Wycinek z życia: Paul Lotman - od studenta z nadwagą do olimpijczyka

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Rzeszowska lekcja cierpliwości

Pierwszym zagranicznym przystankiem na siatkarskiej mapie Amerykanina okazało się małe, około 40-tysięczne miasto Corozal, w którym reprezentował on barwy miejscowego klubu Plataneros. Lidze portorykańskiej daleko było do standardów obowiązujących w Europie. Sezon na tej niewielkiej wyspie trwał znacznie krócej niż na Starym Kontynencie, zdecydowanie inaczej wyglądał także terminarz gier. - Rozgrywaliśmy trzy, a czasami nawet cztery mecze tygodniowo. Cała liga kończyła się zatem już po trzech, czterech miesiącach - wyjawiał siatkarz. O mistrzostwo kraju rywalizowało dziesięć zespołów, spośród których najlepsza okazała się właśnie drużyna Lotmana. Po zdobyciu pierwszych szlifów na międzynarodowej arenie, jeszcze w 2008 roku, amerykański siatkarz wyjechał na kontynent europejski.

Pierwsze trzy lata pobytu w Europie upłynęły mu pod znakiem regularnych zmian pracodawców. Nie był wprawdzie zmuszony do opuszczania "tonących okrętów" jeszcze w trakcie trwania rozgrywek, ale każdy kolejny sezon spędzał gdzie indziej. Rozegrał kolejno po jednym sezonie w greckim Iraklisie Saloniki, francuskim Stade Poitevin Poitiers oraz włoskiej Marmie Lanza Werona. Bardzo ważny, w pewnym sensie nawet przełomowy w jego życiu, okazał się dla niego rok 2011.

A rozpoczął się on najgorzej jak tylko mógł. W marcu, w wieku 63 lat, zmarł bowiem ojciec zawodnika, Albert. Kolejne miesiące przyniosły dla Amerykanina lepsze wieści. Już w maju podpisał umowę ze swoim obecnym pracodawcą, Asseco Resovią Rzeszów, natomiast w sierpniu wziął ślub z Jasmine.

Jak się z czasem okazało, w stolicy Podkarpacia zadomowił się na dobre. Trzy tygodnie temu rozpoczął swój czwarty sezon w PlusLidze. Jego pozostanie w zespole Pasów nie było jednak tym razem takie pewne. Lotman był łączony między innymi z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle oraz Fenerbahce Stambuł. Wszelkie spekulacje na temat ewentualnego odejścia z klubu rozwiał sam zainteresowany pod koniec kwietnia, zamieszczając na Twitterze informację o treści: "Cieszę się, że mogę poinformować o swoim pozostaniu w Asseco Resovii Rzeszów na kolejny sezon. Dziękuję wszystkim za ciągłe wsparcie".

W ciągu trzech lat gry w Rzeszowie, Amerykanin dwukrotnie wywalczył z drużyną mistrzostwo Polski (2011/2012, 2012/2013), a raz wicemistrzostwo (2013/2014). Właściwie nigdy nie spełniał podobnej roli jak podczas swoich dwóch ostatnich lat na college'u, czyli lidera ekipy. Nie zawsze nawet mieścił się w wyjściowym składzie, często musiał godzić się z rolą rezerwowego. Ale przez cały czas pozostawał bardzo ważnym ogniwem zespołu, gwarantując przede wszystkim wysoki i stabilny poziom w grze defensywnej. Jego wejścia z ławki rezerwowych niejednokrotnie odwracały losy ważnych spotkań. - W Rzeszowie nauczyłem się spokojnie i cierpliwie czekać, nie pośpieszać niczego i nie stresować się staniem w kwadracie - zaznaczał Lotman.
Lotman doświadczył w Rzeszowie wielu wspaniałych chwil Lotman doświadczył w Rzeszowie wielu wspaniałych chwil
Dżoker z biletem do Londynu

W złotym dla amerykańskiej siatkówki roku 2008, przyjmujący jako świeżo upieczony absolwent, nie miał jeszcze szans, by pojechać na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu. 22-letni wówczas siatkarz otrzymał jednak powołanie do reprezentacji swojego kraju na rozgrywki Pucharu Panamerykańskiego, które odbywały się w kanadyjskim Winnipeg. Amerykanie ukończyli ten turniej ze złotym medalem, ogrywając w finale 3:1 Kanadę, w której szeregach błyszczał Gavin Schmitt. MVP całej imprezy został jednak wybrany drugi, obok Andersona, z największych przyjaciół Lotmana wśród siatkarzy, Evan Patak.

