Początek inauguracyjnej partii był niezmiernie wyrównany. Tego właśnie spodziewali się zgromadzeni w hali kibice, którzy dodatkowo mogli dopatrzyć się drobnych zmian w składach obu drużyn w porównaniu z poprzednimi spotkaniami - w częstochowskim teamie już od pierwszych minut występował Wojciech Gradowski, w szeregach kędzierzyńskiej ekipy z kolei na środku siatki siał popłoch Wojciech Kaźmierczak, zamiast kontuzjowanego Jurija Gladyra. Trener ZAKSY, Krzysztof Stelmach, na pierwszej przerwie technicznej nie miał zastrzeżeń co do gry swoich podopiecznych, którzy prowadzili dwoma punktami. - Gramy w porządku, oby tak dalej! - chwalił swoich zawodników, którzy po wznowieniu gry jeszcze bardziej, bo już na cztery punkty, odskoczyli swoim przeciwnikom.
Częstochowianie nie wykorzystywali kontr i popełniali wiele niewymuszonych błędów, denerwując tym swojego szkoleniowca. Gospodarze z kolei wraz z każdą kolejną akcją prezentowali się coraz pewniej. Szczęście także sprzyjało lepszym. Przy stanie 17:13 niezwykle lekkim plasem popisał się Tine Urnaut. Zawodnicy spod Jasnej Góry jednak nawet i tak prostego ataku nie potrafili wybronić. Końcówka pierwszej odsłony także należała do kędzierzynian. Gospodarze kontynuowali efektywną postawę w polu serwisowym oraz bloku i zasłużenie sięgnęli po zwycięstwo 25:20.
Druga odsłona pojedynku rozpoczęła się od koncertu pomyłek zaprezentowanego przez obie ekipy. Warto wspomnieć, że w inauguracyjnym secie drużyny popełniły w sumie aż dziewiętnaście błędów. Kibice mieli nadzieję, że siatkówka w tej partii będzie stała na nieco wyższym poziomie. Na pierwszej przerwie technicznej, analogicznie jak w poprzednim secie, dwoma punktami prowadzili kędzierzynianie. Od tego momentu bieg wydarzeń na boisku uległ diametralnej zmianie - zaraz po regulaminowym czasie aż pięć punktów z rzędu zdobyli częstochowianie! - Panowie, musimy wrócić! Jesteśmy zagubieni na boisku - tłumaczył swoim zawodnikom Krzysztof Stelmach. Gracze z Częstochowy grali jednak niczym w amoku. Ich znakomitą passę przerwał dopiero nieudaną zagrywką Piotr Nowakowski (9:12).
Mimo wszystko kędzierzynianie nie dawali za wygraną, usilnie próbując odrobić pokaźne już straty. Przy stanie 18:15 dla Tytana AZS Częstochowa o czas poprosił Marek Kardos. Jego podopieczni czuli bowiem już oddech swojego rywala na plecach. ZAKSA za późno jednak rozpoczęła swą pogoń. Częstochowianie ze stoickim spokojem dograli tego seta do końca, zwyciężając, ku rozpaczy kibiców kędzierzyńskiej drużyny, 25:21.
Od początku trzeciego seta na boisku trwała prawdziwie twarda walka. Dopiero tuż przed pierwszą przerwą techniczną częstochowianie odskoczyli na dwa oczka (6:8). Krzysztof Stelmach bardzo nerwowo reagował podczas przerwy na kamery, odsuwając swoich zawodników jak najdalej od nich. Można by rzec, że złej baletnicy przeszkadza i rąbek u spódnicy - kędzierzynianie w tym momencie spotkania prezentowali się po prostu źle, a taka niespokojna reakcja trenera nie sprzyjała na pewno poprawieniu gry teamu z Kędzierzyna-Koźla. Sam fakt, że trener szybko w tej partii desygnował do gry Grzegorza Pilarza za Pawła Zagumnego, mówił dużo o aktualnej dyspozycji ZAKSY.
W pewnej chwili siatkarze Marka Kardosa wyszli aż na siedmiopunktowe prowadzenie (7:14)! Po raz kolejny o czas poprosił trener ZAKSY. - Nie możemy odpuścić! Musimy dołożyć coś w ataku - instruował swoich podopiecznych Stelmach. Jego siatkarze nie stracili nadziei i rozpoczęli szybko niwelowanie strat. Przy stanie 18:14 dodatkowo żółtą kartkę otrzymał Dawid Murek, który z całą siłą uderzył piłkę po nieudanej akcji. Przewaga częstochowian zaczęła błyskawicznie topnieć, a sami zawodnicy nawet w najprostszych sytuacjach gubili się i robili banalne błędy (18:20). Fani siatkówki nareszcie doczekali się wyrównanej końcówki. Obronną ręką wyszli z niej przyjezdni, którzy mogli odetchnąć z ulgą i cieszyć się z prowadzenia w setach 2:1.
Czwartą partię ZAKSA zainaugurowała już z Pawłem Zagumnym, ale za to bez Jarosza, za którego pojawił się Dominik Witczak. Tę odsłonę od silnego uderzenia rozpoczęli częstochowianie, którzy szybko wyszli na trzy oczka przewagi (1:4). Równie błyskawicznie do remisu doprowadzili kędzierzynianie (5:5). Szalenie wyrównana walka trwała do stanu 9:9. Od tego momentu ponownie inicjatywa utrzymywała się po stronie siatkarzy spod Jasnej Góry, którzy stopniowo zmierzali do zwycięstwa (9:12). Kędzierzynianie byli zbyt zagubieni i nerwowi w każdej akcji, by nawiązać wyrównaną walkę z rywalem, który wyraźnie złapał wiatr w żagle (11:17). W chwili, gdy częstochowianie prowadzili ośmioma punktami, Krzysztof Stelmach przywołał swoich zawodników do siebie, by udzielić ostatnich wskazówek. - Panowie, ryzykujemy! W ataku, na zagrywce. Może się uda i odrobimy w ten sposób straty - namawiał. Tytan AZS Częstochowa był jednak nie do zatrzymania i sięgnął po zwycięstwo 25:17, a ostatecznie w całym spotkaniu 3:1. Podopieczni Marka Kardosa zainkasowali tym samym bardzo istotne trzy punkty.
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Tytan AZS Częstochowa 1:3 (25:20, 21:25, 22:25, 17:25)
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle: Zagumny, Jarosz, Czarnowski, Ruciak, Kaźmierczak, Urnaut, Gacek (libero) oraz Idi, Witczak, Pilarz
Tytan AZS Częstochowa: Drzyzga, Murek, Nowakowski, Wiśniewski, Janeczek, Gradowski, Dębiec (libero) oraz Gierczyński, Hebda
Sędziowie: Maciej Maciejewski (pierwszy) i Mariusz Gadzina (drugi)
MVP: Bartosz Janeczek