Joanna Seliga: Podobno dwa razy nie wchodzi się do tej samej wody... A trzeci?
Andrzej Stelmach: Mam nadzieję, że mnie to już po prostu nie będzie dotyczyć, skoro postanowiłem bronić barw AZS-u już nawet nie drugi, a trzeci raz (śmiech).
Pracował pan w wielu klubach, lecz wydaje się, że to właśnie AZS Częstochowa jest taką przystanią, do której chce pan wracać... To prawda?
- Nie ukrywam, że ciężko mi już było znaleźć nowy klub. Miałem też propozycję z AZS-u Olsztyn, którego barwy reprezentowałem w zeszłym sezonie, ale jej nie przyjąłem. Nie wiem, może już na stare lata chciałem osiąść w domu. W tamtym roku musiałem pogodzić się z rozłąką, ponieważ moja rodzina została w Częstochowie, więc względy rodzinne także miały tutaj niemałe znaczenie. Skoro więc dostałem ofertę z częstochowskiego klubu, długo się nie namyślałem i ją szybko przyjąłem.
A ta propozycja przedłużenia kontraktu w Olsztynie... Nie kusiła?
- Nie chciałbym tutaj mówić o szczegółach tej decyzji. Na pewno wiązała się ona z różnego rodzaju aspektami, które spowodowały, że postanowiłem nie wiązać się na kolejny sezon z tym klubem... Nie rozwijajmy tego jednak. Pozostańmy przy kwestiach rodzinnych. W zeszłym roku doskwierała mi w Olsztynie samotność. Gdybym nie dostał oferty z AZS-u Częstochowa, pewnie bym został tam, gdzie byłem, ale stało się, jak się stało.
Pana obecny klub nie jest mocarstwem pod względem finansowym. Nie ma pan obaw o regularne wypłaty?
- Takie są czasy. Wiemy, że wiele klubów ma swoje problemy, mierzy się z kłopotami natury finansowej. AZS Częstochowa czekał z decyzjami do samego końca, bo też nie wiedział, kto będzie sponsorem drużyny.
Dostaliście jakieś gwarancje lub zapewnienia od zarządu?
- W obecnych realiach ciężko o jakieś gwarancje. Podpisałem kontrakt i to on jest moją gwarancją. A co będzie, czas pokaże. Mam nadzieję, że przejdziemy przez ligę bez żadnych problemów i będziemy walczyć o jak najwyższe miejsce.
W tej walce sporo do powiedzenia będą mieli młodzi gracze, bo to właśnie ich jest w zespole najwięcej. Jak się panu z nimi współpracuje? Nie ma przepaści pokoleniowej?
- Jak na mój wiek, jest mi z nimi bardzo dobrze. To naturalne - im więcej człowiek przebywa się z młodzieżą, tym młodziej się czuje.
Co - z perspektywy tak doświadczonego gracza jak pan - drzemie w tej siatkarskiej latorośli?
- Potencjał jest duży, lecz pozostaje jeszcze kwestią czasu, kiedy przełoży się on na boisko. Na chwilę obecną mamy w teamie dużo młodzieży, która jest rozwojowa i przyszłościowa. Liga już się zaczyna, nie mamy na wiele rzeczy czasu, trzeba od razu grać... Fajnie, że młodzi będą regularnie pokazywać się na parkiecie. Właśnie występy w meczach najlepiej służą rozwojowi. Siedzenie na ławce nie daje tej możliwości. Oni ją mają i to jest ich duży atut.
Patrząc na ogół ligi, łatwo jednak nie będzie. Nawet jeśli poziom rozgrywek rzeczywiście nieco się obniżył, jak twierdzą niektórzy...
- Wydaje mi się, że wbrew temu, co się mówi, poziom zostanie utrzymany. Zespoły, które wcześniej były mocne, pokażą siłę także i teraz. Na pewno były w ich szeregach małe korekty, lecz nie wpłyną one negatywnie na ich postawę na boisku. Wiadomo, że dla nas i innych ekip, np. AZS-u Olsztyn czy Effectora Kielce, to nie będą łatwe rozgrywki. Naszym asem w rękawie może być jednak ambicja. Będziemy walczyć w każdym meczu o każdy punkt.
Jakie są pana oczekiwania wobec nadchodzących rozgrywek?
- W tym sezonie, z racji niskiej średniej wieku, wszystko może się wydarzyć. Dopiero po zakończeniu ligi będzie można spojrzeć na wiele rzeczy z boku i ocenić, czy obrana droga była dobra.