Po zakończeniu olimpijskich zmagań pierwsza reprezentacja USA przeszła, zgodnie z przypuszczeniami, pewną ewolucję, której jednym z beneficjentów okazał się sam Lotman. Zmiany w zespole zaczęły się od stanowiska trenerskiego. Hugh McCutcheona zastąpił nikt inny jak, wspominany już parokrotnie, Alan Knipe. Nowy szkoleniowiec nie zapomniał o powołaniu do kadry swojego byłego podopiecznego. Od 2009 roku Lotman stale jest powoływany do pierwszej reprezentacji swojego kraju.

Szybko przekonał się jednak, że o wywalczenie miejsca w wyjściowym składzie będzie mu niezmiernie trudno. Rywalizacja z takimi zawodnikami jak Anderson, William Priddy czy Riley Salmon do łatwych nie należała. Lotman nie załapał się między innymi do składu na Mistrzostwa Świata 2010, a gdy już znajdował się w meczowej "12", zazwyczaj musiał godzić się z rolą zawodnika zadaniowego. Do jego obowiązków należało utrudnianie rywalom życia zagrywką.

- Zawsze miałem dobre wyczucie w serwisie. Pełniąc rolę zadaniowca musisz wyjść na boisko bez wielkiego rozmyślania i po prostu wykonać robotę. Wchodzisz i masz jedną szansę. Podrzucasz tylko dobrze piłkę i uderzasz. Jeśli przekombinujesz, jesteś w kłopotach - opisywał swoją rolę Lotman. Zdawał sobie również sprawę, że dobre epizody w polu serwisowym w głównej mierze pomogły mu we wzięciu udziału w najbardziej prestiżowej sportowej imprezie. - Gra na zagrywce z pewnością pomogła mi wywalczyć miejsce w składzie na Igrzyska Olimpijskie w Londynie - dodawał.

- Paul to wspaniały gracz, konkurujący z innymi doskonałymi siatkarzami. Pomimo ograniczonego czasu, jaki otrzymuje na pokazanie się, spisuje się naprawdę dobrze. Na pozycji przyjmującego mamy największą rywalizację - mówił Knipe przed startem londyńskiej imprezy. Amerykanie wrócili ze stolicy Wielkiej Brytanii bez medalu, kończąc udział w turnieju po ćwierćfinałowej przegranej 0:3 z Włochami.

Położenie amerykańskiego gracza z zespole narodowym zmieniło się dopiero niedawno, a dokładnie podczas Mistrzostw Świata 2014. Pierwsze dwa mundialowe pojedynki, przeciwko Belgii oraz Iranowi, Lotman spędził jeszcze w większej części na ławce rezerwowych, lecz kolejne spotkanie, przeciwko Portoryko, rozpoczął już w wyjściowym składzie i nie oddał w nim miejsca także przez kolejnych sześć meczów. Wraz z kolegami zmarnował ogromną szansę na awans do trzeciej rundy turnieju, ponieważ reprezentanci USA niespodziewanie ulegli w ostatnim meczu drugiej fazy Argentynie 2:3. 28-latek zdawał jednak sobie sprawę, że może grać w "szóstce" w głównej mierze dzięki kontuzji jednego z kolegów.

- Przed mistrzostwami świata straciliśmy Seana Rooney'a. On był naszym kapitanem, doświadczonym graczem, trzymającym zawsze równy, wysoki poziom. I sportowo, i pozasportowo Sean był jedną z najważniejszych postaci w naszej drużynie i bez niego na pewno nie jesteśmy tym samym zespołem. Staram się jak mogę go zastąpić, bo w tej sytuacji jestem jednym z najstarszych i najbardziej doświadczonych, ale to nie to samo - przyznawał. Około dwa miesiące wcześniej, gdyż w lipcu, Amerykanie z Rooney'em (i Lotmanem również) w składzie, dość niespodziewanie zwyciężyli w rozgrywkach Ligi Światowej.

Paul Lotman nie jest, i nigdy nie będzie, zaliczany do kategorii najefektowniej prezentujących się siatkarzy. Jego wieloletnia praca nie idzie jednak na marne, ponieważ jego osoba jest bardzo ceniona przez kolejnych trenerów. - Paul od zawsze spisywał się niewiarygodnie dobrze w defensywie, dlatego bez przerwy jest ważnym ogniwem mojego zespołu. Jest graczem wspaniale wyszkolonym technicznie i wspaniałym kolegą - zaznaczał obecny selekcjoner Amerykanów, John Speraw.

- Paul jest siatkarzem, którego należy brać pod uwagę w kontekście gry na Igrzyskach Olimpijskich przez kolejną dekadę. W ciągu czterech, pięciu lat będzie prezentował najlepszą formę w swoim życiu - deklarował z kolei, jeszcze w 2012 roku, Knipe. Jeśli słowa wieloletniego trenera Lotmana się sprawdzą, Amerykanin powinien być czołową postacią Stanów Zjednoczonych podczas Igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku.

Który z amerykańskich przyjmujących robi na Tobie lepsze wrażenie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×