Maliszewska historyczny sukces miała w garści już przed wylotem do Turynu. Polka w tym sezonie jechała we wszystkich pięciu finałach biegu na 500 metrów: dwa razy zwyciężyła, tylko raz nie zmieściła się na podium i wróciła do kraju bez medalu. We Włoszech do wygrania klasyfikacji generalnej wystarczyłyby jej nawet dwa piąte miejsca.
"Kurczak" - tak na Polkę mówię przyjaciele, pseudonim zyskała w młodości dzięki żółtej kurtce - kwestię Pucharu Świata rozstrzygnął już w pierwszym, sobotnim podejściu. Najpierw Maliszewska wygrała ćwierćfinał, w półfinale zajęła drugie miejsce. Finał był szalony, łyżwiarki z powodu upadków startowały do niego cztery razy. Nasza zawodniczka pierwszy łuk przejechała czwarta, a później błysnęła na dystansie i minęła "kreskę" druga, tuż za Martiną Valcepiną.
Komputer w głowie
23-latka wypracowała niesamowitą powtarzalność tam, gdzie o wyniku decydują detale. Sprinterki pokonują cztery i pół okrążenia 111-metrowego toru z prędkością 40 km/h na płozie cienkiej jak kartka papieru. Muszą pokazać zabójczą szybkość i zmysł taktyczny, mieć siłę w nogach oraz komputer w głowie.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 101. Adam Małysz dał popis na Dakarze. Były pilot Rafał Marton: Wrażenia były niesamowite!
- Trzeba mieć jaja i być odważnym - nie kryje Natalia. - Muszę też wiedzieć, jak rozplanować liczbę kroków, kiedy wybrać moment wyprzedzenia. Rozważnie gospodarować siłami, bo zmiana prędkości zawsze bardzo wchodzi w nogi. I mieć instynkt, bo przy wyprzedzaniu wszystko dzieje się w ułamku sekundy. Czasem może się wydawać, że poradziłam sobie z kimś na danym wirażu, a ja miałam to zaplanowane już pół kółka wcześniej - wyjaśnia.
Założenia też trzeba umieć zmieniać. Maliszewska lubi ruszać mocno ze startu, rozprowadzić bieg. Podczas półfinału w Turynie otwarcie jednak przespała i na drugie miejsce przebijała się z piątego. Zrobiła to po mistrzowsku. A i jej ulubiona taktyka ma wady, bo rywalki jadące na dalszych miejscach - według wyliczeń trener Urszuli Kamińskiej - tracą 20 procent energii mniej. Ten short track to skomplikowana gra.
Ścieżką siostry
Maliszewska radzi sobie w niej świetnie. Jest łyżwiarką bez barier, błyskawicznie dojrzewa i przekracza kolejne granice. Jako pierwsza Polka stała na podium zawodów PŚ, jako pierwsza je wygrała, wreszcie jako pierwsza zdobyła medal mistrzostw świata - srebrny, w marcu ubiegłego roku. Teraz dołożyła do tego złoto mistrzostw Europy, wcześniej "wykręciła" najlepszy w dziejach kobiecego short tracku czas jednego kółka (8.36).
Tylko na świat się spóźniła, bo o siedem lat wyprzedziła ją siostra Patrycja. Też łyżwiarka, medalistka ME. - Była dla mnie inspiracją. Podczas treningów przez lata patrzyła na mnie z billboardów. A ja mówiłam sobie: "Też chcę tak wisieć!". I podobno niedługo moja podobizna na torze się pojawi - opowiada Natalia.
Białostoczanka jest sportowcem innym niż wszyscy. Przed igrzyskami w Pjongczangu - zajęła tam jedenaste miejsce, walkę o półfinał przegrała z późniejszymi medalistkami: Arianną Fontaną i Yaną van Kerkhof - bodaj jako jedyna z 62-kadry zapowiedziała wprost, że chce medalu. Planowała go zdobyć dla mamy, która w 2016 roku zmarła na chłoniaka. Krążka nie było, srebro wpadło kilka tygodni później na MŚ.
Kierunek: Pekin
- W tej dyscyplinie trzeba się urodzić mistrzem, żeby mistrzem zostać. Natalia zawsze miała wysoko rozwinięte cechy sprinterskie, trzeba było tylko dopracować jej talent. Systematyczna praca przyniosła efekt - mówi o Maliszewskiej Kamińska. I podkreśla, że zwycięstwa i porażki dają jej identyczny zysk, bo przynoszą doświadczenie. Kolejne Puchary Świata to nie cel, tylko środek, bo obie już dziś pracują z myślą o igrzyskach olimpijskich w Pekinie.
Jej sukcesy muszą napędzić ruch w biznesie. Short track to pole wojny technologicznej, trenerka naszej łyżwiarki porównuje go do Formuły 1. Różne są kaski, stroje, nawet klocki przytwierdzające płozy do butów. Trudno mówić, że nasza kadra zostaje w tyle. Daleko nam też jednak do awangardy, głównie kopiujemy rozwiązania rywali.
Kamińska w sporcie widziała prawie wszystko. Była asystentką wychowawcy siedmiu medalistów olimpijskich Sebastiana Crossa, podczas igrzysk w Soczi pracowała z Rosjanami, podpatrywała szkoleniowców z Chin, Korei czy Francji. Dziś prowadzi kadrę oraz białostocki Otto Speed Skating Team. Ten klub - wcześniej Juvenia - to matecznik short tracku, szlify zbierali w nim wszyscy (!) nasi olimpijczycy. A teraz doczekał się pierwszej zdobywczyni PŚ.
Autor na Twitterze:
Ale w redakcji ONET wisi plakat "Rzetelne Dzienni Czytaj całość