - dodał były triumfator Dakaru.

Giniel De Villiers rozmawiał już z motocyklistami, z którymi miał przygody na początku rajdu. Cesar Zumaran nadal jest w stanie brać udział w imprezie. Mohamedsaid Aoulad Ali musiał się z kolei wycofać z imprezy z powodu usterek motocykla. Jednak kierowca Toyoty zobowiązał się do tego, że zapłaci za odbudowę jego maszyny. Dodatkowo opłaci wpisowe Marokańczyka za start w Dakarze 2023.

- Rozmawiałem z tymi motocyklistami. To mili goście. Przeprosiłem ich za to, co się stało. Trzeba jednak przyznać, że tereny, po których się ścigamy, nie są łatwe. Musimy zatem pracować nad dalszą poprawą bezpieczeństwa. Jeśli umieszcza się motocykle i samochody na tej samej trasie, pełnej wydm, to robi się niebezpiecznie - ostrzegł de Villiers.

- System Sentinel w moim samochodzie nie działał. Narzekaliśmy na niego już od pierwszego etapu. Dlatego nie usłyszeliśmy alarmu ostrzegawczego. Dopiero później został naprawiony, gdy wyszło to na jaw. Miałem spore szczęście, że nie przejechałem motocyklisty zwłaszcza w tej drugiej sytuacji. Działałem instynktownie, bo nie miałem prawa go widzieć, bo był schowany za wydmą - podsumował kierowca Toyoty.

Czytaj także:
Ze świata porno do wyścigów?
Robert Kubica i Daniel Obajtek wyróżnieni

Komentarze (0)