Czas rozdać medale Ligi Mistrzów. Polski zespół przed historyczną szansą

PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: siatkarze Aluron CMC Warty Zawiercie
PAP / Marian Zubrzycki / Na zdjęciu: siatkarze Aluron CMC Warty Zawiercie

Od dziesięciu lat w finale Ligi Mistrzów nieprzerwanie rywalizuje polski lub włoski zespół. W niedzielny wieczór naprzeciwko siebie staną debiutujące w batalii o złoto zespoły Aluronu CMC Warty Zawiercie i Sir Sicoma Monini Perugia.

Historia klubu z Zawiercia idealnie pasuje na filmowy scenariusz. Kiedy w 2014 roku zespół prowadzony przez Dominika Kwapisiewicza awansował do I ligi, prezes klubu Kryspin Baran z pewnością nie spodziewał się, że 11 lat później będzie mógł pochwalić się obecnością drużyny w europejskiej czołówce. Tymczasem 17 maja 2025 roku to data, która w historii Aluronu CMC Warty zapisała się złotymi zgłoskami. Debiutujący w turnieju Final Four podopieczni Michała Winiarskiego awansowali bowiem do wielkiego finału Ligi Mistrzów.

Styl, w jakim zawiercianie wywalczyli miejsce w finale, był równie imponujący. Po dwóch setach meczu z Jastrzębskim Węglem nic nie wskazywało na to, że Jurajscy Rycerze będą w stanie ugrać choćby seta. Tymczasem druga połowa meczu, po wejściu na boisko Karola Butryna i Patryka Łaby, należała już do wicemistrzów Polski, którzy po dramatycznym tie-breaku przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść.

ZOBACZ WIDEO: Anita Włodarczyk zaskoczyła internautów. Takiego ćwiczenia nie widzieli

- Po dwóch pierwszych setach nikt nie wierzył, że ten mecz będzie tak długi. Powiedzieliśmy sobie: wygrajmy chociaż jednego seta i jakoś to później powinno pójść. Trener Winiarski zrobił dwie zmiany i to ruszyło. Naprawdę nie wiem dlaczego - przyznał po zakończonym spotkaniu Mateusz Bieniek.

Rywalizację polskich ekip z uwagą śledzili siatkarze i sztab szkoleniowy Sir Sicoma Monini Perugia. Włosi dzień wcześniej pokonali 3:0 Halkbank Ankara, mogli więc ze spokojem analizować grę potencjalnych rywali. Dla ekipy Angelo Lorenzettiego, podobnie jak dla Aluronu CMC Warty Zawiercie, niedzielny finał Ligi Mistrzów będzie pierwszym w historii. Ekipa z Umbrii przystąpi do gry z pozycji uprzywilejowanej, będzie miała bowiem do dyspozycji kilkanaście godzin odpoczynku więcej od rywali.

- Wielokrotnie grałem mecze, w której to moja drużyna miała więcej czasu na regenerację i przegrywałem, a także odwrotnie. Nie będzie to aż takie istotne - uważa Bieniek.

Jeszcze mniej odpoczynku przed niedzielnym starciem będą mieli gracze Jastrzębskiego Węgla. Konfrontacja o brązowy medal z Halkbankiem Ankara to pożegnalny mecz m.in. dla Jakuba Popiwczaka, Norberta Hubera, Tomasza Fornala i trenera Marcelo Mendeza. Dla zespołu byłego już mistrza Polski będzie to również okazja do zakończenia pozytywnym akcentem kompletnie nieudanego sezonu. Pomarańczowo-czarni zakończyli bowiem rozgrywki PlusLigi na czwartej pozycji i za rok czeka ich jedynie występ w Pucharze CEV.

Jeszcze gorzej w rozgrywkach ligowych wypadł zespół Halkbanku Ankara. Podopiecznych Radostina Stojczewa za rok najprawdopodobniej zabraknie na europejskich arenach. Przed niedzielną konfrontacją nikogo w zespole z Turcji z pewnością więc nie trzeba będzie motywować do walki. Tym bardziej że drużyna zbudowana za gigantyczne pieniądze, z olbrzymim budżetem, nie zgarnęła w ostatnich miesiącach żadnego trofeum.

Final Four Ligi Mistrzów - mecze o medale (niedziela, 18 maja 2025 r.):

o 3. miejsce: JSW Jastrzębski Węgiel - Halkbank Ankara godz. 16.00

o 1. miejsce: Aluron CMC Warta Zawiercie - Sir Sicoma Monini Perugia godz. 20.00

Komentarze (2)
avatar
gmmax
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Jak to jest, że włosi z turkami rywalizują sobie spokojnie w piątek, po czym mają dodatkowy dzień na regenerację, a nasze drużyny toczą ciężki bój dzień przed finałem - skandal! 
Zgłoś nielegalne treści