Zdecydował się na kontrakt w ukraińskim klubie. "Jeśli oni się nie boją, to ja też nie"

Getty Images / Na zdjęciu: Ivan Raić
Getty Images / Na zdjęciu: Ivan Raić

Gdy przez ostatni rok niemal wszyscy uciekali z Ukrainy, on zdecydował się podążyć w odwrotnym kierunku. Chorwacki siatkarz Ivan Raić wybrał grę w tym kraju. Teraz opowiedział o swojej decyzji i o tym, jak wygląda sytuacja w Ukrainie.

W tym artykule dowiesz się o:

- Do tej pory nie żałuję decyzji o przyjeździe tutaj, ponieważ nie miałem żadnych problemów - przyznał 33-latek w rozmowie z chorwackim dziennikiem "Jutarnij list".

Epicentr Podolany to jego dwunasty klub w karierze, a Ukraina to dziewiąty kraj, w jakim podpisał kontrakt.

Przyznał, że gdy pojawiła się oferta, miał duże obawy i początkowo był "na nie". Podobnie zareagowała jego rodzina. Raić jest ojcem dwójki dzieci.

- Na początku nie byli entuzjastycznie nastawieni. Zareagowali podobnie jak ja, gdy usłyszałem "Ukraina". Wszystko było nieznane, nie wiedziałam, dokąd jadę i co będę robić - wyjaśnił.

Gdy jednak przeprowadził kilka rozmów, "wybadał teren" i zebrał informacje jak wygląda sytuacja w miejscu, gdzie miałby zagrać, zmienił zdanie.

- Jestem tu od września zeszłego roku i od tego czasu nie było żadnych problemów, absolutnie wszystko jest w porządku - zdradził i zwrócił uwagę na to, że znajduje się 700-800 kilometrów od frontu.

Przyznał, że w momencie, gdy Rosjanie zaatakowali Ukrainę (24 lutego 2022 roku), nawet tam zapanował jednak strach i panika, a cudzoziemcy uciekali w środku nocy. Raić uważa jednak, że zupełnie nie wie dlaczego, bowiem wojskom agresora dotarcie do tego miejsca - w jego opinii - zajęłoby ok. 3-4 miesięcy.

- W rzeczywistości mówi się, że jest to prawdopodobnie ostatni cel, w który Rosjanie "uderzyliby" - przyznał i dodał, że alarmy przeciwlotnicze czasami się uruchamiają, ale on sam ani razu nie musiał uciekać do schronu.

- Kiedyś, na początku, kiedy przyjechaliśmy, razem z kolegą z klubu, Bułgarem Nikołajem Penczewem, piliśmy kawę na mieście, kiedy zabrzmiały syreny. Spojrzeliśmy na siebie, rozejrzeliśmy się i nikt wokół nas nawet nie mrugnął na alarm - wspomniał. - Pomyślałam, że jeśli oni się nie boją, to ja też nie.

Zobacz także:
Prezes PGE Skry Bełchatów wydał oświadczenie. Pojawiły się zarzuty pod adresem mediów
Rozczarowanie i złość jastrzębian. "Byliśmy chłopcami do bicia"