Dostał najwięcej głosów z listy. Sukces mistrza świata w wyborach

- Nie naciskali, bym się zapisał do partii. Poszedłem jako niezależny kandydat - mówi WP SportoweFakty radny sejmiku województwa podkarpackiego Krzysztof Ignaczak. Opowiada, czy to początek innej kariery, a także, co by zrobił na miejscu Grbicia.

Arkadiusz Dudziak
Arkadiusz Dudziak
Krzysztof Ignaczak PAP / Tomasz Wiktor / Na zdjęciu: Krzysztof Ignaczak
Legenda siatkarskiej reprezentacji Polski wchodzi do polityki. Krzysztof Ignaczak startował z trzeciego miejsca z listy Trzeciej Drogi do sejmiku województwa podkarpackiego, ale i tak wywalczył najwięcej głosów ze swojego ugrupowania (6636) i zdobył mandat. 

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Skąd decyzja o starcie w wyborach samorządowych?

Krzysztof Ignaczak, były reprezentant Polski w siatkówce, mistrz świata i Europy: Nadszedł taki czas, w którym chciałbym podzielić się swoim doświadczeniem z pracy jako siatkarz, a później jako prezes klubu. Mam głowę pełną pomysłów. Chcę zająć się sportem, turystyką i edukacją. Dobrze by było, jakby z Podkarpacia pochodzili kolejni mistrzowie, ale do tego trzeba systemowych programów dla młodzieży. Musiałem wejść do polityki, by móc coś zmieniać. Przede wszystkim chciałbym podziękować wyborcom, którzy mi zaufali.

Dlaczego startował pan z list Trzeciej Drogi?

Rozmowa z ludźmi z PSL-u była najbardziej otwarta. Nie naciskali, bym się zapisał do partii. Poszedłem jako niezależny kandydat. Mam sporą swobodę, mogłem u nich prezentować swoją wizję, a w innych ugrupowaniach tak nie było. A miałem kilka ofert.

Jakie partie się z panem kontaktowały?

Nie chciałbym ujawniać nazw konkretnych ugrupowań, ale faktycznie rozmowy były z kilkoma partiami.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazdor NBA nie przestaje zadziwiać. Jak on to trafił?

Pojawiły się wątpliwości przed wejściem do polityki?

Tak, ale chęć zmieniania sportu jest silniejsza. Mam energię do działania, chcę sporo zrobić, ale jest we mnie pokora. Szybko się uczę i zawsze robiłem wyzwania. Sport jest taką dziedziną, że niezależnie od sympatii politycznych ludzie powinni patrzeć w tym samym kierunku. Uprawianie sportu może przynieść wiele korzyści i oszczędności dla systemu zdrowotnego.

W wyborach na Podkarpaciu większość w sejmiku uzyskał PiS. Może być trudno wprowadzać swoje pomysły.

Mam nadzieję, że będę miał na tyle silny charakter, że będę mógł przeforsować kilka rzeczy. Wszystkim powinno zależeć na edukacji, sporcie czy zdrowiu. Chciałbym, żeby głosowano za pomysłami, a nie za kluczem partyjnym.

Miał pan propozycję startu w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, ale odmówił. Dlaczego?

Polityka lokalna jest lepsza, by skuteczniej działać w wybranych przez siebie obszarach. Chcę zrozumieć politykę, znam lokalne potrzeby, więc jest to dla mnie bardziej naturalne środowisko.

To dopiero wstęp do ogólnokrajowych wyborów? 

Nie wykluczam, choć to daleka perspektywa. Chcę zobaczyć, jak wygląda świat polityki.

Widziałby się pan raczej w Sejmie, a może w Europarlamencie, gdzie zasiadali Bogdan Wenta czy Tomasz Frankowski.

Znam Bogdana osobiście i mu kibicuję, podobnie jak innym sportowcom, którzy weszli do polityki. Byli zawodnicy mają sporo doświadczenia z innych krajów, więc mają szeroką perspektywę i świeże spojrzenie.

Byli siatkarze: Marcin Możdżonek i Robert Prygiel startowali odpowiednio w wyborach na prezydenta Olsztyna i Radomia, ale nie udało im się wejść do drugiej tury. Śledził pan ich losy?

Oczywiście, szkoda, że im się nie udało. To dla nich cenne doświadczenie na kolejne wybory. Musimy nabrać szlifów. Zarówno dla mnie, jak i dla nich, to były pierwsze wybory.

Z czego może wynikać tak słaba frekwencja? Zagłosowało o prawie 25 proc. mniej osób niż w jesiennych wyborach parlamentarnych. Marcin Możdżonek mówił, że być może Polacy są zmęczeni polaryzacją.

Trochę miała pewnie wpływ na to pogoda, ale zgadzam się z Marcinem. Mamy w krótkim czasie trzy wybory i trudno utrzymać mobilizację. Nastąpiło rozprężenie wśród polityków, którzy nie agitowali, by ludzie poszli do urn.

