Życzę Antidze jak najlepiej - rozmowa z Tuomasem Sammelvuo, trenerem reprezentacji Finlandii

W rozmowie z naszym portalem 38-letni selekcjoner kadry Suomi opowiadał o największych trudnościach związanych z rozpoczęciem kariery trenerskiej tuż po zawieszeniu butów na kołku.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk: Za wami pierwsza faza mistrzostw świata, którą kończycie na trzecim miejscu zaraz za Brazylią i Niemcami. Jest Pan usatysfakcjonowany postawą swojej drużyny i wynikiem, który osiągnęła?

Tuomas Sammelvuo: Tak, jestem dość zadowolony z mojej... nie, przepraszam, naszej drużyny. Wolę mówić "nasza drużyna", może to nie jest aż tak ważne w tej rozmowie, ale w żadnym wypadku nie jest to tylko "mój" zespół. Zdobyliśmy tyle punktów, by spokojnie awansować do dalszej rundy turnieju, a w przegranych meczach z Brazylią i Niemcami byliśmy naprawdę blisko rywali, graliśmy dobrze, ale jednak pozostaje niedosyt. W tych meczach mogliśmy spróbować walczyć o punkty. Ale to już przeszłość, najważniejsze jest to, że udowodniliśmy sobie, że jesteśmy silni i możemy walczyć z silniejszymi drużynami bez kompleksów. Byliśmy momentami lepsi, niż wskazuje na to ranking FIVB, a nasza forma była raczej stabilna. To daje nam dużo pewności siebie przed początkiem kolejnej rundy.

W meczu z Kubą w pierwszej szóstce pojawili się Urpo Sivula i Mikko Esko, którzy zostali zastąpieni przez Lelu Ojansivu i Eemiego Tervaporttiego, i to właśnie ta dwójka graczy okazała się kluczowa dla gry Finlandii w kolejnych spotkaniach. To pokazuje, że w końcu macie do dyspozycji wartościową ławkę rezerwowych. 

- Nad tym właśnie pracujemy cały czas. Naszym celem jest posiadanie wartościowej czternastki graczy, której każdy gracz może wejść na boisko i wnieść coś do gry swojego zespołu. Mogę spokojnie powiedzieć, że mam już taką prawdziwą drużynę, mam taką grupę. Naszym innym zamierzeniem podczas tegorocznego lata, już konkretnie pod mistrzostwa w Polsce, było powiększenie naszego składu o kolejnych graczy na poziomie reprezentacyjnym i danie szansy na regularne występy zawodnikom, którzy do tej pory nie występowali często w spotkaniach o stawkę. Podczas Ligi Światowej korzystałem z usług wielu siatkarzy i dzięki temu wyklarował się zespół, który obecnie występuje na mundialu. Problemem jest to, że teraz mam spory kłopot z wyznaczeniem składu na każdy kolejny mecz... ale to bardzo dobry problem (uśmiech).

Chciałbym porozmawiać o panu w kontekście zawodnika, który tuż po ogłoszeniu siatkarskiej emerytury zgodził się na objęcie jednej z najtrudniejszych funkcji w świecie sportu, czyli trenera reprezentacji narodowej. Początki musiały być trudne.

- Cóż, na starcie mojej kariery trenerskiej miałem kilka problemów. Trzeba było czasu, żeby zrozumieć istotę liderowania w tej roli i bycia przywódcą, poza tym musiałem nauczyć się komunikacji z zawodnikami, tego, jak powinno się z nimi rozmawiać, jak im pomagać na parkiecie, samemu nie biorąc udziału w akcjach. To z pewnością wymagało trochę wysiłku i czasu; jestem zdania, że każdy dzień bycia szkoleniowcem to ciągły proces i zmiany, a także nauka. Codziennie uczysz się czegoś nowego, doświadczasz różnych rzeczy i musisz być wobec tego pokorny. Musisz znajdować coraz to nowe sposoby na rozwiązywanie różnych problemów, być skoncentrowanym, być tu i teraz. Myśleć, cały czas myśleć.

Ale przecież była pan kapitanem reprezentacji, któremu szeroki zakres obowiązków i odpowiedzialność nie była obca.

- Bycie zawodnikiem jest o wiele łatwiejsze: po zakończeniu treningu po prostu się pakujesz i idziesz odpoczywać, natomiast trener tak naprawdę nigdy nie kończy swojej pracy. Rozmyśla o kolejnym rywalu, opracowuje taktykę i trening na kolejny mecz. To męcząca, ale wspaniała praca. Kocham ją i nie zamieniłbym na żadną inną, poza tym to wielki zaszczyt prowadzić tych samych zawodników, w którymi miałem okazję kiedyś grać w jednej drużynie.

Właśnie, jak powinny wyglądać zdrowe relacje między trenerem a siatkarzami, którzy jeszcze pamiętają go ze wspólnych występów na parkiecie?

