Słoweński koszmar powrócił. Katastrofa na zakończenie turnieju w Antalyi

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / FIVB
Materiały prasowe / FIVB
zdjęcie autora artykułu

Reprezentacja Słowenii do niedawna była koszmarem Polaków. Po półfinale ME 2023 wydawało się, że klątwa została zdjęta. Nic z tego, w Antalyi koszmar Biało-Czerwonych powrócił. Ekipa z Bałkanów ponownie rozbiła nasz zespół 3:0.

W tym artykule dowiesz się o:

Reprezentacja Polski siatkarzy sprawiła kibicom miłą niespodziankę, wygrywając wszystkie trzy dotychczasowe mecze na turnieju w Antalyi. Na koniec Biało-Czerwonym przyszło zmierzyć się ze Słoweńcami, którzy do niedawna byli prawdziwym koszmarem naszej ekipy. To już przeszłość, w ubiegłorocznym półfinale mistrzostw Europy klątwa została zdjęta. Podopieczni Gheorghe Cretu mogli jednak przerwać triumfalny marsz naszego zespołu, który do niedzieli wygrał 27 kolejnych oficjalnych meczów na arenie międzynarodowej.

Pierwszy set przywołał stare demony, choć początek meczu był przez dłuższy czas wyrównany. Do stanu 9:8, później rywale zaczęli akcentować swoją przewagę. Toncek Stern i Tine Urnaut dali chwilę oddechu Słoweńcom, którzy dość niespodziewanie odjechali na kilka punktów (12:9).

Polacy nie grali dobrze, rywal na ich tle wyglądał zdecydowanie lepiej. Podopieczni Gheorghe Cretu kończyli kolejne akcje, a co gorsza doskonale bronili i wyprowadzali skuteczne kontry. W pewnym momencie różnica wzrosła do siedmiu oczek. Biało-Czerwoni nie byli w stanie zagrozić rywalom. Udało się co prawda zmniejszyć dystans, ale maksymalnie na cztery oczka. Mecz rozpoczął się więc od niespodzianki.

ZOBACZ WIDEO: Śmierć zajrzała w oczy Świderskiemu. "Mogliby mnie nie odratować"

Polacy pokonali wcześniej USA, Kanadę i Holandię, ale można było odnieść wrażenie, że Słoweńcy są pierwszym poważnym rywalem na turnieju w Antalyi. W drugim secie Biało-Czerwoni nadal bowiem musieli gonić wynik. Strata była niewielka, jednak minimum dwupunktowa. Po asie serwisowym Toncka Sterna o przerwę musiał poprosić Nikola Grbić (12:9).

Potężnym serwisem rywale wytrącili nam atuty ofensywne. Oba zespoły zresztą nie wstrzymywały ręki, lepiej dyspozycję Jani Kovacicia wykorzystywali Słoweńcy, choć i Kamil Szymura imponował, odbierając potężne ciosy. W odrabianiu strat nie pomogło wsparcie w postaci Bartosza Bednorza, który na przyjęciu zmienił Aleksandra Śliwkę. Ekipa z Bałkanów odskoczyła na cztery punkty. Mistrzowie Europy psuli na potęgę zagrywkę, co uniemożliwiało odrabianie strat. W końcówce udało się co prawda zbliżyć do przeciwnika, ale przełomu nie było.

W trzecim secie momentami wiało optymizmem. Bartłomiej Bołądź, który pojawił się na prawym skrzydle, nie zawodził w ataku i polu zagrywki. Doskonale wyglądał także Bartosz Bednorz. To pozwoliło nam przejąć inicjatywę, niestety nie udało się jej zbyt długo utrzymać. Słoweńcy napierali z wszystkich możliwych kierunków. Punktowali Toncek Stern, Tine Urnaut i Klemen Cebulj, a blok Polaków kompletnie nie funkcjonował (15:12).

Koszmar Polaków powracał tym mocniej, im bliżej było końca seta. Mistrzowie Europy wyglądali na coraz bardziej zrezygnowanych. Biało-Czerwoni walczyli, ale efekt był mizerny. Brakowało przede wszystkim przyjęcia potężnej zagrywki rywali. Ten element zdecydowanie ustawiał grę. Podopieczni Gheorghe Cretu utrzymywali bezpieczny, czteropunktowy dystans. Nikola Grbić momentami z niedowierzaniem spoglądał w kierunku parkietu. Na nic się to zdało, bowiem swoich podopiecznych, rażąco bezradnych, nie odczarował. Kolejny raz to Słowenia okazała się lepsza od Polaków, robiąc ogromny krok w kierunku wywalczenia przepustki na igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Słowenia - Polska 3:0 (25:20, 25:21, 25:18)

Słowenia: Stern, Pajenk, Kozamernik, Urnaut, Cebulj, Ropret, Kovacić (libero);

Polska: Śliwka, Semeniuk, Kochanowski, Łomacz, Bołądź, Poręba, Hawryluk (libero) oraz Butryn, Komenda, Bednorz, Szymura (libero).

Czytaj także: Mocne słowa Aleksandra Śliwki. Mówi, co działo się w ZAKSIE

Źródło artykułu: WP SportoweFakty