Kiedy w pierwszym meczu finałów PlusLigi Jastrzębski Węgiel pokonał Grupa Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle 3:0 pomyślałem, że to dobrze dla rywalizacji o złoto, bo przegrana rozdrażni zespół z Kędzierzyna-Koźla i kolejne spotkania będą kapitalnymi widowiskami.
Przez myśl mi wtedy nie przeszło, że kapitalna będzie w tych finałach tylko jedna drużyna. Że seria zakończy się w pierwszym możliwym terminie, a ZAKSA wygra w niej tylko jednego seta. Wreszcie - że w trzecim meczu jastrzębianie totalnie zdominują rywali i nie tylko znów pokonają ich do zera, ale zrobią to w zaledwie 69 minut, w setach do 15, 16 i 13!
To był zdumiewający finisz walki o mistrzostwo Polski. Walki, w której gracze Jastrzębskiego Węgla zrobili coś, co wydawało się nie do zrobienia. Złamali zespół, który wyrobił sobie renomę nieśmiertelnego. Grającego najlepiej wtedy, kiedy stawka jest najwyższa i potrafiącego wrócić nawet z beznadziejnej sytuacji. Zespół, który wcześniej pokonał ich w finale Pucharu Polski (bez straty seta) i dwukrotnie w fazie zasadniczej PlusLigi.
Jak tego dokonali? Siatkarze trenera Marcelo Mendeza nie tylko w środę, gdy ich wyższość była widoczna jak na dłoni, ale w całych finałach, zneutralizowali albo przejęli wszystkie największe atuty ZAKSY - cierpliwość w ataku, doskonałą grę w obronie i w bloku, skuteczną zagrywkę - a do tego górowali nad przeciwnikami siłą i atletycznością. Ale moim zdaniem ważne było jeszcze jedno - ogromna determinacja. Głód, by wreszcie kędzierzynian pokonać.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piłkarska perfekcja! Przepięknie przymierzył w okienko
Przed finałami w tym sezonie i w poprzednim przegrali z nimi jedenaście razy, a wygrali tylko trzykrotnie. Uchodzili za zespół odrobinę słabszy, bez siatkarskiego "czynnika X", który ma ZAKSA. Bardzo chcieli pokazać, że tak nie jest. I pokazali.
Świetnym podsumowaniem ich postawy były słowa, które po zakończeniu środowego meczu wypowiedział Tomasz Swędrowski, doświadczony komentator transmitującego finały Polsatu Sport: - Wiele finałów widziałem, ale nie widziałem w nich tak kosmicznie grającego zespołu.
Trudno się z nim nie zgodzić. To, co na rozegraniu pokazywał Benjamin Toniutti, w bloku pokazywał Jurij Gladyr czy w ataku Stephane Boyer, miało w sobie ślady gwiezdnego pyłu.
Prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Sebastian Świderski, w pomeczowym studiu wyróżnił trzech graczy: Tomasza Fornala, który wreszcie w wielkich meczach błyszczał (zwłaszcza w drugim w Kędzierzynie-Koźlu dał prawdziwy popis), pokazał godną podziwu wszechstronność i był jego zdaniem MVP finałów i całego sezonu, 39-letniego Gładyra, boiskowego generała i mentalnego lidera (aż sześć bloków w ostatnim meczu i tytuł najlepszego gracza spotkania) i Moustaphę M’Baye.
Ten ostatni to zdaniem wielu największy wygrany całego sezonu 2022/2023. 31-letni Polak o senegalskich korzeniach napisał w ostatnich miesiącach bajkową historię. Do połowy tego sezonu całą karierę spędził w zespołach, w których nie groziło mu podium mistrzostw Polski. Jastrzębski ściągnął go w styczniu, ponieważ kontuzji doznał Łukasz Wiśniewski. M'Baye wspaniale wykorzystał swoją życiową szansę. Wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie i grał tak, jakby półfinały Ligi Mistrzów czy mecze o złoto PlusLigi były dla niego chlebem powszednim.
Tak naprawdę w ekipie Jastrzębskiego Węgla wyróżnić można każdego z graczy. Za to, że w najważniejszym momencie sezonu pokazali grę tak kapitalną, że teraz zachwyty nad nimi słychać ze wszystkich stron. I są to zachwyty całkowicie słuszne. Selekcjoner kadry Polski Nikola Grbić w zeszłym sezonie reprezentacyjnym mówił o dążeniu do "pallavolo totale" - siatkówki totalnej. W środę był na meczu w Jastrzębiu-Zdroju. Ciekawe, czy oglądając graczy w biało-pomarańczowych koszulkach myślał sobie, że to właśnie jest totalna siatkówka?
A ZAKSA? Finały pokazały, że nie ma zespołów niezłomnych, ale kędzierzynianom należy się za ten sezon wielki szacunek. Do maja grali dobrze, bardzo dobrze albo jeszcze lepiej. Wydawało się, że są ekipą, która przezwycięży każdą trudność.
Na tak świetnie dysponowanego rywala jak Jastrzębski Węgiel zawodnikom Tuomasa Sammelvuo chyba po prostu zabrakło energii. Energii, której dużo musieli zużyć w ćwierćfinałach przeciwko Projektowi Warszawa (trzy na cztery mecze skończyły się tie-breakami) i w półfinałach z Asseco Resovią Rzeszów (dwa tie-breaki w trzech spotkaniach). W całej fazie play-off rozegrali w sumie o jedenaście setów więcej, niż ich finałowi przeciwnicy.
PlusLiga ma nowych królów, Jastrzębski Węgiel kończy sezon z trzecim tytułem w swojej historii, ale za 10 dni czeka go jeszcze jedna batalia z Grupą Azoty ZAKSĄ. Finał Ligi Mistrzów w Turynie. Nie napiszę, że jedni i drudzy będą tam mieli coś do udowodnienia, bo gracze obu ekip już niczego udowadniać nie muszą. Niech po prostu zagrają mecz, który będzie świętem nie tylko polskiej siatkówki, ale siatkówki w ogóle. Mecz, który będziemy wspominać latami.
Wracając jeszcze na chwilę do środowego wieczoru w Jastrzębiu-Zdroju, wyrazy szacunku należą się siatkarzom jeszcze za jedno. Po spotkaniu, gdy zwycięzcy byli już przebrani w koszulki z napisem "Mistrz Polski", każdy zawodnik Jastrzębskiego i każdy gracz ZAKSY uścisnęli sobie dłonie i po przyjacielsku się wyściskali, dziękując sobie w ten sposób za walkę i wyrażając swoje uznanie wobec trudu włożonego przez przeciwnika w cały wyczerpujący sezon. Brawo, panowie. Tak właśnie powinni zachowywać się sportowcy.
Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
"Jastrzębska maszyna". Ależ reakcja ekspertów po finale PlusLigi!
Przełom w finale Tauron Ligi. Koronacja coraz bliżej