W latach 2018-2020 był pan prezesem Asseco Resovii. Nie kusiło, by zostać w sporcie?

Te dwa lata w Resovii nauczyły mnie wiele, jeśli chodzi o funkcjonowanie klubu jako przedsiębiorstwa.  Jestem też współtwórcą programu "Szyjemy sport na miarę", gdzie aktywizujemy ludzi. Ale kluczowym zadaniem jest zachęcenie młodzieży do sportu. Potrzebujemy podniesienia rangi wychowania fizycznego w szkołach. Ten przedmiot często rodzice traktują jako zło konieczne.

Jako były reprezentant często występuje pan w TVP jako ekspert. Będzie pan to łączył z polityką?

Jedno drugiemu nie przeszkadza. Jeśli będzie taka wola ze strony TVP, będę dalej to robił, bo sprawia mi to olbrzymią przyjemność. Zbliżają się igrzyska, na których byłem trzykrotnie.

Polacy przełamią klątwę ćwierćfinału i zdobędą medal na IO w Paryżu?

Ćwierćfinał znów będzie kluczowy, taki jest po prostu system rozgrywek. Męska kadra jest na tyle doświadczona, że wie, po co tam jedzie. To będzie znowu jeden mecz. W Tokio Francuzi byli niemal poza turniejem, a się odrodzili i w ćwierćfinale nas ograli, a później zdobyli złoto. Polacy w ostatnim czasie wygrywali niemal wszystko i obok Francji, Włoch i USA będą jednymi z faworytów do złota. Japończycy mogą być czarnym koniem, bo fantastycznie rozwijają się pod okiem Philippe'a Blaina.

Wy też w 2012 roku po złocie Ligi Światowej jechaliście na IO w roli faworyta, ale odpadliście w ćwierćfinale. To była najbardziej bolesna porażka w karierze?

Mecz z Rosją zdecydowanie był najtrudniejszy do przełknięcia. Cztery lata wcześniej przegraliśmy w tie-breaku z Włochami, ale tam nie jechaliśmy jako murowany faworyt. W 2012 roku było inaczej, graliśmy najpiękniej, ale przegraliśmy z własnymi organizmami. Byliśmy przepracowani, przesadziliśmy z treningiem, a fizjologii nie da się oszukać. Mam nadzieję, że nasi trenerzy nie popełnią znowu tego błędu.

Kto powinien być libero na igrzyskach: Paweł Zatorski czy Jakub Popiwczak? Do Paryża pojedzie najpewniej tylko jeden.

Zadałbym sobie pytanie, czy Paweł wytrzyma cały turniej, bo miał problemy z biodrem. Będzie można zabrać 13 zawodnika w roli jokera i uważam, że pojedzie właśnie drugi libero. Pierwszym będzie Zatorski, a w odwodzie będzie Popiwczak. Paweł jest numerem 1 i nim pozostanie. Zadzwoniłbym jeszcze do Damiana Wojtaszka, który ma znakomity sezon i poprosiłbym go o powrót do reprezentacji.

Sam Wojtaszek mówił rok temu, że już nie chce wracać (więcej TUTAJ).

Niby tak, ale to są igrzyska. Gdyby pan do niego zadzwonił, to jestem przekonany, że by przyjął propozycję bez mrugnięcia okiem.

A kogo Nikola Grbić powinien wybrać na pozycji przyjmującego? Rok temu jeździła piątka: Bartosz Bednorz, Tomasz Fornal, Wilfredo Leon, Kamil Semeniuk i Aleksander Śliwka, a teraz w znakomitej formie są mistrzowie świata: Bartosz Kwolek i Artur Szalpuk.

Nie chciałbym być w skórze Grbicia. Szalpuk prezentuje się świetnie, a i Kwolek jest filarem klubu. Bednorz będzie musiał mocno popracować w kadrze, by utrzymać miejsce.

Ciekawa będzie sprawa z formą i kolanem Leona. Jeśli nie będzie w pełni zdrowy, to Grbić będzie zastanawiał się, czy go wziąć. Zakładam, że Śliwka wróci do swojej dyspozycji po kontuzji i nie wyobrażam sobie kadry bez niego. Fornal jest na tyle kompletny, że powinien mieć miejsce w reprezentacji. Pytanie tylko, czy w podstawowej szóstce czy jako pierwszy rezerwowy. Semeniuk regularnie dobrze gra we Włoszech. Grbić da szansę wszystkim na Lidze Narodów i dopiero wtedy wybierze skład.

A co zdziała w Paryżu żeńska reprezentacja?

Dziewczyny nie są na straconej pozycji. Mogą być czarnym koniem, zwłaszcza jeśli zaprezentują taki poziom, jak w poprzednim sezonie.

Czytaj więcej:
Mistrz olimpijski padł ofiarą oszustów. Gigantyczne straty

Czy Polacy zdobędą złoto na IO w Paryżu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×