- Według mnie wszystko zaczyna się od pewności siebie i wzajemnego szacunku. Nasze relacje nie są już takie same jak wtedy, gdy byłem jeszcze czynnym zawodnikiem, ale też nie zmieniły się w stu procentach. Pamiętam, że większość z nich to moi starzy przyjaciele z boiska. Najważniejsze jest to, by być zawsze szczerym wobec nich i wobec samego siebie. Nie udawać kogoś innego i traktować każdego według tych samych reguł, niezależnie od dawnych relacji.
Sammelvuo i jego zespół są pewni siebie przed kolejną fazą mundialu Sammelvuo i jego zespół są pewni siebie przed kolejną fazą mundialu
Dwa lata temu, podczas turnieju Ligi Światowej w tym samym mieście, kiedy trenerem Finów był Daniel Castellani, zapamiętałem pana jako człowieka żywego, ekstrawertycznego, pełnego energii. Teraz wydaje się pan bardziej skupiony, skoncentrowany, zamknięty w sobie. To jeden z przejawów tego procesu zmiany? 

- Po prostu próbuje być sobą. Jestem aktywny podczas spotkań, żyję nimi, ale wydaje mi się, że częścią tego fachu jest też umiejętność kontroli własnych uczuć. To nie emocje mają kierować tobą, tylko ty swoimi emocjami. To naprawdę interesujące, jak przebiega droga z jednej roli do drugiej: pamiętam, ile zawdzięczam Danielowi Castellaniemu, od którego wiele się nauczyłem, podobnie jak od Mauro Berruto. Poza tym byłem kapitanem reprezentacji, jednym z moich obowiązków były rozmowy z kolegami z drużyny i dzięki temu miałem okazję poznać ich punkt widzenia na sprawy związane z pracą trenera. Może nie były to rozmowy czysto szkoleniowe, ale było to cenne doświadczenie, z którego korzystam do tej pory. Tak jak powiedziałem, to proces nauki każdego dnia.

W takim razie ma pan już swój sposób na siebie jako trenera?

- Każdy z trenerów ma swoją metodę, swoją drogę, którą podąża w pracy i w życiu, a ja wciąż ją odkrywam. Mam swój zestaw wartości, który towarzyszy mi od początku kariery sportowej i w który wierzę od lat. Staram się je wdrożyć w to, co robię, a przy okazji podążać za nimi w codziennym życiu.

Zauważam wiele podobieństw między panem a szkoleniowcem naszej reprezentacji Stephanem Antigą. Czy Francuz poradzi sobie we wciąż nowej dla siebie roli?

- Jestem przekonany, że absolutnie tak. Cieszę się z wyboru Stephane'a, który postanowił rozpocząć nowy rozdział w życiu. Jest świetnym człowiekiem i zawodnikiem... To znaczy był świetnym zawodnikiem, choć pamiętam, że jeszcze niedawno łączył rolę gracza i trenera (śmiech). Życzę mu jak najlepiej, zawsze byłem pod wrażeniem jego umiejętności i wierzę, że osiągnie niejeden sukces jako szkoleniowiec.

Chwalił pan niejednokrotnie Polskę i Katowice za organizację mistrzostw, ale prawdą jest też, że gdyby nie tysiące pana rodaków, to ciężko byłoby o stworzenie tak wspaniałej atmosfery turnieju. 

- Polska to właściwe miejsce dla takich rozgrywek jak mistrzostwa świata i jestem naprawdę szczęśliwy, że mogę tutaj być! A co do naszych fanów... Jestem po prostu zachwycony ich postawą, to, co robią tutaj, jest niesamowite. Zawsze śledzili nasze poczynania i jestem pewien, że wciąż będą to robić, gdy dotrzemy do Wrocławia, ale nie pamiętam, żeby było ich tak wiele na naszych wyjazdowych spotkaniach. Tym bardziej jest to godne podziwu.

Może to kolejny znak, że wszystko idzie w fińskiej siatkówce ku lepszemu? 

- Tak, reprezentacja odnosi sukcesy, kluby notują występy w elitarnych europejskich pucharach, a najważniejsze jest to, że robi się o tym głośno, że wywołuje to poruszenie wśród ludzi i w mediach. To wszystko przyczynia się do tego, byśmy stawali się coraz lepsi. Nie można zapominać o federacji, która wykonywała doskonałą robotę przez wiele lat, byśmy byli na swoim obecnym miejscu. Nie przez pięć, nawet dziesięć lat, ale znacznie dłużej. Widzimy teraz efekty ciężkiej pracy i dążenia do siatkówki na najwyższym poziomie. Jesteśmy na tej imprezie po raz pierwszy od 32 lat i nie jest to nasze ostatnie słowo.

W Katowicach rozmawiał
Michał Kaczmarczyk

MŚ 2014: Fiński apetyt rośnie w miarę jedzenia

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×